Выбрать главу

– Kto to jest David? – spytała, a zdenerwowany Paul opryskliwie wyprosił ją z pokoju. Od tamtej pory żył w śmiertelnym strachu, że dziewczynka obwieści wszem i wobec jego największą tajemnicę. Tak więc za dar losu uznał zniknięcie Franklina Whitmana i potem opuszczenie przez małą Sarah rodzinnego stanu Maine.

Właśnie kończyła owsiankę, kiedy w kuchni pojawił się Tony. Dopiero co wyszedł spod prysznica, gdyż miał jeszcze mokre włosy. Był ubrany w zniszczone niebieskie dżinsy i starą sportową bluzę, a mimo to prezentował się znakomicie. Seksownie.

Ledwo o tym pomyślała, od razu zakrztusiła się resztką owsianki.

– Już w porządku? – zapytał Tony i poklepał ją po plecach.

– Tak – odparła.

Wstała od stołu i odniosła do zlewu miskę po owsiance.

Zobaczył sztywniejące nagle plecy Sarah i spochmurniał. Zgodziła się zamieszkać w jego domu, lecz do zdobycia jej zaufania była jeszcze daleka droga. A gdyby tak porozmawiać z nią na neutralne tematy?

– Zaczęło padać – stwierdził.

– Zauważyłam – mruknęła, płucząc naczynia przed włożeniem ich do zmywarki. Tony zaczął z innej beczki.

– Co planujesz na dzisiaj? – zapytał, a kiedy odwróciła się na pięcie i zmierzyła go lodowatym spojrzeniem, poczuł się w obowiązku dodać: – Jeśli wolno spytać.

– Dlaczego chcesz wiedzieć?

– Sądziłem, że może przyda ci się towarzystwo.

– Twoje?

Miał ochotę się roześmiać, lecz zrobił poważną minę.

– Tak.

– Dziękuję. – Sarah kiwnęła głową. – Chętnie skorzystam z propozycji.

Tony, który szykował się do dalszej argumentacji, był zdziwiony, że tak szybko ustąpiła.

– Dokąd chcesz jechać? – zapytał.

– Do biura szeryfa. Najpierw jednak zamierzam odwiedzić dwa inne miejsca.

– To znaczy?

– Od chwili opuszczenia Marmet nie byłam na grobie matki.

– I co jeszcze?

Sarah zmierzyła Tony'ego ostrym wzrokiem. Zmieszał się i szybko zmienił temat.

– O której chcesz jechać?

– Za chwilę. Za jakieś dziesięć minut, jeśli nie masz nic przeciwko temu. Najpierw jednak muszę do kogoś zadzwonić.

– W porządku, nie spiesz się. Kiedy będziesz gotowa, znajdziesz mnie w salonie. I włóż coś ciepłego, bo ten deszcz może zmienić się w śnieg.

– Już tęsknię do Nowego Orleanu – wymamrotała zasmucona.

Patrząc, jak Sarah opuszcza kuchnię, Tony zaczął się zastanawiać, czy oprócz pogody istniały jeszcze inne powody, dla których tęskniła do Nowego Orleanu. Myśl, że być może była z kimś związana, napawała go wyraźną niechęcią, aczkolwiek poczucie zazdrości było mu od lat całkowicie obce.

Zawsze uważał się za pewnego siebie faceta. Teraz jednak reagował jak małolat, który zastanawia się, czy ma szansę u królowej szkolnego balu.

Na piętrze Sarah, zwinięta w kłębek na łóżku, przyłożyła słuchawkę do ucha i czekała niecierpliwie, aż ktoś na drugim końcu linii wreszcie się odezwie. Już miała zamiar zrezygnować, gdy usłyszała głos Lorett Boudreaux.

– Sarah Jane… Czuję, że to ty… Sarah ujrzała przed oczyma uśmiechniętą hebanową twarz ukochanej ciotki.

– Wiesz świetnie, że to ja. Masz przecież w telefonie identyfikator rozmówcy. Lorett zaśmiała się cicho.

– Nie musiałam sprawdzać, od razu wiedziałam, że to ty.

Rozbawiona Sarah nie zamierzała dyskutować z ciotką. Zbyt wiele razy widziała starą damę w akcji, by wątpić w jej niezwykłe umiejętności. Ledwo usłyszała przyjazny głos, od razu poczuła się raźniej.

– Kim jest mężczyzna, z którym teraz jesteś? – z miejsca spytała Lorett.

Sarah wywróciła oczyma. Przecież ciotka w żaden sposób nie mogła dowiedzieć się o niespodziewanym pojawieniu się Tony'ego. Jednak Sarah nigdy nie była w stanie nic przed nią ukryć.

– To przyjaciel… przynajmniej tak sądzę. Anthony DeMarco.

– Nazywają go inaczej. Sarah uśmiechnęła się lekko.

– Jak zawsze, masz rację. Niektórzy mówią na niego Silk.

Na linii zapanowała pełna napięcia cisza, po której do uszu Sarah dotarł znów przyjazny głęboki głos ciotki.

– Ten człowiek, Sarah Jane, ma swoje tajemnice – oznajmiła ponurym tonem.

– Czy mi zaszkodzą? – zapytała.

– Nie.

– Każdy ma swoje tajemnice – zbagatelizowała słowa ciotki. – Widocznie sekrety Tony'ego mnie nie dotyczą.

– Och, dotyczą – odparła Lorett. – Ale o tym pomówimy później. Powiedz, jak się czujesz.

– Będę czuła się dobrze, kiedy zapewnię wieczny odpoczynek tatusiowi.

– Od dwudziestu lat jest z Panem Bogiem. Sarah Jane, powinnaś pogrzebać przeszłość.

– Usiłuję, ciociu, ale nie spocznę, dopóki nie wykryję winnego. Ten człowiek zamordował nie tylko mego ojca, lecz także moją matkę.

Słowa Sarah nie spodobały się Lorett.

– Zemsta jest rzeczą niebezpieczną.

– Podobnie jak morderstwo.

– Nie do ciebie należy szukanie i wymierzanie sprawiedliwości. Dziecko, pozostaw to przedstawicielom prawa.

– Tak jak zrobiłyśmy poprzednio? Nie, tym razem nikt nie zmusi mnie do ucieczki. W Marmet pozostanę tak długo jak trzeba.

– Widzę przykre chwile, Sarah Jane, kładące się cieniem na twojej przyszłości.

– Wobec tego daj mi znać, kiedy zobaczysz, kto się w nich kryje – powiedziała Sarah, a potem spojrzała na zegarek. – Ciociu, na mnie już czas. Zadzwonię jutro lub pojutrze. Muszę kończyć, bo na dole czeka na mnie Tony.

– Powiedz mu, żeby się tobą zaopiekował.

– Sama potrafię o siebie zadbać. To jedna z wielu rzeczy, ciociu Lorett, jakich mnie nauczyłaś. Nie potrzebuję pomocy żadnego mężczyzny.

– Z pewnością nie uczyłam cię nienawiści do mężczyzn. Sarah westchnęła ciężko.

– To prawda – przyznała ze smutkiem. – Uczynił to Michael.

Lorett Boudreaux zasępiła się, wracając myślami do człowieka, którego wówczas pokochała Sarah. Zaręczyli się, a na krótko przed ślubem Sarah przyłapała go w łóżku ze swą najlepszą przyjaciółką.

– Nie wszyscy są tacy sami – szepnęła ciotka.

– Wiem – przyznała Sarah. – Nie chciałam, aby moje słowa zabrzmiały aż tak gorzko. Michaela już niemal zapomniałam, ale było to dla mnie wstrząsające przeżycie.

– Jesteś silną kobietą.

– Wczoraj pojechałam nad jezioro. Wygląda inaczej, niż je zapamiętałam. Powierzchnia wody przypomina czarne lustro. – Ciałem Sarah wstrząsnęły dreszcze. – Widzę je z domu Tony'ego.

– Sprawia ci to przykrość?

– Na myśl, że ciało tatusia tak długo spoczywało na dnie, dostaję gęsiej skórki. Ciociu Lorett, mam prośbę. Pomodlisz się za mnie?

– Wiesz dobrze, że tak. A teraz idź do twojego mężczyzny i pamiętaj, co mówiłam.

– Dobrze – powiedziała Sarah, a potem dodała, zanim Lorett zdążyła się rozłączyć: – Kocham cię, ciociu.

– Ja też cię kocham, dziecko. Dopiero po odłożeniu słuchawki do Sarah dotarło, jak ciotka nazwała Tony'ego.

Kiedy dojechali do cmentarza i wysiedli z wozu, deszcz przeszedł w lodowatą mżawkę. Z różnobarwnych liści, pomalowanych ostrymi barwami jesieni, skapywała woda, tworząc na ziemi przedziwne wzory.

Sarah rzuciła okiem na nagrobki i zadrżała. Tony znalazł się błyskawicznie obok niej i delikatnie objął ją za szyję.

– Dobrze się czujesz?

W oczach mężczyzny dostrzegła szczerą troskę. W obawie, że zaraz się rozpłacze, odsunęła się gwałtownie od niego.

– Od dwudziestu lat czuję się źle – wymamrotała pod nosem.