Выбрать главу

– Ten, z którym rozmawiasz, nie.

– Zabawne. Lekarze stykają się z nimi na co dzień. Spróbuj dogadać się z wylewem. Albo z rakiem. My nigdy nie paktujemy z wrogiem.

– Dzięki temu mam z czego żyć – odparł. – Zbijam fortunę na arogancji lekarzy.

To był cios między oczy. Natychmiast pożałował swych słów. Musiał jednak ostro zareagować, bo Kate szuka guza, a on nie chciał, by sobie go nabiła.

Resztę drogi pokonali w milczeniu. Po raz pierwszy atmosfera była ciężka. Oboje czuli, że ich wspólne sprawy mają się ku końcowi. Od początku było jasne, że ta chwila kiedyś nastąpi. I oto przyszła.

Do domu weszli wprawdzie razem, lecz zachowywali się jak dwoje obcych ludzi. Gdy Kate wyciągnęła walizkę i zaczęła się pakować, poprosił, by zaczekała z tym do rana. To wszystko. Nie zdobył się na to, by jej otwarcie wyznać, iż chce, by z nim została. Po prostu zabrał jej walizkę i zamknął w garderobie. Potem podszedł do niej i zaczął ją całować. Jej wargi były chłodne, przytulił ją więc mocno i ogrzał własnym ciepłem.

Oczywiście potem się kochali. Ostatni raz. Niby wszystko było w porządku, ale oboje czuli, że jest to miłość na zgliszczach. Właściwie nie miłość, tylko zaspokojenie pożądania. Przynoszące ulgę, ale nie dające satysfakcji.

Kiedy zasnęła, David leżał w ciemności i słuchał jej równego oddechu. Też chciałby zasnąć, ale nie mógł. Zbyt intensywnie zastanawiał się, dlaczego nie potrafi nikogo pokochać.

Nie lubił tego stanu. Czuł się wtedy bezbronny. Od śmierci Noaha wytrwale pracował nad tym, by niczego nie czuć. Funkcjonował jak dobrze zaprogramowany robot, oddychał, jadł, spał i uśmiechał się wyłącznie wtedy, gdy należało. Zamknięty w sobie jak ostryga w skorupie prawie nie zauważył, że odeszła od niego żona. Właściwie w ogóle nie przeżył tego rozstania. Dla niego było ono jeszcze jedną kroplą w morzu cierpienia. Kochał Lindę, lecz tego uczucia nie dało się porównać z ogromną bezwarunkową miłością, którą darzył syna. Według niego siłę uczucia należy mierzyć stopniem cierpienia po utracie obiektu uczuć.

I nagle pojawiła się ta kobieta. Odwrócił się i spojrzał na jej ciemne włosy rozrzucone na poduszce. Jej poprzedniczka była chyba blondynką. Ale kiedy to było? I jak się nazywała? Nie miał pojęcia.

A Kate? Z nią było inaczej. Oczywiście pamiętał jej imię. I to jak zasypia, skulona niczym zmęczony kociak. Oraz to, że gdy jest obok, mrok zaczyna się rozjaśniać. Miał to wszystko wyryte w pamięci.

Wstał z łóżka i pchany dziwną tęsknotą poszedł do pokoju Noaha. Od bardzo dawna w nim nie był. Nawet tam nie zaglądał, bo nie mógł znieść widoku pustego łóżka. Wystarczyło, że rzucił na nie okiem, i od razu budziły się wspomnienia. Przypominał sobie, jak wieczorem zakradał się na palcach, by sprawdzić, czy synek śpi i czy się nie odkrył. A on zawsze się wtedy budził. I zaczynali w ciemności rozmowę, która z czasem stała się ich rytuałem:

To ty, tatusiu?

Tak, Noah. Śpij.

Najpierw mnie przytul. Proszę cię.

Dobranoc, pchły na noc.

Usiadł na łóżku i długo wsłuchiwał się w echa przeszłości, przypominając sobie, jak niewyobrażalny ból niesie ze sobą miłość. Potem wrócił do sypialni, położył się obok Kate i zasnął.

Wstał bladym świtem i od razu poszedł pod prysznic, by z premedytacją zmyć z siebie wszelkie ślady miłości. Czuł się jak człowiek, który przeżył odnowę. Potem zaczął się ubierać. Wkładał każdy fragment garderoby w taki sposób, jakby kompletował zbroję, która osłoni go przed światem. Pijąc w kuchni kawę, rozmyślał o tym, że nie ma żadnego logicznego powodu, by Kate dłużej u niego została. Spełnił swój obowiązek, odegrał rolę rycerza na białym koniu.

Nigdy jej nie obiecywał, że zwiąże się z nią na dłużej, sumienie miał więc czyste. Pora, by wróciła do swojego życia. Może po kilku dniach bez niej spojrzy na wszystko z dystansem i dojdzie do wniosku, że przeżył chwilową burzę hormonów. A może po prostu usiłuje oszukać samego siebie.

Martwił się o nią. Nie chciał, by interesowała się przeszłością Deckera, ale wiedział, że ona nie przestanie węszyć. Wczoraj nie wyjawił Kate, że w głębi duszy przyznaje jej rację. Tajemnicze morderstwa na pewno nie były dziełem szaleńca opętanego żądzą zemsty. Cztery osoby straciły życie. Nie chciał, by Kate była piąta.

Zamiast wyjść do biura, wrócił do sypialni i usiadł w nogach łóżka, by z bezpiecznej odległości popatrzeć, jak Kate śpi. Taka piękna, uparta, wściekle niezależna kobieta. Do tej pory twierdził, że ceni w kobietach niezależność, teraz nie był już tego taki pewny. W pewnym sensie żałował, że Decker nie żyje.

Gdyby nadal jej zagrażał, przynajmniej potrzebowałaby jego pomocy. Cóż za skrajny egoizm!

Nagle uświadomił sobie, że nadal może jej się do czegoś przydać. Przeżył w jej ramionach dwie cudowne noce, miał więc wobec niej dług wdzięczności.

– Kate? – Delikatnie nią potrząsnął.

Wolno otworzyła oczy. Cudne, senne, zielone oczy. Miał ochotę ją pocałować, ale wolał nie kusić losu.

– Hotel Victory – powiedział cicho. – Nadal chcesz tam jechać?

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Pani Tubbs, kierowniczka hotelu Victory, przypominała nadętą ropuchę. Mimo upału miała na sobie szary wełniany sweter i dziurawe rajstopy, z których wystawał spuchnięty jak balon brudny paluch.

– Charlie? – powtórzyła, przyglądając im się podejrzliwie przez szparę w drzwiach. – Zgadza się, mieszkał tu taki jeden.

W pokoju za nią bębnił telewizor.

– Debilu jeden! Żeś nie mógł tego zgadnąć?!

– Gruby męski głos komentował występ uczestnika teleturnieju.

– Ebbie! Do diabła, weźże to przycisz. Nie słyszysz, że rozmawiam? – wrzasnęła przez ramię. – A ten Charlie, co się pytacie, to już tu nie mieszka – oznajmiła. – Wziął się i zabił. Tak mi mówiła policja.

– Jeśli można, chcielibyśmy obejrzeć jego pokój.

– A po co?

– Szukamy informacji.

– A wy co, też z policji?

– Nie, ale…

– Bez nakazu nikogo tam nie wpuszczę! – oznajmiła z naciskiem. – Policja zabroniła. A mnie już starczy kłopotów. – Dla podkreślenia wagi swych słów zaczęła zamykać drzwi, ale David je przytrzymał.

– Widzę, że przydałby się pani nowy sweter.

– Przydałoby mi się sporo nowych rzeczy – rzuciła, ale uchyliła drzwi nieco szerzej. – A zwłaszcza nowy mąż – dodała, gdy z pokoju dobiegło głośne beknięcie.

– Przykro mi, ale w tej sprawie pomóc nie mogę. – David się uśmiechnął.

– Pewnie. Tylko sam Pan Bóg może coś z tym zrobić.

– A on, jak wiadomo, potrafi czynić cuda – odparł i dyskretnie wsunął jej do ręki dwadzieścia dolarów.

– Jak właściciel hotelu się dowie, to mnie zabije.

– Nie dowie się – zapewnili ją zgodnym chórem.

– Skąd ta pewność? Żebyście wiedzieli, jakie ja grosze dostaję za prowadzenie tej budy – jęknęła i zaczęła wyrzekać na swój ciężki los.

David miał nadzieję, że następne dwadzieścia dolarów ulży nieco jej niedoli.

– Ale nie jesteście żadnymi inspektorami? – upewniła się, upychając pieniądze w staniku. – Nie, na pewno nie. Jeszcze nie widziałam, żeby któryś z tych łachudrów przyszedł tu tak wystrojony jak pan. No dobra. Szkoda czasu na gadanie. Chodźcie.

Po wąskich schodach wspięła się z nimi na piętro, sapiąc przy tym jak kowalski miech.

– To tutaj! Pokój dwieście trzy – wykrztusiła, purpurowa z wysiłku. – Ten wasz Charlie mieszkał u mnie miesiąc. Spokojny chłopak, nie powiem. Nie miałam z nim żadnych kłopotów. Nie to, co z resztą tego tałatajstwa.