Był to gest zaskakujący, a zarazem miły. Tony uznał, że nie szkodzi mieć po swojej stronie przyszłej teściowej, mimo że o własnych małżeńskich zamiarach musiał jeszcze poinformować drugą z zainteresowanych stron, to znaczy Sarah Whitman. Zdziwił się jeszcze bardziej, kiedy Lorett Boudreaux położyła mu rękę na czole i zamknęła oczy.
Tony zaczął się cofać, lecz stara dama przytrzymała go mocno za ramię.
Usłyszał uspokajający głos Sarah.
– Wszystko w porządku. Wierz mi. Stał nieruchomo. Chwilę później Lorett odsunęła się sama.
– Zostałeś zraniony, stając w obronie mojej dziecinki. Dziękuję ci za to, chłopcze. Lekko zażenowany, Tony skinął głową i szybko zmienił temat.
– Czy znalazła już pani swoje lokum? – zapytał. – Znajduje się tuż obok pokoju Sarah. Lorett przeniosła wzrok z wychowanki na pana domu. Lekko zadrgały kąciki jej ust, ale się nie uśmiechnęła.
– Wybrałam sobie pokój na dole – oznajmiła.
Sarah spłonęła rumieńcem. Czy już nigdy przed ciotką nie będzie mogła mieć sekretów? Lorett wiedziała, że są kochankami. Speszyła się.
Tony uśmiechnął się szeroko i tym razem sam, z własnej woli, uściskał starą damę.
– Wiedziałem, że panią polubię – oświadczył, całując Lorett mocno w policzek. Perlisty śmiech przybyłej rozładował napiętą atmosferę.
– Ten mężczyzna… to ktoś, Sarah Jane. Nie wypuść go z rąk.
Po takim oświadczeniu Sarah mogła powiedzieć: „Rozkaz, szanowna pani" lub polecić ciotce zamilknąć. Wybrała jeszcze inne rozwiązanie. Spojrzała na Tony'ego.
– Powinieneś iść do łóżka – stwierdziła krótko. Na jego twarzy ukazał się diabelski, nieco zbyt zmysłowy uśmiech.
– Oj, czy nie możesz poczekać z tym, kochanie, przynajmniej do zmroku? Ze zdumienia Sarah opadła szczęka. Potem groźnie zmarszczyła brwi.
– Anthony DeMarco, jesteś wstrętny! – warknęła. – Nie masz za grosz wstydu?
– Nie mam.
Lorett uśmiechnęła się lekko. Objęła Sarah.
– Nigdy nie wstydź się tego, co naturalne – pouczyła wychowankę. – Długo czekałaś i masz teraz to, na co zasługujesz.
– Do czego to doszło! – jęknęła Sarah. – Mam gadać o seksie, i to tym razem w obecności osoby trzeciej?
– Jeśli opuści jakieś ciekawsze kawałki, uzupełnię z przyjemnością jej opowiadanie – zaofiarował się Tony, spoglądając na Lorett.
Stara dama odrzuciła głowę w tył i tym razem głośno parsknęła śmiechem.
– Ten chłopiec będzie doskonale pasował do naszej rodziny – zawyrokowała. – I nie staraj się go zmienić, Sarah Jane, bo pokochałaś go głównie dlatego, że jest taki, jaki jest. – Lorett pozbierała myśli i wzięła się w garść. – Idę do kuchni przygotować jedzenie. Przyjdźcie, kiedy zgłodniejecie. – To powiedziawszy, opuściła salon majestatycznym krokiem.
– To najbardziej zdumiewająca i intrygująca kobieta, jaką zdarzyło mi się poznać – uznał lekko oszołomiony Tony. – Oczywiście, oprócz ciebie, dziecinko.
Oświadczenie to Sarah przyjęła ze śmiechem.
– Masz rację. Ciocia Lorett to prawdziwe cudo. Jest jedyna w swoim rodzaju. Wielkie szczęście, że mam ją po swojej stronie.
Tony pokiwał głową.
– S ądzę, że byłaby niesamowitym wrogiem.
– Jesteś już głodny? – spytała Sarah, ujmując Tony'ego za rękę.
– Właściwie nie. Chyba się położę, mimo że głowa już mnie nie boli.
– To oczywiste. Przecież ciotka położyła ci rękę na czole.
– Tak, położyła… – Tony musnął dłonią opatrunek. – Chcesz powiedzieć, że Lorett uzdrowiła mnie, dotykając głowy?
– Przecież, jak twierdzisz, przestało cię boleć – przypomniała Sarah. – A teraz idź do łóżka.
– Dobrze, ale z tobą.
– Przyjdę za chwilę, ale tylko po to, aby utulić cię do snu.
– Utulisz…?
– Och, daj spokój, nie łap mnie za słówka. Jeśli będziesz niegrzeczny, każę Durniowi i Bradstreetowi położyć cię do łóżka.
– Dunnowi i Farleyowi – skorygował Tony.
– Jak się zwał, tak się zwał – mruknęła Sarah. – A teraz zmykaj na górę.
Trochę po czternastej Tony zszedł na parter. Był umyty i miał na sobie ciemnoczerwony dres, a także, zamiast butów, grube, wełniane skarpety. Zdjął z czoła opatrunek, pozostawiwszy odkryte zranienie. Oprócz niewielkiego guza, kilku zadrapań i czterech szwów, wyglądał tak, jakby nic mu się nie stało.
– Jestem w świetnej formie – oznajmił, stając na progu kuchni. – Co tak wspaniale pachnie?
Sarah, która przewracała przy stole kartki książki kucharskiej, podniosła wzrok.
– Zupa. Chcesz trochę?
– Proszę – odrzekł i podążył za nią w głąb kuchni, obserwując, jak z garnka wlewa do miseczki coś gęstego.
– Co to za zupa? – chciał się dowiedzieć.
– Na wszystko, autorstwa cioci Lorett.
– Na wszystko…?
– Na wszelkie schorzenia. Ciocia robi ją w domu zawsze, kiedy ktoś jest chory, a nawet kiedy komuś jest smutno.
Tony ostrożnie zaniósł miseczkę do stołu. Wziął do ust pierwszą porcję, przełknął i w ekstazie wywrócił oczyma.
– Toż to prawdziwe cudo! Na tej zupie Lorett mogłaby zarobić masę pieniędzy.
Czy potrafiłaś namówić ciotkę, aby dała ci przepis?
– Znam przepis – odparła Sarah. – Od czasu do czasu serwuję tę zupę także u siebie w restauracji.
– Sprytna z ciebie dziewczyna – z uznaniem stwierdził Tony. Posmarował masłem kawałek gorącej, chrupiącej bagietki, którą położyła przed nim Sarah. – Czy już jadłaś?
– Tak. Jakieś dwie godziny temu. O mnie się nie martw. Czuję potrzebę posiedzenia tutaj i pogapienia się na ciebie. – Kiedy przełknął z zachwytem kęs smacznego pieczywa i zapytał, dlaczego, odparła: – Ostatniej nocy sądziłam, że utraciłam cię na zawsze.
Tony odłożył łyżkę i wyciągnął ku Sarah rękę.
– Musiałam ci to powiedzieć – wyznała. – Czy wiesz, o czym myślałam podczas długiej podróży do Portlandu?
Pokręcił głową.
– Że zbyt długo zwlekałam z powiedzeniem ci prawdy.
– A co to za prawda, Sarah Jane?
– Kiedy o tym myślę, wszystko wydaje się bez sensu. Przecież prawie się nie znamy.
– Nie masz racji – zaprotestował Tony. – Ja znam cię przez całe życie. Sarah obdarzyła go słabym uśmiechem.
– Byliśmy wtedy dziećmi. Dobrze wiesz, o co mi chodzi. Tony wzruszył ramionami.
– Historia, słonko, ma to do siebie, że niweluje przeszłość. Znałaś mnie, kiedy byłem małym ulicznikiem, a mimo to nie lekceważyłaś i nie poniżałaś biedaka.
Sarah uśmiechnęła się lekko.
– Och, leciałam wtedy na ciebie i dobrze o tym wiesz. Tony rozpromienił się w jednej chwili.
– A widzisz? Wszystko, co zrobiliśmy ostatnio, potwierdza fakt, że już wówczas byłaś na mnie napalona.
– Jeśli w wieku dziesięciu lat byłam, jak ty to mówisz, napalona, oznaczało to coś zupełnie innego. Zaraz usłyszysz prawdę. Kiedy przychodziłeś strzyc trawniki, ukrywałam się w krzakach i czekałam z zapartym tchem, aż zgrzejesz się i ściągniesz koszulę.
Rozweselony puścił oko do Sarah.
– Właśnie mówiłem, że byłaś na mnie napalona.
– Dobrze, już dobrze, ale daj mi skończyć. Tony skinął głową i wziął do ust następną łyżkę wybornej zupy.
Sarah mówiła dalej:
– Zawdzięczam ci więcej niż tylko życie. W ciągu tak bardzo krótkiego czasu pozwoliłeś mi ponownie uwierzyć w miłość, a byłam gotowa przysiąc, że nie jest to możliwe.
– To łatwe dziecinko. Łatwo cię pokochać.
– Naprawdę, Silk? Naprawdę? Tony uniósł się, nachylił nad stołem i mocno pocałował Sarah.