Выбрать главу

– Co ty robisz? – zaniepokoiła się, widząc, że David zawraca do Honolulu.

– Nie możemy jechać do domu.

– Przecież go zgubiliśmy!

– Skoro cię śledził, wie, że pojechałaś do kancelarii. Pewnie widział nas razem, zna moje nazwisko. Nie mam zastrzeżonego numeru, więc w książce telefonicznej mógł znaleźć mój adres.

Zdruzgotana osunęła się w fotelu. Zmrużyła oczy, gdyż raziły ją światła jadących z naprzeciwka samochodów.

Co ja mam teraz zrobić? – zastanawiała się bezradnie. Ile czasu zostało, zanim mnie dopadnie? Czy będę miała czas, żeby uciec? Albo chociaż krzyknąć?

– To moja ostatnia deska ratunku – przyznał po namyśle. – Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Najważniejsze, że ani na moment nie zostaniesz sama. – Umilkł i w skupieniu patrzył na drogę. – Tylko o jedno cię proszę. Nie pij tam kawy – dodał w przypływie czarnego humoru.

– Co? – spytała zaskoczona. – Słuchaj, a dokąd my właściwie jedziemy?

– Do mojej matki – odparł takim tonem, jakby ją przepraszał.

Otworzyła im drobna siwowłosa kobieta w rozchełstanym szlafroku i różowych futrzanych kapciach.

Najpierw długo im się przyglądała, mrużąc oczy jak zaskoczona mysz.

– Patrzcie państwo! David! – zawołała wreszcie, radośnie klaszcząc w dłonie. – Jak miło, że wpadłeś! Tylko szkoda, że przedtem nie zadzwoniłeś. A tak to sam widzisz, złapałeś nas w piżamach, jak dwie stare…

– Nie przejmuj się, Gracie. Wyglądasz super – przerwał jej i wciągnął Kate do środka, po czym zamknął drzwi na klucz. – Mama jeszcze nie śpi? – zapytał.

– Jeszcze nie. – Gracie zerknęła w stronę salonu.

– Na miłość boską, kobieto, nie wiem, kto przyszedł, ale weź go przepędź i natychmiast wracaj! – zawołał gniewny głos. – Teraz twoja kolej! I wymyśl coś inteligentnego, bo mam słowo z potrójną premią.

– Znowu wygrywa – westchnęła Gracie z goryczą.

– To znaczy, że ma dobry humor?

– A skąd ja mam wiedzieć? Odkąd pamiętam, zawsze ma zły.

– Przygotuj się – mruknął do Kate. – Mamo!

– zawołał radośnie. Zbyt radośnie.

W salonie urządzonym w mahoniu i kolorze lilaróż tyłem do wejścia siedziała dystyngowana dama, wspierając stopy o puf obity gniecionym aksamitem. Na stoliku przed nią leżała plansza do scrabble'a.

– Nie wierzę! – powiedziała. – Chyba ze starości mam już omamy słuchowe. – Obejrzała się. – Syn przyszedł mnie odwiedzić! Czyżby zbliżał się koniec świata?

– Miło cię widzieć, mamo. – Przywitał się z nią niezbyt wylewnie, a potem nabrał powietrza, niczym człowiek, który zamierza sam sobie wyrwać bolący ząb. – Musisz nam pomóc.

Jinx spojrzała ciekawie na Kate. Jej oczy, niezwykle czujne i bystre, lśniły jak kryształy. Nagle spostrzegła, że jej syn opiekuńczo obejmuje swą towarzyszkę, i na jej twarzy pojawił się uśmiech. Wolno wzniosła oczy ku niebu i mruknęła:

– Alleluja!

– Ty mi nigdy nic nie mówisz! – poskarżyła się, gdy godzinę później usiedli w kuchni, by wypić kakao. Niegdyś był to ich wspólny rytuał, lecz zarzucili go, gdy David przestał być dzieckiem. Jak mało trzeba, by znów poczuć smak dzieciństwa, pomyślał. Wystarczył łyk kakao i karcące spojrzenie matki, by dopadło go dobrze znane poczucie winy. Kochana kobieta. Jak nikt umiała sprawić, że człowiek w sekundę młodniał. On w każdym razie czul się przy niej jak sześciolatek.

– Wreszcie znalazłeś sobie kobietę i ją przede mną ukrywasz – gderała. – Wstydzisz się jej czy co? A może to mnie się wstydzisz? Albo nas obu?

– Naprawdę nie ma o czym opowiadać, mamo. Ja i Kate znamy się bardzo krótko.

– Wstydzisz się przyznać, że jednak masz w sobie ludzkie odruchy?

– Mamo, oszczędź mi tej psychoanalizy!

– Nie zapominaj, że to ja zmieniałam ci pieluchy i opatrywałam rozbite kolana. Na moich oczach omal nie złamałeś ręki przez ten cholerny skateboard. Bardzo rzadko płakałeś. I nadal nie płaczesz. Obawiam się, że nawet nie potrafisz. To taki feler, który odziedziczyłeś po ojcu. Ja to nazywam klątwą Plymouth Rock. Nie jesteś zupełnie pobawiony uczuć, ale za żadne skarby nie chcesz ich okazać. Nawet kiedy umarł Noah…

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Widzisz? To już osiem lat, jak odszedł, a ty wciąż się spinasz, gdy ktoś wypowie przy tobie jego imię.

– Mamo, przejdź do rzeczy.

– Kate.

– Co z nią?

– Trzymałeś ją za rękę.

– Ma bardzo ładne, delikatne dłonie.

– Spałeś już z nią?

Zszokowany zakrztusił się i wypluł kakao na stół.

– Mamo!

– No co? Nie ma się czego wstydzić. Wszyscy dorośli ludzie to robią, więc nie mów mi, że jesteś wyjątkiem. I przestań mi tu kręcić. Widziałam, jak na nią patrzysz.

Bez słowa wstał i zaczął czyścić koszulę.

– Mam rację? – nie dawała za wygraną.

– I skąd ja teraz wezmę czystą koszulę? – zapytał poirytowany.

– Weźmiesz jedną z tych, które zostały po ojcu. Dowiem się wreszcie, czy mam rację?

– Z czym, mamo?

Wykonała gest, jakby chciała go udusić.

– Zawsze wiedziałam, że posiadanie jednego dziecka jest błędem.

Na górze rozległ się głuchy łomot.

– Co ta Gracie tam wyprawia? – zapytał.

– Szuka ubrań dla Kate.

Wzdrygnął się. Znając fatalny gust Gracie, miał prawo przypuszczać, że za chwilę zobaczy Kate w jakiejś mdląco różowej kreacji. W sumie było mu wszystko jedno, co na siebie włoży, byleby wreszcie zeszła. Nie było jej raptem kwadrans, a już zaczął za nią tęsknić. Bardzo go to denerwowało, bo uczucia, których ostatnio doświadczał, sprawiały, że czuł się po ludzku słaby…

Skrzypnęły schody, więc natychmiast się odwrócił. Niestety, była to tylko Gracie.

– Jinx, czy mi się zdaje, czy ty pijesz kakao? – zapytała czujnie. – Przecież wiesz, że po mleku masz sensacje żołądkowe. Zaparzę ci herbatę.

– Nie chcę herbaty!

– Chcesz.

– A właśnie że nie!

– Gdzie Kate? – wszedł im w słowo.

– Zaraz przyjdzie. Jest w twoim pokoju, ogląda modele samolotów. Powiedziałam jej, że to jedyny dowód na to, że David też był kiedyś dzieckiem.

– Zaśmiała się, patrząc porozumiewawczo na Jinx.

– Mój syn dzieckiem? Nie żartuj! Wylazł z mojego brzucha jako w pełni ukształtowany dojrzały człowiek. Może u niego proces przebiega odwrotnie. Będzie się stawał coraz młodszy, aż w końcu zdziecinnieje.

– Jak ty, mamo?

Gracie nastawiła wodę na herbatę.

– Jak miło mieć towarzystwo! – westchnęła rzewnie, lecz słysząc dzwonek telefonu, od razu się nasrożyła: – A komu to się zachciewa gadać o dziesiątej w nocy?

– Ja odbiorę. – David sięgnął po słuchawkę. – Halo!

– Mam dla ciebie dobrą wiadomość! – oznajmił Pokie, z miejsca przechodząc do rzeczy.

– Namierzyłeś samochód, który nas śledził?

– Zapomnij o tym samochodzie. Mamy ptaszka.

– Deckera?

– Doktor Chesne musi go zidentyfikować. Wyrobicie się w pół godziny?

David spojrzał na Kate, które właśnie zeszła na dół i patrzyła na niego pytająco. Podniósł kciuk.

– Zaraz u ciebie będziemy – powiedział do Pokiego. – Gdzie go macie? Na posterunku?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Nie, nie na posterunku.

– Więc gdzie?

– W kostnicy.

– Mam nadzieję, że macie mocne nerwy i żołądki. – M. J. energicznie pociągnęła za uchwyt metalowej szuflady, która wysunęła się bezszelestnie. Potem jednym ruchem rozsunęła czarny worek. W ostrym jarzeniowym świetle ciało wyglądało sztucznie, jak odlana z wosku nędzna imitacja człowieka.