– Miło było znowu cię zobaczyć – powiedział Weatherly, a potem odwrócił się do Sarah i wyciągnął przed siebie paczkę. – Jakiś tydzień po zniknięciu twego ojca usiłowałem oddać to twojej matce, ale nie wpuściła mnie do domu. Teraz, jak sądzę, należy do ciebie.
– Co to jest? – zaciekawiła się Sarah, biorąc pakiet do ręki. Starszy pan zmarszczył czoło.
– Dzień lub dwa po zniknięciu twego ojca Sonny Romfield, prowadzący u nas dział kredytów, zginął w wypadku samochodowym pod miastem. To była prawdziwa tragedia. Zostawił żonę z dwojgiem małych dzieci. Polecono mi w banku opróżnić jego biurko, podobnie zresztą jak biurko twego ojca. Pani Romfield odebrała ode mnie rzeczy Sonny'ego, ale, jak już mówiłem, twoja matka nawet nie chciała ze mną rozmawiać. Postanowiłem więc poczekać, aż ucichnie szum wokół tej sprawy, lecz twoja matka… także odeszła. W ten sposób pudełko z rzeczami Franklina zostało u mnie. Kiedy teraz usłyszałem, że przyjechałaś do Marmet, przypomniałem sobie o tym. Właściwie to nawet nie wiem, co tam jest.
Zapieczętowałem je wówczas i tak zostało do dziś. Drżącymi rękoma Sarah przycisnęła paczkę do piersi.
– Bardzo panu dziękuję.
– Nie ma za co. – Harmon Weatherly wytarł dłonie o przód płaszcza i skinął głową Tony'emu. – Czas na mnie. Jestem pewny, że wszystko dobrze się skończy. Mówi się, że prawda jest jak oliwa i zawsze wypływa na wierzch. Żegnam.
Tony spojrzał na Sarah, której zbierało się na łzy.
– To był dla ciebie, słonko, piekielnie trudny dzień – stwierdził łagodnym tonem.
– Lepszy niż się spodziewałam. – Uniosła brodę. – Jestem gotowa do powrotu. Chyba że jeszcze nie chcesz…
– Kiepskie żarty – mruknął.
Ruszyli w stronę domu. Sarah zapięła pas bezpieczeństwa. Trzymała na kolanach pudełko z rzeczami po ojcu tak ostrożnie, jakby była to bomba.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
– Wchodź do środka. Sam wniosę zakupy – powiedział Tony, otwierając drzwi.
Nie wypuszczając z rąk cennej paczki, Sarah pobiegła wprost na górę i wpadła jak huragan do swego pokoju. Spoglądając na brązowy papier przewiązany zakurzonym sznurkiem, zastanawiała się, co jest w środku. Prawdziwą męką było siedzenie na wprost szeryfa i oglądanie na oczach obcego człowieka żałosnych pozostałości po rzeczach osobistych ojca. Zastanawiała się, czy teraz zniesie lepiej konfrontację z przeszłością. Wcale nie była o tym przekonana.
Zamiast od razu sprawdzić zawartość pudełka, położyła je na łóżku i zaczęła się rozbierać. Powiesiła płaszcz, a potem poszła do łazienki, gdzie przez dobre pięć minut wynajdywała sobie różne, mało ważne zajęcia. Wróciwszy do pokoju, popatrzyła ponownie na paczkę. Mimo że pudełko było niewielkie i pewnie nie zawierało nic szczególnie ważnego, nadal zwlekała z jego otwarciem.
Im dłużej stała, tym większy odczuwała niepokój.
Do tej pory potrafiła zawsze zapanować nad emocjami, ale teraz, przytłoczona wydarzeniami kilku ostatnich dni, dotarła do granicy psychicznego załamania.
Akurat gdy zastanawiała się, czy zadzwonić do ciotki Lorett, w drzwiach stanął Tony. Sarah podniosła wzrok.
Wtedy Tony natychmiast zapomniał, co chciał powiedzieć. Do tej pory przyglądał się z boku cierpieniom tej kobiety, ponieważ właśnie tego chciała. Jednak teraz nie umiał już zachować dystansu.
Wszedł do pokoju i wziął Sarah w ramiona. Pochylił się i musnął wargami jej policzek. A kiedy zesztywniała, zmusił ją delikatnie, by uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Nie wojuj ze mną, dziecino – powiedział prawie szeptem. – Proszę, nie wojuj. Być może jestem ci zupełnie obojętny, ale mnie na tobie naprawdę zależy i nie zamierzam się z tobą kłócić.
Sarah poczuła na twarzy ciepły oddech i poddała się temu, co nieuniknione.
Wargi Tony'ego były twarde i gorące, bez trudu odnalazły jej usta. Zaraz potem poczuła ręce mężczyzny zaciskające się mocniej wokół jej ramion. Przygarnął ją do siebie i wtedy poczuła, jak jego ciałem wstrząsa dreszcz. Usłyszała cichy jęk pożądania. Sprawił, że przestała nad sobą panować.
Zamiast odepchnąć Tony'ego, przyciągnęła go do siebie.
Oderwał wargi od ust Sarah, gwałtownie porwał ją na ręce i położył na łóżku. Padając na nią całym ciałem, zagłuszył okrzyk pożądania, który wyrwał się z jej ust.
Serce waliło mu jak szalone, a ciało pragnęło natychmiast połączyć się z tą Kobietą. Jednak Tony nie zamierzał wykorzystać jej chwilowej słabości. Pragnął kochać się z Sarah, ale nie w ten sposób i nie teraz. To będzie możliwe, kiedy z jej ust usłyszy to, na co czekał.
Przestał rozpinać bluzkę Sarah, potem lekko pocałował dziewczynę w szyję.
Miała lekko zaczerwienioną i wilgotną skórę. Tony obrysował delikatnie kontury zmysłowych warg, wyczuwając opuszkami jedwabistą miękkość skóry. Kiedy Sarah nagle otworzyła usta i delikatnie ugryzła czubek jego palca, Tony lekko zmrużył oczy.
– Słonko… słodki Jezu… Dziewczyno, miej litość, nie jestem ze stali. Jeśli chcesz, żebym przestał, po prostu mi powiedz.
– Silk…
Połaskotał językiem jej szyję.
– Co, słonko? Wiedz, że wystarczy też jedno twoje słowo, bym należał do ciebie.
– Wiem, czego chcę, ale… ale się boję.
– Mnie?
Na twarzy Tony'ego odmalowało się przykre zaskoczenie. Sarah wiedziała, że nie powinna tego mówić, ale nie umiała wytłumaczyć targających nią emocji.
– Boję się nie ciebie, lecz tego, że zniszczysz moją samokontrolę. Jeśli ją stracę, raczej nie uda mi się doprowadzić do końca tego, po co tu przyjechałam.
Tony znieruchomiał. Jego serce wciąż biło przyspieszonym rytmem. Pożądał tej kobiety, ale rozumiał jej wahanie.
– W porządku, musimy zwolnić.
Skrył twarz w zagłębieniu szyi Sarah i stłumił jęk. Potem wstał i nie oglądając się, wyszedł z pokoju.
Sarah poprosiła wprawdzie Tony'ego, aby przestał ją pieścić, lecz jego uległość w tej sprawie najpierw ją zaskoczyła, a potem zirytowała. Co gorsza, zostawił ją samą. Czuła się okropnie, zziębnięta i pusta w środku.
Kiedy przewróciła się na brzuch i podniosła głowę, uprzytomniła sobie, że paczka, którą wręczył jej Harmon Weatherly, leży nadal nie otwarta. Sarah schowała głowę pod poduszkę, lecz po chwili, zawstydzona własnym tchórzostwem, sięgnęła po pudełko i postawiła je na nocnym stoliku.
Cóż, wczoraj nawet nie miała pojęcia o istnieniu tych rzeczy.
Nic się nie stanie, jeśli zajmie się tym później, teraz bowiem czekało ją inne zadanie. Musiała naprawić stosunki z Tonym, zanim nie będzie za późno.
Wstała z łóżka, przebiegła hol i po chwili znalazła się przed jego pokojem. Był zamknięty, a zza drzwi dobiegał szum wody. A więc Tony brał prysznic, i to z pewnością zimny. Opuściła smętnie ramiona i w obawie, że zaraz zrobi coś głupiego, na przykład rzuci mu się w objęcia, ruszyła po schodach w dół.
Annabeth Harold wygładzała brzegi serwetki leżącej pod miską z orzechami, którą dopiero co postawiła na kredensie. Jak co wtorek kilka pań miało wpaść na karty, dlatego postanowiła zadbać o odświętny wygląd mieszkania.
Koronkowe cacko, ręcznie wykonane przez prababkę, należało do przedmiotów przekazywanych w rodzinie z pokolenia na pokolenie. Serwetka wprawdzie trochę pożółkła ze starości, ale była tak piękna, że pani domu lubiła chwalić się nią przed znajomymi. Zwłaszcza przed Tiny Bartlett, która zwracała uwagę na takie rzeczy.
Annabeth Harold strzepnęła z sukni niewidoczne pyłki i sprawdziła, czy powinna coś poprawić. Wszystko w doskonałym porządku, jak zwykle. Potem rzuciła okiem w lustro, aby upewnić się, że każdy włos znajduje się dokładnie na swoim miejscu.