Danny podniósł na chwilę wzrok i zaraz potem zabrał się ponownie za sprawdzanie zaworów w butlach z tlenem. Po paru chwilach cały brzeg jeziora Flagstaff zaroił się od przedstawicieli prawa i stróży porządku. Zjawił się nawet agent Federalnego Biura Śledczego, gdyż skradzione pieniądze pochodziły z państwowego banku.
To wszystko nie miało dla Danny'ego znaczenia. Niech ludzie z policji i FBI spierają się o to, kto powinien pokierować dochodzeniem, i tak nie mogą rozpocząć śledztwa, dopóki on nie odnajdzie wraku zatopionego samochodu i ciał.
– Wygląda na to, że sprowadzili dodatkowych nurków – powiedział Will. Danny uniósł ponownie głowę. W mężczyznach wysiadających z wozów, które nadjechały przed chwilą, rozpoznał znajomych. Już z nimi kiedyś pracował.
– Będą nam potrzebni – uznał.
Will odwrócił się i ogarnął wzrokiem jezioro.
– Piekielnie dużo tej wody – mruknął.
Nie reagując na oczywiste stwierdzenie, Danny wygładził kombinezon przy szyi i zawiesił na ramieniu butle z tlenem.
– Jesteś gotów? Will skinął głową. Danny oznajmił szeryfowi:
– Możemy zaczynać.
Ron Gallagher ściągnął kapelusz i palcami przeczesał włosy.
– Znasz zasady. Trzymaj się wyznaczonego obszaru. Pozostałych nurków poślę bardziej na południe. – Spojrzał w niebo. – Jeśli zacznie wiać, wydam rozkaz zaprzestania poszukiwań. Nie zamierzam wyławiać kolejnych ciał z tej piekielnej wody.
– A ja nie zamierzam się topić. W żadnej wodzie – wymamrotał Will. Danny skrzywił się.
– Podobnie jak ja, a zatem wszystko jest w porządku.
Szeryf westchnął. Wiedział, że tymi nieudolnymi żartami obaj ratownicy pokrywają niepokój.
Czekało ich bowiem trudne i z pewnością niewdzięczne zadanie.
– Bądźcie ostrożni.
– Będziemy, jak zawsze – odparli równocześnie i ruszyli w stronę małej motorówki przycumowanej na brzegu.
Kilka minut później już siedzieli w łodzi. Kaszlący silnik zaskoczył po kilku szarpnięciach linki. Siedząc przy sterze, Danny odbił od brzegu i skierował motorówkę w stronę, gdzie samochód wpadł do wody. Nie było to równoznaczne z tym, że w pobliżu znajdą również ciała. Jeśli pasażerom udało się opuścić wóz przed jego zatonięciem, mogli odpłynąć dalej.
W każdym razie należało zacząć od zbadania okolic wraku. Obaj ratownicy dobrze o tym wiedzieli.
Wkrótce potem Danny zgasił silnik i rzucił kotwicę.
– Will, jesteś gotowy?
Partner skinął głową, a potem spojrzał na pogodne niebo.
– Wreszcie mamy trochę słońca.
– Aha – potwierdził Danny. – mamy już tylko trochę szczęścia.
Przed upływem godziny znaleziono ciało i zaraz potem ekipa ratunkowa przystąpiła do wyciągania go z wody.
Stojąc na brzegu, nurkowie obserwowali akcję. Porwana kobieta wciąż była przypięta pasami do fotela. Wszyscy wiedzieli z góry, że znajdą ją martwą, lecz widok ten i tak ich poruszył i wprawił w kiepski nastrój.
W samochodzie nie znaleziono jednak ciała kierowcy, co oznaczało, że praca nurków nie została jeszcze zakończona. Poprzedniego wieczoru policja wysnuła przypuszczenie, że Avery'emu Wheelerowi udało się uciec. Aby potwierdzić to założenie, trzeba było zbadać starannie wszystkie ślady prowadzące z wody na brzeg jeziora.
Tak więc nurkowie musieli pracować dopóty, dopóki nie uda się im odnaleźć ciała.
Mniej więcej na godzinę przed zachodem słońca Danny natrafił na torbę leżącą na dnie jeziora. Gdy tylko zorientował się, co ma przed sobą, uznał, że ciało Avery'ego Wheelera musi znajdować się gdzieś w pobliżu. Dał znać Willowi, aby podpłynął, i polecił mu gestem wyciągnąć torbę na powierzchnię. Sam oświetlił tarczę zegarka, by sprawdzić, na ile czasu wystarczy mu jeszcze tlenu w butlach.
Wkrótce miało się ściemnić. Jeśli nie uda się odnaleźć ciała Avery'ego Wheelera przed zapadnięciem nocy, będą musieli wrócić tu jutro z samego rana, co wcale im się nie uśmiechało. Na następny dzień zapowiadano bowiem znaczne ochłodzenie. Woda w jeziorze stanie się tak zimna, że od przemarznięcia nie zdołają uchronić ich żadne skafandry.
Na dnie jeziora Danny rozejrzał się dookoła, zastanawiając się, od której strony rozpocząć poszukiwania. Było prawie ciemno, ale niewiele robił sobie z braku światła. W ciemnej wodzie czuł się właściwie lepiej niż na suchym lądzie. Czasami zastanawiał się, czy ma to coś wspólnego z przeżyciami, jakich doświadczał, gdy był jeszcze płodem w brzuchu matki.
Ze względu na brak czasu zdecydował się badać dno małymi odcinkami. Po pięciu krokach w przód skręcał w prawo i robił koło. Zatoczywszy je, wykonywał znów pięć kroków przed siebie i postępował jak poprzednio. Za trzecim razem ujrzał leżącą na dnie stopę. Mimo że szukał Wheelera przez cały dzień, teraz nie odczuwał wcale triumfu.
Po chwili ujrzał przed sobą resztę ciała. Zatrzymał się, próbując uspokoić oddech pod maską. Zastanawiał się, dlaczego ludzie pokroju Wheelera chodzą po świecie. Dopiero gdy zbierał się do wysłania sygnału na powierzchnię wody, zobaczył, że ciało topielca spoczywa nie na samym dnie, lecz na jakimś dużym przedmiocie.
Powolnym krokiem Danny zbliżył się do znaleziska, pochylił i pchnął ciało Wheelera. Zwłoki uniosły się nieco i zakołysały na boki, a potem opadły w muł, odsłaniając podłużną żelazną skrzynię o pokaźnych rozmiarach. Jej jeden bok tkwił głęboko w mule.
Danny znał historię tej okolicy i wiedział, że sztuczne jezioro Flagstaff utworzono na miejscu trzech zatopionych wiosek. Pewnie teraz natrafił na jakieś przedmioty z tamtych czasów, porzucone przez właściciela.
Skrzynia była wyposażona w żelazny skobel i zamek przeżarty rdzą. I to zamknięty na solidną kłódkę, co wzbudziło zainteresowanie Danny'ego. Ludzie nie mieli zwyczaju wyrzucać niepotrzebnych rzeczy, zamykając je uprzednio w skrzyni.
Wiedząc, że wysłany przezeń sygnał może w każdej chwili sprowadzić Willa pod wodę, wyciągnął z pochwy nóż i wsunął ostrze pod skobel kłódki. Wyrwał go bez żadnego kłopotu. Miał właśnie otworzyć wieko skrzyni, gdy poczuł, że ktoś dotyka jego ramienia. Był to Will. Jego oczy widoczne spod maski zdawały się pytać, co, do diabła, jego partner wyczynia.
Danny pokazał na migi, że chce unieść wieko. Will wzruszył ramionami i spróbował otworzyć skrzynię, ale bezskutecznie. Teraz obaj zaczęli odciągać wieko. Zardzewiałe zawiasy nawet nie drgnęły.
Obu nurkom kończyło się powietrze. Nie zważając na ponaglenia partnera, Danny ukląkł i spróbował jeszcze raz podnieść wieko skrzyni. Will westchnął i też zabrał się do roboty. Wiedział, że Danny nie opuści tego miejsca, dopóki nie dopnie swego.
Wreszcie udało się unieść trochę wieko. Nurkowie zaczęli ciągnąć je mocno do góry.
W pierwszej chwili nie zorientowali się, że mają przed sobą ludzki szkielet. Kiedy jednak ze skrzyni zaczęły wypływać kości, Danny'ego ogarnęła panika. Błyskawicznie opuścił wieko.
Spojrzał na Willa i zauważył, że zszokowany partner nie dowierza własnym oczom. W jednej chwili sięgnęli obaj po zwłoki Avery'ego Wheelera i popłynęli w górę, ku powierzchni wody.
Nowy Orlean, Luizjana
Tego ranka Sarah Jane Whitman spóźniła się do pracy. Poprzedniego dnia do późna w nocy sprawdzała i porządkowała księgi rachunkowe, a potem zapomniała nastawić budzik. Jako właścicielce restauracji „Ma Chere" nie groziła jej utrata posady, lecz lubiła przychodzić pierwsza. Lubiła sama otwierać lokal. Przechadzać się po sali i oglądać poustawiane krzesła i puste stoliki, które potem nakrywano śnieżnobiałymi, wykrochmalonymi obrusami.
Później przynoszono wytworną porcelanową zastawę.
Widok ten niezmiennie ekscytował Sarah Jane. Podawanie posiłków było wprawdzie zajęciem dość nudnym i monotonnym, co innego jednak obserwowanie przychodzących gości. Codzienne pobyty w restauracji były dla jej właścicielki niczym powiew świeżości i gwarantowały kontakt z innym światem. Wszystko właściwie zawdzięczała Lorett Boudreaux, swej opiekunce i chrzestnej matce.