– Słyszałyście ostatnie wiadomości? – spytała.
– Jakie? – zainteresowała się Marcia.
– Wróciła!
– Kto? – chciała dowiedzieć się Moira.
– Sarah Whitman.
Oczy Moiry rozszerzyły się ze zdumienia, lecz zaraz potem na jej twarzy odmalowało się głębokie współczucie.
– Biedactwo. To okropne, że dziecko cierpi za grzechy ojca – oświadczyła z ubolewaniem.
– A jeśli Franklin Whitman nie popełnił przestępstwa, o które wszyscy go oskarżają? – spytała Tiny.
Marcia zmarszczyła brwi.
– Jasne, że popełnił. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Moja droga, nie wygaduj głupstw. Do rozmowy włączyła się Moira:
– Jednego nie zrobił na pewno. Nie zamknął się sam w tej okropnej żelaznej skrzyni. Nerwowym ruchem Marcia chwyciła ze stołu serwetkę i położyła na kolanach.
Dwadzieścia lat temu jej ojciec był jednym z funkcjonariuszy prowadzących śledztwo. Każde domniemanie, że być może popełnił wówczas błąd, natychmiast wyprowadzało Marcie z równowagi.
– Pewnie zdradzili go wspólnicy – oznajmiła. Milcząca do tej pory Annabeth uniosła dłonie.
– Dajcie wreszcie spokój – zażądała ostrym tonem. – Przez was tracę apetyt. Nie chcę słyszeć ani słowa więcej na ten temat. To obrzydliwe…
Tiny wydęła wargi, wymamrotała coś pod nosem i zaczęła jeść.
– Coś mówiłaś? – chciała dowiedzieć się Annabeth.
– Stwierdziłam, że ten temat nie jest dla nas aż tak obrzydliwy, jak dla Sarah Whitman – wyjaśniła Tiny. – Żal mi jej, to wszystko.
Marcia skrzywiła nos. Na twarzy Annabeth odmalowała się dezaprobata. Moira z uśmiechem poklepała Tiny po ręku.
– Dobra z ciebie dziewczyna. Masz bardzo miękkie serce. Tiny rozpromieniła się.
– Podaj cukier – poprosiła Moira, zmieniając zręcznie temat rozmowy.
Sarah przebudziła się nagle. Zdezorientowana i lekko przestraszona, zerwała się z łóżka i rzuciła ku drzwiom. Dostrzegła swoje bagaże i natychmiast przypomniała sobie, gdzie jest i jak się tu znalazła. Opadła z powrotem na łóżko. Przeczesała palcami włosy, rozmasowała obolały kark i zaczęła szukać pantofli.
Rozpakowała szybko rzeczy. Potem przeciągnęła szczotką po włosach, lecz nie zdecydowała się na makijaż. Nie chciała, aby pan domu pomyślał, że pragnęła wywrzeć na nim jak najlepsze wrażenie.
Chwilę później znalazła w kuchni kartkę od Tony'ego. Prosił, by na razie zrobiła sobie kanapkę i obiecywał wspólną kolację w restauracji.
Rozczarowana, że zostawił ją samą, a równocześnie zadowolona z samotności otworzyła drzwi lodówki.
Wzięła kiść winogron i butelkę wody i wyszła na taras na tyłach domu. Omijała wzrokiem jezioro, skupiła natomiast uwagę na niezwykłej urodzie drzew pokrytych różnobarwnymi liściami. Na przeciwległym brzegu dostrzegła dach jakiegoś dużego domu. Jaskrawa czerwień dachu kontrastowała mocno z otaczającą go zielenią.
Już miała usiąść, gdy nagle ujrzała zawieszoną wśród drzew dużą huśtawkę. Zapomniała o jedzeniu i zeszła z tarasu.
Kiedy odpychała się stopami od ziemi, gdzieś wśród drzew zaskrzeczały wiewiórki. Sarah zamknęła oczy. Szybując wysoko w górę, zapomniała na chwilę o bólu.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Po powrocie do domu Tony zorientował się natychmiast, że Sarah gdzieś wyszła. Powinien być zrelaksowany i przyjemnie ożywiony, lecz odczuł jedynie pustkę, a nawet samotność.
Pomaszerował wprost do kuchni, a stamtąd na taras za domem. Na stoliku ujrzał pozostawione winogrona i butelkę wody. Po chwili do jego uszu dotarło dziwne skrzypienie. Podniósł wzrok i dopiero wtedy spostrzegł Sarah na huśtawce.
Poszedł na sam koniec tarasu, przymrużył oczy, chroniąc je przed promieniami zachodzącego słońca i wbił wzrok w kobiecą postać. Patrzył, jak jej ubiór faluje na wietrze. Kiedy kupował posiadłość, ta stara huśtawka już wisiała na drzewie. Od tamtej pory wielokrotnie zamierzał ją zdjąć. Teraz był zadowolony, że tego nie zrobił.
– Sarah – powiedział cicho, jakby wypróbowując brzmienie tego imienia. Już wiedział, że potrafiłaby go oczarować i omotać. – Hej! – wykrzyknął.
Na dźwięk-głosu Tony'ego drgnęła nerwowo, ocknąwszy się z marzeń. Po chwili przestała fruwać w przestworzach. Zeszła na ziemię, dosłownie i w przenośni.
– Nie zauważyłam, że przyszedłeś – powiedziała do Tony'ego.
– Drobiazg. Czy jesteś głodna?
– Tak – odparła z uśmiechem.
– Masz ochotę wybrać się do restauracji? A może wolisz, żebym po prostu upiekł na grillu ze dwa steki?
– Wolę steki. Nie marzę o towarzystwie mieszkańców Marmet – wymamrotała ze skrzywioną miną.
– Jakie mają być?
– Średnio wysmażone.
– To lubię.
Sarah popatrzyła na niego zwężonymi oczyma.
– Nie przyszłoby mi nigdy do głowy, że tak łatwo cię zadowolić.
– Wcale niełatwo – oznajmił łagodnym tonem, nie odrywając wzroku od jej warg. Gdy się speszyła i poczerwieniała, szybko dodał: – Skoro jesteś kulinarnym ekspertem, może zechcesz przejąć nadzór nad resztą naszego posiłku? Mamy pełną lodówkę. Wybierz z niej to, na co masz ochotę.
Ujął Sarah za ramię i wprowadził do domu. Sam wycofał się z powrotem na taras. Chwilę później już stała przy kuchennym zlewie przycinając brokuły. Obserwowała Tony'ego przez okno. Miał teraz na sobie białą sportową bluzę i stare, spłowiałe dżinsy. Gdy tak krzątał się przy grillu, sprawiał wrażenie domatora.
Nie było to jednak określenie, którego Sarah użyłaby kiedykolwiek w odniesieniu do Tony'ego. Teraz jednak, przyglądając się, jak ten przystojny mężczyzna reguluje z wprawą płomień gazowego grilla i odruchowo wyciera dłoń o nogawkę dżinsów, uznała, że być może się myliła. Wyglądał na człowieka, który lubi domowe zajęcia.
Zastanawiała się, dlaczego wybrał na miejsce letniego wypoczynku akurat tę okolicę.
Sarah pamiętała, że w rodzinnym mieście jego rodzinę traktowano jak śmieci. Czyżby o tym zapomniał?
Obserwowała przez okno ruch mięśni Tony'ego. Kiedyś zawsze kosił trawniki rozebrany do pasa. Pamiętała, że miał wówczas gładką, napiętą i brązową skórę. Dla dziewczynki, w której zaczynały buzować hormony, Tony DeMarco był ucieleśnieniem seksu.
Teraz także pociągał ją fizycznie.
Uprzytomniła sobie nagle, że i on zerka często w jej stronę. Przyłapana na podglądaniu, odwróciła się szybko i podeszła do blatu. Stała tu już otwarta butelka merlota. Sarah wzięła wino oraz dwa kieliszki i pomaszerowała na taras za domem.
Nie da się oczarować Tony'emu, ukryje pożądanie pod maską przyjaznych gestów.
– Na dworze zrobiło się chłodno – powiedział na jej widok.
– Przyniosłam coś, co nas rozgrzeje – oznajmiła, wręczając Tony'emu kieliszek z winem.
Nie potrafił oderwać od niej wzroku. Promienie zachodzącego słońca kładły się płomiennymi refleksami na włosach Sarah. Miał ochotę pogładzić ją po ciemnych lokach, zamiast tego jednak uniósł kieliszek.
– Za ten cudowny zachód słońca – powiedział miękkim głosem.
– Za zachód słońca – powtórzyła toast, podnosząc niespiesznie kieliszek do ust. – Mniam, mniam. Doskonałe.
– Tylko to, co najlepsze – z uśmiechem oznajmił Tony. – Tak brzmi moje motto.
Roń Gallagher siedział przy biurku i wpatrywał się w plastikową torbę, w której zgromadzono przedmioty znalezione przy szczątkach Franklina Whitmana.
Po tym człowieku pozostało tak niewiele. Trochę kości, rozpadający się skórzany portfel, niewielkie kółko z kluczami, obrączka, a także zegarek, którego wskazówki zatrzymały się kwadrans po pierwszej.
Szeryf Gallagher lubił swą pracę. Przez dwadzieścia trzy lata na palcach jednej ręki mógł policzyć chwile, w których żałował, że nie wybrał innego zawodu. Teraz właśnie nastała taka chwila. Na samą myśl, jak trudne czeka go śledztwo, przebiegały mu ciarki po plecach.