Tony przekartkował kalendarz. Z posępną miną w milczeniu oddał go Sarah.
– Co o tym myślisz? – spytała.
– Naprawdę chciałabyś wiedzieć?
– Oczywiście. Nie czas na martwienie się jakimiś dawnymi rodzinnymi sekretami. – Wzruszyła ramionami. – Znacznie bardziej interesuje mnie ustalenie, w jaki sposób ciało mojego ojca znalazło się na dnie jeziora.
– Po pierwsze uważam, że ten kalendarz należy pokazać szeryfowi Gallagherowi – po chwili namysłu stanowczym tonem oznajmił Tony. – Wygląda na to, że tym razem facet zamierza przeprowadzić wnikliwe śledztwo, więc powinien mieć dostęp do wszystkich możliwych informacji. A jakie jest twoje zdanie?
– Masz rację. Jutro rano zawiozę ten kalendarz do szeryfa.
– Jest jeszcze druga sprawa. Co sądzisz o tym, aby wynająć prywatnego detektywa? Sarah wyprostowała plecy.
– To dobry pomysł – uznała. Zaraz potem jednak zmarszczyła czoło. – Ale nigdy nie korzystałam z tego typu usług. W jaki sposób znajdziemy kogoś naprawdę godnego zaufania?
– Jeden pracuje dla mnie – oświadczył Tony.
– Zatrudniasz detektywa? – zdziwiła się Sarah. – Po co? Sądziłam, że prowadzisz nocny klub.
– To prawda.
– Wolno zapytać, do czego potrzebny ci taki człowiek? Tony skrzywił się lekko.
– Prowadzę różne interesy.
– Legalne?
Roześmiał się, nachylił nad Sarah i pocałował ją lekko w usta.
– Tak, Sarah Jane – odparł. – Legalne, a ja sam jestem praworządnym obywatelem. Tyle że ostrożnym.
Odsunęła się, ale nie tak szybko, jak powinna. Od pocałunku zapiekły ją wargi. Tony wziął do ręki pudełko.
– No widzisz, przejrzeliśmy wszystkie rzeczy i nie natknęliśmy się na nic szczególnie ważnego. Tym razem bez trudu uporałaś się z demonami przeszłości, mam rację?
Oszołomiona pocałunkiem Sarah zdobyła się tylko na kiwnięcie głową. Siedziała nadal bez ruchu na łóżku, jakby czekając na ciąg dalszy.
– Co powiesz na to, aby kieliszkiem wina na tarasie uczcić zachód słońca? – zapytał Tony.
– Słońce już zaszło – mruknęła Sarah.
– Drobiazg. – Machnął lekceważąco ręką. – I tak możemy napić się wina.
Po chwili na ponurej twarzy Sarah ukazał się nikły uśmiech. Tony miał rację. Trochę alkoholu dobrze im zrobi.
– Z tarasu będziemy mogli obserwować wschód księżyca, jeśli wieczór nie okaże się zbyt zimny – oświadczyła.
– Od razu weź płaszcz, dziecino. Na oglądanie księżyca nigdy nie jest za zimno. Sarah podniosła się i w ślad za Tonym opuściła pokój. Było jej dziwnie lekko na duszy. Po raz pierwszy od wielu dni.
Niewidoczny w ciemności zabójca bacznie obserwował dom pod osłoną drzew. W pokoju Sarah Whitman właśnie zgasło światło. Jej dalsze poczynania łatwo było odgadnąć, śledząc kolejne zapalające się lampy. Potem Sarah wraz z panem domu zeszła na parter. Kiedy światło pojawiło się w kuchni, Anthony DeMarco zaczął przy oknie odkorkowywać butelkę wina. Czający się w mroku nocy zabójca odetchnął z wyraźną ulgą. Wszystko wskazywało na to, że już wkrótce sterczenie na zimnie dobiegnie końca.
Luneta z noktowizorem, w którą była wyposażona strzelba, pozwalała mieć nadzieję, że trafienie w cel okaże się dziecinnie proste. Jeden bezbłędny strzał… i skończą się kłopoty.
Byle spokojnie, bez nerwowych odruchów. Zabójca nigdy nie działał w pośpiechu. Jego największą zaletą była cierpliwość. Dowiodło tego ostatnie dwadzieścia lat.
Nagle otworzyły się drzwi kuchenne prowadzące na tyły domu. Na tarasie od strony jeziora pojawili się Anthony DeMarco i Sarah Whitman.
Zabójca niespiesznie sięgnął po strzelbę i podniósł ją na wysokość oczu. Dzięki lunecie z noktowizorem mógł doskonale obserwować, co się dzieje na werandzie.
DeMarco spoglądał na swą towarzyszkę tak wygłodniałym wzrokiem, jakby chciał zjeść ją żywcem. Ona natomiast sprawiała wrażenie roztrzęsionej. Usiadła na krześle ogrodowym i sączyła powoli wino.
Zabójca westchnął mimo woli. Tych dwoje byłoby taką ładną parą… Nie zamierzał jednak bawić się w sentymenty, zwłaszcza że grunt palił mu się pod nogami.
Patrzył, jak Sarah się odwraca. Miał przed sobą jej plecy. Stanowiły doskonały cel. Zabójca nabrał głęboko powietrza i…
Czekał… czekał… czekał…
Tony uniósł kieliszek z winem i popatrzył na granatowe niebo.
– Nie ma księżyca – stwierdził. – Wobec tego za co wznosimy toast?
Ciemność nie pozwalała Sarah odczytać wyrazu jego twarzy. Mimo to jednak zauważyła, że jego oczy lśnią. Spojrzała w górę, ale nad głową nie zobaczyła ani jednej gwiazdy. Uniosła kieliszek i zwróciła się do Tony'ego:
– Za chmury, za starych przyjaciół i za szczęście do końca życia. Stuknęli się kieliszkami. Zabrzęczało kryształowe szkło.
– Za chmury – miękkim głosem powtórzył Tony, upijając łyk wina. – I za starych przyjaciół – dodał. – Oraz za nieustające szczęście.
Sarah westchnęła. Miała przed sobą bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Tony DeMarco był niezwykle przystojny i pociągający fizycznie. Nikłe światło padające z kuchni wystarczyło, by w jego oczach dostrzegła pożądanie.
Zamiast wypić do dna, odstawił kieliszek i nachylił się w stronę Sarah.
W tej samej sekundzie kula przeszła tuż ponad jej głową i utkwiła w ścianie domu. Równocześnie rozległ się głośny huk wystrzału.
Na chwilę oboje zamarli. Zaraz potem Sarah krzyknęła, gdyż Tony przewrócił ją na ziemię i nakrył własnym ciałem. Chwilkę później przetoczyli się razem za załom domu.
Nie było to schronienie całkowicie bezpieczne, ale przynajmniej stali się niewidoczni dla zabójcy. Tony na chwilę odetchnął z ulgą. Nadal leżąc na Sarah, wsunął dłonie w jej włosy i modlił się, aby nie znaleźć na nich krwi.
– Powiedz, że nic ci się nie stało – wyszeptał przerażony. – Sarah, co z tobą?
– Nic mi nie jest – odparła cicho. – Czy ktoś usiłował do mnie strzelić?
– Nie, raczej ktoś próbował cię zabić. Leż bez ruchu. Muszę wyciągnąć z kieszeni komórkę.
– Boże, Boże! – zajęczała Sarah. Dopiero teraz zaczęła dygotać.
Tony połączył się z biurem szeryfa i zdał dyżurnemu relację z tego, co się stało. Po chwili przerwał połączenie i objął mocno Sarah, która zaczęła rozpaczliwie płakać. Kilka minut później usłyszeli z daleka odgłos policyjnej syreny.
Sarah trzęsła się nadal, także po przyjeździe zastępcy szeryfa i samego Rona Gallaghera. Tony owinął ją grubym kocem i posadził przed kominkiem.
Popijając gorącą kawę, odpowiadała na pytania szeryfa. Chwilę później dwaj jego ludzie wrócili z oględzin terenu do domu.
– Szeryfie, nikogo tu nie ma, ale odkryliśmy świeże ślady. Prawie na linii drzew okalających teren za domem. – Wręczyli Ronowi Gallagherowi dwie małe plastikowe torebki. Jedną z łuską po wystrzelonej kuli i drugą z nabojem, który wydłubali ze ściany domu. – Znaleźliśmy także to.
Roń Gallagher podniósł torebki do światła. Przyjrzał się uważnie nabojowi.
– Mały kaliber. Wygląda na to, że pocisk wystrzelono z broni myśliwskiej – uznał. Sarah spoglądała raz na Tony'ego, a raz na szeryfa. Podczas rozmowy starali się zachować obojętny wyraz twarzy.
– Chce pan powiedzieć, że był to wypadek podczas polowania? – z powątpiewaniem zapytał Tony. – Ale kto poluje w nocy, i to tuż obok domu? Przecież żadna zwierzyna nie podchodzi tak blisko ludzkich siedzib.
– Na tym właśnie polega problem. – Roń Gallagher pokiwał głową. – Zawsze były tutaj zwierzęta, ale ludzie je przepłoszyli. Jednak nocami zwierzyna przychodzi do wodopoju nad jezioro. Może ktoś strzelał do łani lub łosia, choć sezon łowiecki już się skończył. Ale ślady butów, które odkryliśmy tuż przy linii drzew, raczej nie potwierdzają tej teorii. Myśliwi nie mają zwyczaju polować w pobliżu domów.