– Dzień dobry. Tu kancelaria adwokacka Dewey, Dewey i Cline. Czym mogę służyć?
– Cześć, Annabeth. To ja, Tiny. Jesteś bardzo zajęta?
Annabeth uśmiechnęła się lekko. Tiny Bartlett nie miała zielonego pojęcia, czym jest prawdziwa praca.
– W biurze zawsze jestem zajęta, ale chwilę mogę pogadać. O co chodzi?
– Co włożysz na siebie dziś wieczorem, idąc do Moiry? Annabeth wywróciła oczyma. A co to miało za znaczenie?
– Och, jeszcze nie wiem – odparła, wzruszając ramionami. – Czemu pytasz?
– Będziesz chciała z pewnością wyglądać jak najlepiej. Do Moiry przyjdzie Silk DeMarco.
– Tiny, on jest ode mnie młodszy o co najmniej piętnaście lat, a może nawet więcej. To, co Silk o mnie pomyśli, nie ma żadnego znaczenia. Młodzi nie zwracają uwagi na starych.
Słowa Annabeth zdumiały Tiny.
– Zawsze ma znaczenie – zaprotestowała. – Włóż wiśniowe spodnium. To, które nosiłaś w zeszłym miesiącu podczas naszego wypadu na kolację do Portlandu.
Annabeth zmarszczyła czoło, usiłując przypomnieć sobie, w jakim stanie jest ten strój.
– Postaram się je włożyć… jeśli nie jest akurat w pralni.
– To dobrze – stwierdziła Tiny. – Czy rozmawiałaś ostatnio z Marcią?
– Nie, nie miałam okazji. Wczoraj wieczorem nie było mnie w domu.
– Wychodziłaś? Po co? Annabeth spochmurniała.
– Po prostu załatwiałam różne drobne sprawy.
– Zwykle robisz to tuż przed zmierzchem.
– Niby jak miałabym zdążyć z tym wcześniej? – mruknęła zdegustowana Annabeth. – Pracuję, jak dobrze wiesz, do siedemnastej, a o tej porze już robi się ciemno. Tiny, ty naprawdę nie masz pojęcia, jak żyją zwykli śmiertelnicy.
Rozmówczyni Annabeth wydęła wargi. Nie znosiła, kiedy przypominano jej, że należy do grona uprzywilejowanych. A ona tak bardzo chciała być podobna do pozostałych pań, uchodzić za jedną z nich.
– Przepraszam – powiedziała. – Nie zastanawiałam się nad tym, co mówię. Oczywiście, masz rację. Będę szczęśliwa, gdy wreszcie nadejdzie wiosna. A ty?
– Najpierw czeka nas jeszcze zima, ale ja też wolę cieplejsze dni. A teraz muszę zabierać się ponownie do pracy. A więc do zobaczenia wieczorem u Moiry.
Tiny rozpromieniła się.
– Do wieczora. – Odłożyła słuchawkę i pobiegła do biblioteki, gdzie jej mąż, Charles, siedział przy komputerze.
– Kochany, nie zapomnij, że dziś idziemy na kolację do Moiry.
– Będę pamiętał – mruknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
Tiny popatrzyła na męża, usiłując w tym poważnym, ciągle zapracowanym biznesmenie bezskutecznie odnaleźć wesołego, rozrabiającego chłopaka, za którego wyszła za mąż.
W tej chwili Charles podniósł wzrok. Na widok tęsknoty i smutku malujących się na twarzy żony uśmiechnął się krzywo.
Westchnęła. Nie chciała nawet wracać myślami do czasów, gdy w akcie nieposłuszeństwa i buntu w stosunku do bogatych i szacownych rodziców wyszła za beztroskiego lekkoducha. Co za ironia losu, pomyślała ze smutkiem. Z biegiem czasu ten beztroski lekkoduch przeobraził się w poważnego, zasadniczego biznesmena, robiącego pieniądze. Podobnego do jej ojca.
– Idę do fryzjera – oświadczyła. Charles obrzucił wzrokiem sylwetkę żony. Była, jak zawsze, bez zarzutu.
– Już wyglądasz doskonale – ocenił. Rozpromieniona komplementem zarzuciła mężowi ręce na szyję.
– Kocham cię, Charlie.
Przypomniawszy sobie wreszcie, że życie nie składa się wyłącznie z zajmowania się interesami, wziął Tiny na kolana i obdarzył długim, solidnym pocałunkiem.
Roześmiana, puściła po chwili męża, by mógł wrócić do przerwanego zajęcia. Nie dostrzegła, że po rozmowie z nią wyraźnie spochmurniał. Nie miał ochoty iść na kolację do Moiry Blake, ale wiedział, że Tiny nie przyjęłaby odmowy. Obie były bardzo zaprzyjaźnione i na tym polegał cały szkopuł. Siedzenie przy stole z Silkiem Denarkiem było ostatnią rzeczą, na jaką Charles miał ochotę,
Obaj pochodzili z nizin, z tej samej podłej dzielnicy miasta i obaj zrobili życiową karierę. Jednak Charles nie lubił, gdy przypominano mu o niechlubnej przeszłości. Pozostawił bowiem za sobą wiele przeżyć i spraw zbyt przykrych, aby do nich wracać.
Kiedy dwie minuty po czternastej odezwał się dzwonek zwiastujący nowego gościa, Tony już szedł do drzwi. Chwilę przedtem zobaczył przez okno stary, zdezelowany samochód, skręcający na podjazd. Od razu rozpoznał, do kogo należy.
– Witaj, Maury. Cieszę się, że tak szybko się zjawiłeś – powitał po chwili drobnego i niskiego, lekko przygarbionego mężczyznę, wprowadzając go do salonu.
– Jechałem całą noc – wyjaśnił Maury, rozglądając się po pokoju i taksując wzrokiem wyposażenie wnętrza. Po chwili wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Niezła chałupa, Silk. – A kiedy zaraz potem w pokoju zjawiła się Sarah, dorzucił: – I niezły widok.
– Nie podniecaj się, Maury – z miejsca zareagował Tony. – Ta dama nie jest dla ciebie. A ponadto reprezentuje inną ligę.
Na widok przybyłego Sarah miała ochotę otrząsnąć się ze wstrętem. Nie tak wyobrażała sobie prywatnego detektywa. Niski człowieczek, który teraz przed nią stał, zachowywał się paskudnie i miał odrażający wygląd.
Tony dostrzegł wyraz twarzy Sarah i domyślił się, że Maury wywarł na niej kiepskie wrażenie. Szczerze powiedziawszy, ujrzawszy go pierwszy raz, sam zareagował podobnie. Tymczasem Maury Overstreet okazał się doskonałym fachowcem w swojej dziedzinie i z tego powodu Tony już nigdy więcej nie chciał korzystać z usług innych detektywów.
Przybyły uśmiechnął się do Sarah, a potem lekko wzruszył ramionami.
– Nie można winić faceta za to, że próbował. Czyż nie tak, laluniu? Sarah uniosła wysoko brwi.
– Laluniu? Laluniu? – Spojrzała na Tony'ego. – Skąd wytrzasnąłeś tego człowieka? Maury poklepał się po nodze i parsknął śmiechem.
– Do licha, Silk… Coś mi się zdaje, że z tą babką będziesz miał niewąskie kłopoty. Nie wiem, czy sobie poradzisz.
– To wyłącznie moje zmartwienie – warknął Tony. – A ty masz zachowywać się grzecznie. W ostatnim tygodniu ta dama przeszła piekło i nie zasługuje na więcej przykrości.
W jednej chwili detektyw przybrał poważny wyraz twarzy.
– Proszę wybaczyć, droga pani – powiedział. – Nie zamierzałem okazać braku poszanowania.
– W porządku. – Sarah zwróciła się do Tony'ego. – Jest świeża kawa. Zechcesz…?
– To miło z twojej strony, ale daj sobie spokój i przestań się mną zajmować. Czy to jasne?
– Muszę coś robić, żeby nie zwariować – odparła, rozkładając ręce. – Czy to jasne? A więc chcesz kawy czy nie?
Tony uśmiechnął się.
– Oczywiście. A przy okazji przynieś ze dwie bułeczki z jabłkami i cynamonem, które upiekłaś rano. Maury przepada za słodyczami.
Zwężonymi oczyma detektyw przyglądał się z uwagą zarówno Tony'emu, jak i Sarah. Gdy tylko opuściła pokój, wyszczerzył w uśmiechu zęby.
– Robi dla ciebie wszystko? – zapytał z drwiną w głosie. Tony obruszył się.
– Tylko ze mną nie zaczynaj – ostrzegł. – Zostaw płaszcz w holu i chodź. Przekażę ci wszystko, co wiemy.
W jednej chwili Maury spoważniał. Zdjął płaszcz i poprawił kołnierz garnituru z granatowego sztucznego włókna, który miał prawie trzydzieści lat.
Kiedy zjawiła się Sarah z bułeczkami i kawą, detektyw, zrzuciwszy uprzednio marynarkę, siedział na wprost Tony'ego i starannie notował wszystkie informacje.
– Sarah, zostań z nami – poprosił Tony, podając jej wziętą z tacy filiżankę kawy. – Maury ma do ciebie kilka pytań.