Выбрать главу

Stojąc na skraju posiadłości, Sarah czuła się jednak coraz bardziej niepewnie. Zawróciła w stronę domu. Szła szybciej i szybciej, a pod koniec zaczęła biec. Zadyszana dopadła schodów prowadzących na werandę.

– Czy coś się stało?

Poczuwszy na ramionach dłonie Tony'ego, aż zachłysnęła się z wrażenia.

– Ale mnie wystraszyłeś!

– Biegłaś.

Spojrzała odruchowo przez ramię w stronę miejsca, w którym znalazła ślady butów, i przez chwilę zastanawiała się, czy powiedzieć o nich Tony'emu. Nie, jeszcze gotów ją wziąć za zastraszoną i bezradną kobietę, choć ona się za taką nie uważała. Po namyśle postanowiła przemilczeć swoje odkrycie.

– Potrzebowałam trochę ruchu – odparła wymijająco.

Odepchnęła Tony'ego i ruszyła po schodach w stronę drzwi prowadzących do kuchni. Niemile zaskoczony dziwnym zachowaniem Sarah, zwłaszcza zaś jej szybkim odejściem, rzucił okiem na miejsce na tarasie, w którym niedawno stała. Chwilę wcześniej widział ją z okna i zastanawiał się, czemu najpierw przez dłuższy czas przygląda się domowi, a potem raźnym krokiem rusza przed siebie, w stronę drzew, co jakiś czas spoglądając uważnie pod nogi.

Widział też, jak chwilę później Sarah odwróciła się błyskawicznie i zawróciła szybko w stronę domu. Wpadł w panikę, kiedy zaczęła biec. A teraz, jak gdyby nigdy nic, strząsnęła z ramion jego ręce, udając, że nic się nie stało.

A j ednak coś musiało j ą przestraszyć…

Gdy doszedł do miejsca, w którym przedtem przystanęła, zaczął rozglądać się wokoło. W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na ślady butów widoczne na mokrej ziemi. Dopiero potem uzmysłowił sobie, że są zbyt duże, aby mogły należeć do Sarah.

Podniósł głowę i spojrzał wprost w okna pokoju na piętrze. Ze zdziwieniem skonstatował, że znajduje się w idealnym punkcie obserwacyjnym. Stąd było doskonale widać pokój Sarah.

Tony'emu zjeżyły się włosy na głowie. Wyczuwał przez skórę, że ktoś śledzi wszystkie jego ruchy. Obrócił się ku drzewom, ale nie dostrzegł nic podejrzanego. Spojrzał w stronę jeziora i uprzytomnił sobie, że Sarah przyjechała do Marmet nie tylko po to, by pochować ojca, lecz także po to, aby przywrócić mu dobre imię.

Zamierzała odnaleźć mordercę.

Poczuł bolesny ucisk w żołądku. Po raz pierwszy dotarło do niego, że Sarah grozi poważne niebezpieczeństwo. Jeśli zabójca Franklina Whitmana przebywa nadal w Marmet, zapewne zrobi wszystko, aby ją raz na zawsze uciszyć.

Odszedł od śladów i zawrócił do domu. Postanowił, że zmusi Sarah do wyjawienia tego, co usiłowała przed nim zataić.

A potem sam skontaktuje się z policją.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

– Sarah!

Aczkolwiek nie miała żadnych podstaw do podejrzeń, że ktoś chce wyrządzić jej krzywdę, Sarah była niezwykle poruszona odkryciem śladów jakiegoś intruza. Ktoś węszył wokół domu i obserwował okna zajmowanego przez nią pokoju. Czyżby ktoś ją śledził?

Gdy usłyszała wołanie Tony'ego, podskoczyła nerwowo i podświadomie przyjęła pozycję obronną.

– Czemu nic mi nie powiedziałaś? – zapytał oskarżycielskim tonem. Skuliła się, j akby j ą uderzył.

– Nie mam pojęcia, o czym…

– Mów prawdę! Do diabła, nie wolno ci mnie okłamywać! Przecież nie jestem twoim wrogiem.

Uniosła hardo podbródek i spojrzała Tony'emu prosto w oczy.

– Odsuń się – poleciła ostrym tonem. – Za blisko stoisz. Cofnął się, ale tylko o krok.

– Czekam na wyjaśnienie – warknął.

– Nie było o czym mówić – odparła.

– A może pozwolisz łaskawie, bym sam to ocenił – wycedził przez zęby.

– Obudziłam się bardzo wcześnie, jeszcze przed świtem, i chciałam się przekonać, czy nadal pada śnieg. Wyglądając przez okno, ujrzałam jakiś przesuwający się cień. Wówczas nie zwróciłam na to większej uwagi. Przypomniałam sobie o tym później, kiedy wyszłam na spacer.

Sarah nerwowo obciągnęła rękawy swetra. Podniosła wzrok i zobaczyła przed sobą nieruchomą, pozbawioną wszelkiego wyrazu twarz Tony'ego. Westchnęła i mówiła dalej:

– Przyszło mi wtedy na myśl, że jeśli dam radę odszukać miejsce, w którym widziałam ten przesuwający się cień, to może znajdę ślady niedźwiedzia lub łosia. Byłam po prostu ciekawa, rozumiesz?

– Nie były to jednak ślady zwierzęcia, mam rację? – zapytał spokojniejszym tonem.

– Ale nie musiały oznaczać niczego złego. Pewnie pozostawił je jakiś myśliwy lub ktoś z miejscowych.

Sarah spojrzała na Tony'ego, czekając na potwierdzenie swych przypuszczeń. Bezskutecznie, bo indagował dalej.

– Naprawdę sądzisz, że był to myśliwy? Zawahała się, a potem wzruszyła ramionami.

– Nie jestem pewna.

– Podobnie jak ja – uznał Tony. – Czy jest jeszcze coś, co przede mną ukrywasz?

– Nie.

– Wobec tego jedźmy.

– Dokąd?

– Do szeryfa.

– Nie ma go – oznajmiła Sarah. – Podobno wyjechał z Marmet.

– Skąd wiesz? – zapytał Tony.

– Dzwoniłam zaraz po śniadaniu i usłyszałam, że nie będzie go w biurze aż do późnego popołudnia.

– Może wrócić wcześniej – oznajmił Tony. – Mamy do niego bardzo pilną sprawę. Kiedy odwrócił się w stronę wyjścia, Sarah położyła mu dłoń na ramieniu.

– Poczekaj…

– O co chodzi?

– Czy coś nam grozi? – spytała.

Nie wiedział, co powiedzieć, więc ją uścisnął.

– Nie mam zielonego pojęcia – przyznał szczerze. – Na pewno jednak powinniśmy zachować ostrożność.

Kiedy Tony wziął Sarah w ramiona, od razu zesztywniała.

– To ja mam problem, nie ty.

– Ktoś niepowołany wszedł na teren mojej posiadłości, więc ja też mam problem.

– Dobrze, ale nie denerwuj się za każdym razem, gdy chcesz, abym…

– Kiedy zechcę od ciebie czegoś więcej, na pewno cię o tym poinformuję – oświadczył suchym tonem i wyszedł z pokoju.

Widziała, że jest bardzo zły, choć na zewnątrz zachowywał względny spokój. Dopiero znacznie później wróciła myślami do kilku ostatnich słów Tony'ego i do sposobu, w jaki je wypowiedział. Co miało oznaczać „kiedy zechcę od ciebie czegoś więcej" Nie miała pojęcia, czy powinna się cieszyć, czy raczej poczuć dotknięta.

Niespełna godzinę później przed drzwiami domu Tony'ego stanął RonGallagher.

Dzwonek odezwał się w chwili, gdy Sarah nalewała do dzbanka świeżo zaparzoną kawę. Usłyszała, jak Tony wita szeryfa. Minutę później obaj stanęli w drzwiach kuchni.

– Dzień dobry pani.

Odwróciła się zdenerwowana. Miała przed sobą mężczyznę, którego spotkała nad jeziorem Rag-staff w dniu przybycia do Marmet.

– Przyjechał szeryf Gallagher – oznajmił Tony. Sarah skinęła głową.

– Już się znamy. Czy są jakieś nowe wiadomości w sprawie mojego ojca?

Roń Gallagher z żalem pokręcił głową. Zrobiłby wiele, aby na smutnej twarzy Sarah Whitman zagościł choćby nikły uśmiech.

– Podobno dziś rano trochę się pani wystraszyła – powiedział.

– Nic podobnego – zaprzeczyła gwałtownie.

– To ja się wystraszyłem – poinformował szeryfa Tony. – Zaraz pokażę panu te ślady. Proszę ze mną.

Zaskoczona Sarah zorientowała się, że została wykluczona z dalszej rozmowy. Od chwili gdy znalazła się pod dachem Tony'ego, ani razu nie potraktował jej niegrzecznie, jednak zawsze próbował postawić na swoim.

Ciekawa reakcji szeryfa na widok odkrytych przez nią śladów, Sarah złapała płaszcz i wybiegła na tyły domu.