Zbierał się do wyjścia, kiedy zadzwonił telefon. Spojrzał na aparat stojący na stole, a potem na Sarah.
– Odbierz sam – zaproponowała. Podniósł słuchawkę i warknął:
– Tu DeMarco.
– Co stało się mojej dziewczynce? Tony wciągnął głęboko powietrze. Miękki, melodyjny kobiecy głos był jedyny w swoim rodzaju.
– Czy mówię z panią Lorett Boudreaux? – zapytał uprzejmie.
Na linii zapanowała na chwilę cisza, po której Tony usłyszał ciche prychnięcie.
– Bawi się pan w jasnowidza?
– Nie, proszę pani. – Tony uśmiechnął się do siebie. – Nigdy tego nie robię. Ale nie jestem także głupkiem i potrafię kojarzyć fakty.
W słuchawce rozległ się cichy śmiech, lecz zaraz potem do uszu Tony'ego dotarło westchnienie.
– Co stało się mojej dziecince? – ponownie spytała Lorett Boudreaux.
– Udam, że nie jestem zdziwiony, dlatego nie zapytam, skąd pani już o tym wie. Sarah wszystko pani opowie. Ale zapewniam, że nic jej się nie stało.
– Pozwoli pan, że sama to ocenię. Tony podał Sarah słuchawkę.
– Dzwoni twoja ciotka. Szepnij, proszę, w mojej obronie jakieś dobre słówko. Już jej się naraziłem.
Mrugnął do Sarah i taktownie opuścił pokój. Pilne rozmowy mógł równie dobrze przeprowadzić z własnej komórki. Zamierzał wynająć natychmiast strażników, tak aby już od samego rana mogli pilnować posesji, zatrudni także osobistych ochroniarzy.
– Dziecinko… powiedz cioci Lorett, co się stało. Sarah całkiem się rozkleiła.
– Wieczorem ktoś do mnie strzelał. Gdyby nie Tony, byłabym już martwa. – Załamał się jej głos. Zaczęła łkać. – Och, ciociu Lorett, sama nie daję sobie rady. Jesteś mi bardzo potrzebna. Czy możesz tutaj przyjechać?
– Będę przy tobie, dziecinko, zanim jutro zajdzie słońce – oświadczyła Lorett. – Ale jak mam znaleźć cię w tym okropnym mieście?
– Jedź prosto do biura szeryfa. Tam powiedzą ci, gdzie jestem i jak się tu dostać. Albo, jeszcze lepiej, kiedy dotrzesz do Marmet, od razu zadzwoń. Przyjedziemy po ciebie.
– Nie. Wolę sama dotrzeć na miejsce. A teraz śpij spokojnie, kochanie. Ciotka Lorett nie pozwoli cię skrzywdzić.
Sarah odłożyła słuchawkę i usiadła na łóżku. Poczuła, jak ogarnia ją wielka ulga. Uznała, że z Tonym i ciotką u boku ma szansę przeżycia.
Tony właśnie parzył wieczorną kawę, kiedy odezwał się dzwonek u drzwi. Zmarszczył czoło i spojrzał na zegarek. Jak na nieproszonych gości było już trochę za późno. Mimo to podszedł do drzwi, spodziewając się ujrzeć szeryfa lub któregoś z jego ludzi.
– Moiro, to ty? Co sprowadza cię o tak późnej porze? – zapytał zdziwiony widokiem gościa.
Moira Blake weszła szybko do holu. Na jej twarzy malował się głęboki niepokój.
– Słyszałam policyjne syreny – oś wiadczyła. – A z mojego patio było widać błyskające światła przed twoim domem. Wiem, że powinnam zadzwonić, ale okropnie się zdenerwowałam. Czy u ciebie wszystko w porządku? Ktoś zachorował?
Tony powiesił płaszcz Moiry, a potem wprowadził ją do salonu.
– Siadaj przy kominku – zaproponował.
– Czy Sarah jest chora? – pytała dalej Moira. – Wiem, że powinnam wcześniej zaprosić was na kolację, ale ta dziewczyna ma wiele spraw na głowie. Postanowiłam dać jej trochę czasu.
– Nie jestem chora, ale dziękuję, że pani zapytała.
Na dźwięk głosu Sarah odwrócili się oboje. Tony zerwał się z fotela.
– Chodź, usiądź przy ogniu. Opowiedz Moirze o tym, co się stało, a ja zrobię kawę. Sarah podziękowała słabym uśmiechem Tony'emu i usiadła w fotelu.
Moira Blake nachyliła się i wzięła ją za rękę.
– Co się stało, moja droga? Widziałam światła przed waszym domem i sądziłam, że ktoś wezwał karetkę.
– Nie, proszę pani. To był szeryf – wyjaśniła Sarah. Moira zmarszczyła brwi.
– Ale dlaczego? – spytała.
– Ktoś usiłował mnie zabić.
– To niemożliwe! – jęknęła Moira. – Nie mówisz tego serio! Oboje z Tonym nakryliście złodzieja?
– Chciałabym, aby tak było – z westchnieniem przyznała Sarah i przystąpiła do relacjonowania przebiegu wieczornych wydarzeń.
Kiedy skończyła, na twarzy Moiry odmalowało się niedowierzanie. Tony, który właśnie wrócił z kuchni, podał jej filiżankę gorącej kawy.
– Nie mogę tego pojąć – stwierdziła. Wyglądała na bardzo poruszoną. Lekko drżały jej ręce. Odstawiła filiżankę na stolik, żeby nie rozlać kawy. – Nie masz pojęcia, jak bardzo mi przykro, że przydarzyło ci się coś takiego.
– To miło z pani strony – powiedziała Sarah. Moira podniosła głowę i pytającym wzrokiem popatrzyła na Tony'ego.
– Nie rozumiem, dlaczego ktoś chciałby skrzywdzić tę młodą kobietę. Zerknął na Sarah, a potem wzruszył ramionami.
– Widocznie komuś bardzo zależy na tym, aby ją uciszyć – odparł. – Ale ten człowiek zapomniał o podstawowej rzeczy. Pozbycie się córki zamordowanego tylko spotęguje szum wokół tej sprawy. I tak już wznowiono śledztwo w sprawie tragicznej śmierci Franklina Whitmana. W dodatku zanim Sarah dowiedziała się o odkryciu ciała ojca.
– To prawda – przyznała Moira. – Może właśnie dlatego przyszło mi do głowy, że nastawanie na życie Sarah nie ma żadnego sensu.
– Moje pojawienie się w Marmet wywołało duże zamieszanie – odezwała się Sarah. – A tak na marginesie uważam, że człowiek, który zabił mojego ojca, nie jest specjalnie sprytny.
Moira zmarszczyła czoło.
– Co masz na myśli?
– Gdyby był tak sprytny, za jakiego się uważa, zignorowałby mój przyjazd i wraz z pozostałymi obywatelami Marmet udawał, że jest głęboko wstrząśnięty faktem wydobycia z dna jeziora ciała mojego ojca. Po tylu latach policja raczej nie będzie w stanie ustalić, czy zabójca jeszcze żyje i czy mieszka nadal w tej okolicy. Ten człowiek popełnił wielki błąd, bo się ujawnił i dał znać o swoim istnieniu.
Zamyślona Moira pokiwała głową.
– Masz rację, moja droga. Ale może teraz zda sobie z tego sprawę i zostawi cię w spokoju.
– W tym cała moja nadzieja – przyznała Sarah. Moira podniosła wzrok i popatrzyła najpierw na rozmówczynię, a potem na pana domu.
– W każdym razie jestem szczęśliwa, że nie stało się nic złego. Chciałabym uczcić ten fakt. Zapraszam jutro do siebie na kolację. Koło ósmej. Będzie też kilka innych, równie życzliwych osób.
Obiecuję, że nie spotka was nic nieprzyjemnego. Przyjdziecie?
– Sama nie wiem – z ociąganiem odrzekła Sarah, zastanawiając się, jaką podjąć decyzję. Spojrzała niepewnie na Tony'ego. Jeszcze nie miał pojęcia, że jutro próg jego domu przestąpi nowy gość. Lorett Boudreaux.
– Jeśli nie chcesz, to nie przyjmuj zaproszenia – na widok wahania Sarah oświadczył Tony. – Moim zadaniem jest odsuwanie od ciebie wszelkich kłopotów. Już jutro pojawią się tu strażnicy i ochroniarze, będziesz mogła bez obaw wychodzić z domu.
– Strażnicy i ochroniarze? – zdziwiła się Moira.
– Tak, będą zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz domu. Możesz być pewna, że już nikt więcej nie wkroczy bez zezwolenia na teren mojej posiadłości – oświadczył Tony.
Moira uśmiechnęła się lekko.
– Szczerze powiedziawszy, ja też czuję się od razu o wiele bezpieczniejsza – przyznała. – Kobiecie, która pędzi samotne życie, zawsze przyda się dodatkowe zabezpieczenie, ostrożności nigdy za wiele. Przecież ja też mieszkam na odludziu. No to co, przyjdziecie?
Sarah nadal była niezdecydowana. Niepewnym głosem zwróciła się do Tony'ego:
– Słuchaj, nie zdążyłam cię jeszcze uprzedzić, załatwienia kilka telefonów. Mogę w czymś ci pomóc, zanim pójdziesz spać?