– Po zniknięciu ojca to pani usunęła moją mamę ze stanowiska prezeski Jesiennego Festynu. – Sarah spojrzała na Moirę. – Ta kanapka smakuje doskonale. Co w niej jest?
Tony miał ochotę się roześmiać. Sarah zdobyła punkt. Zgodziła się zjeść kolację w otoczeniu tych ludzi, ale nie oznaczało to wcale, że będzie w stosunku do nich potulna jak baranek.
– Chyba wędzony łosoś na chlebku ryżowym, przybrany odrobiną jogurtu z koperkiem – wyjaśniła pani domu.
– To jest znakomite – potwierdziła Sarah. – Nie mogę doczekać się gorących przekąsek.
– Sarah jest właścicielką restauracji w Nowym Orleanie, którą prowadzi osobiście – powiedziała Moira, szukając rozpaczliwie nowego tematu konwersacji.
– Naprawdę? – zdziwił się Paul Sorenson.
Znad trzymanego w ręku kieliszka z winem Sarah spojrzała na podstarzałego mężczyznę i skinęła głową.
– Naprawdę.
Poczerwieniał na twarzy. A więc pamiętała, co wówczas się stało! Świadczył o tym jej wzrok. Paul Sorenson zdenerwował się. Zaczął się zastanawiać, czy byłoby w bardzo złym tonie, gdyby teraz udał, że poczuł się źle, i opuścił przyjęcie.
Po chwili zastanowienia odrzucił jednak ten pomysł. Bo co będzie, jeśli ta kobieta zacznie potem o nim mówić? Nawet nie wiedziałby, co wypaplała i jak skomentowała fakty.
Zanim jednak Paul Sorenson zdobył się na jakąkolwiek reakcję, zabrzmiał dzwonek u frontowych drzwi.
– To pewnie nasz ostatni gość – oznajmiła pani domu. – Przepraszam was na chwilę.
– Kogo jeszcze mogła zaprosić Moira? – na głos zastanawiała się Marcia. – Byłam pewna, że jesteśmy w komplecie. A teraz będzie nas nie do pary przy kolacji.
– Och, temu możemy w każdej chwili zaradzić – odezwała się Sarah. – Wystarczy, że zaprosimy do stołu Dunna lub Farleya.
Roześmiała się ze swego dowcipu, podczas gdy inni goście skamienieli z przerażenia.
– Och, po co to gadanie – wymamrotał Paul Sorenson. – Zaraz dowiemy się wszystkiego.
Chwilę później Moira wróciła do pokoju w towarzystwie wysokiej, eleganckiej kobiety w nieokreślonym wieku. Czarna, jedwabna suknia doskonale harmonizowała z farbowanymi włosami. Szlachetny błysk kamieni osadzonych w naszyjniku wskazywał na to, że dama ma na sobie prawdziwe diamenty.
– Znacie Laurę – oznajmiła pani domu, a potem zwróciła się do Sarah i Tony'ego: – Przedstawiam wam Laurę Hilliard. Być może pamiętasz ją, Sarah, jako Laurę King.
Ignorując towarzyszkę Tony'ego, przybyła wyciągnęła ku niemu wypielęgnowaną dłoń i uśmiechnęła się uwodzicielsko.
– Silk, kochany, upłynęło trochę czasu… Odwzajemnił uśmiech.
– Nie miałem pojęcia, że wróciłaś na stałe do Marmet.
– Tak… wróciłam. Mam dom tuż nad jeziorem. Po drugiej stronie, naprzeciwko twojego. Widzę z sypialni palące się u ciebie światła. Z pewnością zauważyłeś moją siedzibę.
– To dom z czerwonym dachem – wtrąciła się do rozmowy Sarah.
Laura odwróciła się, powoli zmierzyła wzrokiem towarzyszkę Tony'ego, a potem skinęła głową.
– Widzę, że całkiem spostrzegawcza z pani osoba – oznajmiła oschłym tonem.
– Bez wątpienia – mruknęła Sarah. – Przykro mi, ale wcale pani nie pamiętam.
– Nic dziwnego – wycedziła Laura. – Zazwyczaj pracowałam poza miastem.
Tony zaofiarował się przynieść Laurze kieliszek wina. Ktoś w pokoju powiedział półgłosem: „podrywając facetów", ale Sarah nie zorientowała się, kto to był. Zachciało się jej śmiać. Jak widać, na swoje kolacyjne przyjęcie Moira zaprosiła dość dziwny zestaw ludzi.
– Kto przyprowadził ze sobą tych dwóch wielkoludów trzymających przed domem straż? – spytała Laura.
– Ja ich przywiozłem – wyjaśnił Tony. Spojrzała na niego lekko zdziwiona i zaraz potem przeniosła wzrok na Sarah.
– Aha, rozumiem. – Laura upiła łyk wina i uniosła kieliszek jak do toastu. – Słyszałam o pani okropnych kłopotach. Proszę przyjąć moje kondolencje.
Sarah popatrzyła podejrzliwie na niesympatyczną rozmówczynię. Instynkt podpowiadał, by nie ufać tej kobiecie.
– Kolacja na stole – oznajmiła Moira. – Chodźcie, proszę, za mną do jadalni. – Moja droga, zajmij miejsce między Paulem a Tiny – poleciła towarzyszce Tony'ego.
Wziął Sarah pod rękę.
– Nie, ona siada przy mnie. Jestem pewny, że Paul nie będzie miał nic przeciwko temu, jeśli zamienimy się miejscami. – Zaraz potem, uznając że wystarczy uprzejmości, zagroził: – W przeciwnym razie po obu stronach Sarah zasiądą przy stole wielkoludy.
– No, no! – Dopiero teraz Laura przyjrzała się uważniej towarzyszce Tony'ego. – Musi znaczyć dla ciebie więcej, niż sądziłam – wycedziła.
– Ktoś usiłował ją zabić – poinformował Tony. – Jest pod moją opieką i nie zamierzam podejmować ryzyka.
Wśród gości zapanowało lekkie poruszenie. Rozległ się szum głosów. Gdy chwilę później zapanowała cisza, zabrzmiał nerwowy śmiech Moiry.
– Silk, to oczywiste, że musisz mieć Sarah obok siebie. Rób, jak ci wygodnie. – Pani domu dotknęła lekko ramienia Sarah. – Bądź co bądź to ty jesteś tu dzisiaj gościem honorowym. Tędy, proszę.
Zebrani poszli za Moirą i po chwili zasiedli do stołu.
Kolacja przebiegała spokojnie. Gdy czekali na podanie deseru, odezwał się dotychczas milczący Charles Bartlett.
– Słyszałem, Silk, że przymierzasz się do otwarcia drugiego klubu. Jak postępują prace?
Tony podniósł wzrok i spojrzał na męża Tiny.
– Dobrze. Są na ukończeniu. Klub będzie czynny przed Bożym Narodzeniem, ale uroczyste otwarcie odbędzie się dopiero w przeddzień Nowego Roku.
Charles Bartlett stłumił z trudem złośliwy uśmiech.
– Jak widzę, nie przestajesz uganiać się za forsą – wycedził. – Kiedy wreszcie będziesz miał dość?
Przy stole zapanowało niezręczne milczenie. Skonsternowani goście spoglądali to na Tony'ego, to na Charlesa. Tym razem Sarah wzięła na siebie ciężar odpowiedzi.
– Jestem ciekawa, Charles, co dla ciebie znaczy dość pieniędzy. Masz uroczą, bardzo atrakcyjną żonę i, jak mogłam wywnioskować z dotychczasowej rozmowy, wiedzie ci się całkiem nieźle. Przez ostatnie dwadzieścia lat przebyłeś bardzo długą drogę. Dotarłeś wysoko. Czyżbyś nie był zadowolony z osiągniętego sukcesu?
Miała go w garści i Charles dobrze o tym wiedział. Z krzywym uśmiechem na twarzy uniósł kieliszek w kierunku Sarah i położył rękę na dłoni Tiny.
– Wręcz przeciwnie. Jestem szczęśliwy. Czy mając u boku tak wspaniałą kobietę jak Tiny, mężczyzna może życzyć sobie czegoś więcej?
– Nie – uznała Sarah. Spojrzała na żonę Charlesa i sama nie wiedząc dlaczego, wzniosła toast: – Za szczęśliwe małżeństwa.
– Za szczęśliwe… – jak echo powtórzyli pozostali goście.
– Czy straciłam coś ciekawego? – zawołała Moira, wnosząc do pokoju imponujący tort. Piętrowy, czekoladowy, oblany syropem ze świeżych malin.
– Straciłaś tylko toast – do rozmowy włączyła się szybko Annabeth, nie chcąc, jako osoba samotna, poczuć się wyobcowana.
– Kto ma ochotę na deser? – spytała z uśmiechem pani domu. Goście podnieśli ręce. Wszyscy oprócz Laury.
– Nigdy nie pozwalam sobie na takie zachcianki – oświadczyła wyniosłym tonem. Prawie od początku Sarah czuła niechęć do tej kobiety. Pewnie dlatego, że Laura Hilliard przywitała Tony'ego tak, jakby łączyły ich swego czasu bliskie stosunki. Nie mógł to być jednak dla Sarah powód do zazdrości. Ani o jotę nie ustępowała Laurze wyglądem i była młodsza o dobre dwadzieścia lat. Irytowały ją jednak złośliwe uwagi rozmówczyni. Postanowiła dać jej nauczkę.
Ze słodkim uśmiechem na ustach popatrzyła czule na Tony'ego.