– Mówił, że na zapalenie opon mózgowych.
– Właśnie. Bakteryjne zapalenie opon mózgowych. Choroba całkowicie uleczalna, prawda?
– Owszem, jeśli zostanie zdiagnozowana we wczesnym stadium.
– Jeśli. To słowo do dziś prześladuje mojego syna. – Ze smutkiem spojrzała na więdnące kwiaty. – Kiedy Noah zachorował, David był akurat w Chicago na jakiejś konferencji. Początkowo Linda nie przejęła się kiepskim samopoczuciem małego. Wiadomo, dzieciaki non stop chorują. Tyle że tym razem gorączka była bardzo wysoka i nie dała się niczym zbić. Potem Noah zaczął się skarżyć na straszny ból głowy. Jego lekarz był na urlopie, więc Linda poszła z nim do innego doktora z tej samej przychodni. Dwie godziny przesiedzieli w poczekalni. A pan doktor poświęcił chłopcu całe pięć minut i kazał im wracać do domu.
Kate popatrzyła na grób, z lękiem myśląc o tym, co za chwilę usłyszy.
– W nocy Linda dzwoniła do lekarza trzy razy. Widocznie czuła, że z dzieckiem dzieje się coś złego. Skończyło się na tym, że pan doktor ją zbeształ i nawyzywał od histeryczek. To zwykłe przeziębienie, a pani z tego robi śmiertelną chorobę, zżymał się. Kiedy w końcu zawiozła małego na ostry dyżur, majaczył. Podobno bez przerwy wołał tatę. Lekarze ze szpitala stawali na głowie, żeby go uratować, ale… – Bezradnie wzruszyła ramionami. – Obydwoje bardzo przeżyli jego śmierć. Linda nie umiała sobie poradzić z poczuciem winy, a David… po prostu się wycofał. Zamknął się w sobie i nikogo do siebie nie dopuszczał. Nie dziwię się, że Linda od niego odeszła.
Jinx na chwilę umilkła.
– Wkrótce okazało się, że lekarz, który zbagatelizował chorobę Noaha, jest alkoholikiem. W Kalifornii, gdzie przedtem pracował, stracił przez to prawo do zawodu. Kiedy David się o tym dowiedział, rozpoczął swoją prywatną wojnę. Ciągał faceta po sądach, aż go zniszczył. Ale w życiu nie ma nic za darmo, zwycięstwo też ma swoją cenę. David zapłacił za nie rozpadem małżeństwa i zrujnowanym życiem osobistym. Właśnie wtedy odszedł z prokuratury. Szybko się dorobił, niszcząc niedbałych lekarzy. Ale to nie pieniądze go motywują. Myślę, że już do końca życia podświadomie będzie krzyżował lekarza, przez którego stracił dziecko.
I dlatego nic z tego nie będzie, pomyślała Kate.
Zawsze będę dla niego wrogiem, którego trzeba zniszczyć. Wdeptać w ziemię.
Jinx wolno pokuśtykała w stronę domu, a ona została sama w cieniu wielkiego drzewa. Myślała o Noahu, który żył lat siedem. I o tym, jak potężną siłą może być miłość do dziecka, równie okrutną i obsesyjną, jak ta między kobietą a mężczyzną. Zastanawiała się, czy byłaby w stanie rywalizować ze wspomnieniami. Albo czy David przestałby widzieć w niej kogoś, kto jest winien śmierci jego syna?
Przez długie lata cierpliwie pielęgnował ból, aż przekształcił go w źródło niewyczerpanej energii, która pozwalała mu staczać wciąż tę samą bitwę. Charlie Decker również czerpał moc z cierpienia. Tylko dzięki niemu przetrwał pięć długich lat przymusowego pobytu w szpitalu psychiatrycznym.
Zmarszczyła czoło, gdyż nagle przypomniała sobie o leku, który znaleźli w pokoju Charliego. Haldol. Silny lek uspokajający i przeciwpsychotyczny. Czy Charlie rzeczywiście cierpiał na chorobę psychiczną?
Spojrzała w stronę domu. Weranda była pusta, Jinx i Gracie musiały wejść do środka. Powietrze było tak gęste, że niemal czuła na barkach jego ciężar. Nadciąga burza, pomyślała i spojrzała na zegarek. Jeśli wyjedzie teraz, może zdąży do szpitala stanowego, zanim lunie.
– Charlie Decker w ogóle nie powinien był się tu znaleźć. – Doktor Nemechek przystanął na środku trawnika i powiódł zatroskanym spojrzeniem po swym smutnym królestwie zmąconych umysłów. – Od początku im mówiłem, że nie jest psychopatą, ale sąd oparł swój wyrok na opinii jakiegoś eksperta od siedmiu boleści. No i skazali go na przymusowe leczenie. – Z naganą pokręcił głową. – Na tym polega problem z naszym wymiarem sprawiedliwości. Sądy patrzą w pierwszej kolejności na dowody. A nie na człowieka.
– A co pan widział, patrząc na Charliego?
– Widziałem kogoś zamkniętego w sobie. Cierpiącego na silną depresję. Czasem miewającego urojenia.
– To znaczy, że jednak miał problemy psychiczne.
– Owszem, ale nie takie, o jakie go oskarżano. – Nemechek odwrócił się w jej stronę, jakby chciał się upewnić, że zostanie dobrze zrozumiany. – Obłęd bywa groźny. Lecz zdarzają się przypadki, gdy należy potraktować go jak niegroźną przypadłość. Jako rodzaj specyficznej ochrony przed cierpieniem. I właśnie tak było z Charliem. Odniosłem wrażenie, że dla niego choroba była aktem samoobrony. Urojenia powstrzymywały go przed kolejną próbą samobójczą. Dlatego nigdy nie próbowałem ich wytłumić. Czułem, że pozbawiając go tych iluzji, wydałbym na niego wyrok śmierci.
– Policja uważa go za seryjnego mordercę.
– Bzdura!
– Skąd ta pewność, doktorze?
– Stąd, że Charlie był z natury łagodny i przyjaźnie nastawiony do wszystkiego, co żyje. Schodził z drogi, byle nie rozdeptać świerszcza.
– Może w przypadku ludzi nie miał takich skrupułów?
– Proszę wybaczyć, ale to niedorzeczne. Charlie nie miał powodu, żeby kogokolwiek zabijać.
– A Jenny? Czy nie próbował mścić się za jej śmierć?
– Ależ skąd! Jego urojenia nie miały nic wspólnego z Jenny. On się pogodził z jej śmiercią.
– Więc czego dotyczyły?
– Dziecka. Któryś z lekarzy powiedział mu, że urodziło się żywe. Od tej pory nie potrafił myśleć o niczym innym. Wmówił sobie, że jego córeczka żyje i obsesyjnie próbował ją odnaleźć. Każdego roku, w sierpniu, urządzał jej urodziny. Mój aniołek kończy dziś pięć lat, mówił. Chciał ją odzyskać i wychować jak księżniczkę. Marzył, że będzie kupował jej piękne sukienki i lalki. Wiedziałem, że w istocie nigdy nie będzie próbował jej odnaleźć. Z obawy, że może się okazać, że dziecko naprawdę zmarło.
Kiedy spadły pierwsze wielkie krople ciepłego deszczu, oboje spojrzeli w górę. Nagle zerwał się wiatr i zaczął targać fartuchami pielęgniarek, które w pośpiechu zaganiały chorych do budynku.
– Doktorze, a jeśli Charlie miał rację? Jeśli jego córeczka żyje?
– To niemożliwe, pani doktor. – Pierwsza fala rzęsistego deszczu zawisła między nimi jak kurtyna. – Dziecko na pewno nie żyje. Przez ostatnie pięć lat istniało wyłącznie w umęczonej głowie Charliego.
Dziecko na pewno nie żyje.
Jadąc autostradą, po której snuła się gęsta mgła, Kate powtarzała w myślach słowa Nemechka. „Dziecko na pewno nie żyje. Przez ostatnie pięć lat istniało wyłącznie w umęczonej głowie Charliego".
A gdyby okazało się, że jednak jego córeczka żyje?
Ciekawe, jak by wyglądała? Czy odziedziczyłaby po nim ciemne włosy? I czy miałaby w oczach taki sam cudny, niegasnący blask jak jej mama?
Pamięć podsunęła jej obraz pogodnej twarzy Jenny Brook, uśmiechniętej figlarnie na tle błękitnego nieba. Mgła na drodze zgęstniała, ograniczając widoczność niemal do zera. Kate wytężyła wzrok i całkowicie skupiła się na prowadzeniu. Twarz Jenny zbladła i po chwili zupełnie znikła, a w jej miejscu pojawiła się inna wizja. Drobna szczuplutka dziecięca buzia, a za nią bujna zieleń drzew. Silny podmuch wiatru rozdarł ołowiane chmury; mgła uleciała. Zaświeciło słońce. Razem z jego promieniami na Kate spłynęło olśnienie. Niewiele brakowało, a gwałtownie wcisnęłaby hamulec.