Выбрать главу

Kobiety zebrane u Moiry Blakę stanowiły dość dziwaczny konglomerat postaci. Tiny Bartlett była ładna, lecz na każdym kroku starała się zyskać powszechne uznanie. Wychodząc za Charlesa, który, jak wspomniał Tony, pochodził z miejscowego plebsu, popełniła mezalians, który się jej opłacił. Żyła w dobrobycie, a mąż harował jak wół, by za wszelką cenę dorównać przedstawicielom miejscowej elity. Miał zadbane paznokcie i doskonale ostrzyżone włosy. Nosił garnitury od najlepszych krawców i wykwintne obuwie. Ale warstwa ogłady, jaką zyskał, przeobrażając się z dziecka ulicy w zamożnego, odnoszącego sukcesy biznesmena, była niezwykle cienka.

Sarah zaczęła się zastanawiać nad osobą Annabeth Harold. Starsza pani, nadal pracująca i nigdy nie zamężna, była wyraźnie gorzej sytuowana od pozostałych znajomych Moiry. Kilkakrotnie tego wieczoru Sarah czuła na sobie mało życzliwy, jakby zazdrosny wzrok tej kobiety. Ale tak dyskretny, że równie dobrze mógł być też wytworem jej wyobraźni.

Rozumiała, dlaczego w tym towarzystwie Annabeth Harold prawdopodobnie nie czuła się najlepiej. Jednak siedzący obok ludzie byli przecież jej przyjaciółmi i akceptowali ją taką, jaką była. Dlaczego więc ona nie akceptowała samej siebie?

Marcia Farrell była wdową, tak przynajmniej słyszała Sarah. Z pochwyconych strzępów rozmowy między Tiny i Annabeth dowiedziała się, że opuszczając przed laty Marmet, Marcia była osobą bez wykształcenia, tylko po podstawowym kursie dla sekretarek. Kilka lat później wróciła na stare śmieci. Obarczona dzieckiem, oświadczyła, że została wdową. Wkrótce potem odziedziczyła duży majątek i od tamtej pory stała się bogatą i szanowaną obywatelką Marmet. Tiny wspomniała Annabeth, że nikt w mieście nie znał nawet nazwiska męża Marcii, która nie lubiła o nim mówić.

No, i jeszcze ta Laura Hilliard. Abstrahując od faktu, że wdzięczyła się do Tony'ego, od samego początku Sarah poczuła do niej wyraźną niechęć. Laura była ugrzeczniona i przymilna, a zarazem zimna, wyniosła i pewna siebie. Jednym słowem, stanowiła pozbawione uczuć, wstrętne babsko.

Poprawka: bogate, wstrętne babsko.

Z tego, co mówił Tony, wynikało, że Laura Hilliard wprost leży na pieniądzach. Ma ich znacznie więcej, niż byłaby w stanie wydać do końca życia.

Zdaniem Sarah, znakomitym zalążkiem takiej fortuny mógł być milion dolarów.

Została jeszcze Moira Blake. Biedna Moira. Tak bardzo się starała, aby kolacja wypadła doskonale. Sarah westchnęła. Sama ponosiła część winy za nieudany wieczór, prowokując pozostałych gości. Głównie dlatego, że nie była w stanie znieść ich protekcjonalnego traktowania. O Moirze Sarah wiedziała niewiele. Tylko tyle, ile usłyszała od Tony'ego. Mówił, że owdowiała przed kilku laty i zakończywszy pracę w banku, przeszła niedawno na emeryturę. Od lat mieszkała w tym samym domu. Robiła dobre czekoladowe ciasto. Nie były to żadne rewelacje.

Tony poruszył się na łóżku. Sarah odwróciła się, obrzuciła wzrokiem jego długie, smukłe ciało okryte prześcieradłem i przypomniała sobie, jak szybko potrafił dać jej rozkosz. Był prostym, biednym chłopakiem, który, korzystając z pomocy kogoś, kto stał się dla niego przysłowiowym dobrym wujaszkiem, wyszedł na ludzi. Do tej pory Sarah nie przyszło nawet do głowy, aby sprawdzić, w jaki sposób dorobił się fortuny. Szybko jednak wybiła sobie z głowy wszelkie podejrzenia. Dwadzieścia lat temu Tony był zbyt młody, aby okraść bank i popełnić morderstwo, nie mówiąc o tym, że nie należał do ludzi, którzy potrafiliby popełnić taki okrutny czyn.

Musiała przyznać się ze wstydem, że na jej dobrą opinię o Tonym wpłynęły jego przymioty seksualne. W porę jednak przypomniała sobie, że potrafi właściwie oceniać ludzi. I że w żaden sposób nie mogłaby zakochać się w mężczyźnie, który wepchnął do skrzyni i zatopił w jeziorze ciało jej ojca.

W żaden sposób.

I nagle Sarah uprzytomniła sobie coś, co niemal ścięło ją z nóg, tak że musiała oprzeć się o okienną ramę. Zakochała się w Tonym? Miłość… To przecież przyspieszone bicie serca, pulsowanie krwi i uginanie się nóg w kolanach, połączone z gwałtownym przypływem adrenaliny na widok obiektu pożądania.

W porządku. Na taką chwilę czekała ostatecznie od wielu lat. Chciała ponownie się zakochać, a teraz jej marzenie stało się rzeczywistością. Ale dlaczego właśnie teraz, gdy jej życie zaczęło przypominać scenariusz jakiegoś mrocznego filmu sensacyjnego?

Drżąc na całym ciele, powoli odwróciła się od okna. W ostatniej chwili dostrzegła jakiś ruch wody w jeziorze. Ze sporej odległości, w jakiej się znajdowała, wydawało się jej, że widzi mały, okrągły przedmiot, który szybko zniknął. Pewnie był to nur lub konar któregoś z drzew okalających jezioro. A może…

Tony zamruczał przez sen. Czując, jak nagle ogarnia ją zmęczenie, a zarazem strach, wróciła do łóżka i wsunęła się w objęcia Tony'ego. Chwilę później nadszedł upragniony sen.

Około trzeciej nad ranem Sarah obudził donośny grzmot. Zdezorientowana, rozejrzała się wokoło i kiedy zaraz potem błyskawica rozświetliła na chwilę wnętrze pokoju, okazało się, że leży sama w łóżku. Wstała, zapaliła lampę i wyszła na korytarz w poszukiwaniu Tony'ego. Na dole paliło się światło, co przypomniało Sarah o obecności ochroniarzy. Pewnie do nich dołączył.

Niewiele myśląc, włożyła szlafrok Tony'ego i opuściła pokój. Zbiegając na dół, wołała To-ny'ego. Kiedy postawiła stopę na najniższym schodku, zgasło nagle światło i w domu zapanowały ciemności. Nie było to nic wyjątkowego. Podczas burz często wyłączano dopływ prądu.

– Tony! Chyba masz kilka świec i jakąś latarkę! – wykrzyknęła. Odpowiedziało jej głuche milczenie.

Sarah ruszyła w stronę frontowych drzwi i ujrzała nagle, jak otwierają się pod naporem silnego podmuchu wiatru, który wnosi do wnętrza falę deszczu. Zamknęła szybko drzwi, usiłując równocześnie wytłumaczyć sobie powód, dla którego Tony i obaj ochroniarze znaleźli się poza domem.

Podbiegła do frontowego okna, próbując dostrzec w blasku błyskawic przecinających czarne niebo, co dzieje się na zewnątrz. Oprócz strug deszczu i liści miotanych wiatrem nic nie było widać.

Jakiś słaby dźwięk dochodzący z głębi domu sprawił, że obróciła się błyskawicznie.

– Tony! Czy to ty?

I ponownie odpowiedziała jej głucha cisza. Nie pojawił się nikt. Gdzie podziali się obaj ochroniarze, podobno tak wspaniali? Dlaczego nie stoi teraz przed nią żaden z nich z latarką w ręku?

Sarah była już bardzo zdenerwowana.

– Dunn! Farley! Gdzie jesteście?

Usłyszawszy nagle nad głową trzask deski w podłodze, stłumiła krzyk. Ktoś w ciemnościach poruszał się na piętrze! Ale kto? Tony bądź któryś z ochroniarzy odpowiedziałby na jej wołanie. Trzasnęła druga deska, a potem trzecia. Jakiś człowiek szedł przez hol. Sarah ogarnęło przerażenie.

– Och Boże, och Boże…

Niewiele myśląc, rzuciła się do ucieczki. Kiedy biegła po gładkim parkiecie, szalejąca burza tłumiła odgłosy jej bosych stóp. W jednej chwili Sarah przypomniała sobie o istnieniu pod schodami niewielkiego schowka i pognała w tamtą stronę. Był bardzo mały, ale mógł zapewnić schronienie.

Ostrożnie nacisnęła klamkę. Na szczęście, zawiasy nie zaskrzypiały. Szybko wsunęła się do schowka i zamknęła za sobą drzwi, usłyszawszy, że intruz zaczyna schodzić na parter. Szedł szybko, biorąc po dwa schody naraz. Zacisnęła dłonie na klamce, bo w drzwiach nie było zamka.

Ze strachu, że ten człowiek ją usłyszy, wstrzymała oddech.

Gdy znalazł się na dolnym podeście, poczuła na całym ciele zimny pot. Instynktownie zaczęła się modlić.