– Obiecaj mi jedno – poprosił.
– Co tylko chcesz.
– Uważaj na siebie. Bądź ostrożna. – Pociemniały mu oczy. – Chcę zapytać cię o coś, co ci się może nie spodoba.
– To niemożliwe.
– Czy zgodziłabyś się opuścić Nowy Orlean?
– Jak to opuścić?
– Czy zechciałabyś zamieszkać na stałe w innym miejscu?
– To zależy od tego, gdzie i z kim. Tony znów pocałował Sarah. Tym razem czulej. Zajrzał jej głęboko w oczy.
– I pamiętaj o przyrzeczeniu – dodał niemal szeptem. – Że już nigdy więcej nie zwątpisz ani we mnie, ani w siebie.
– To mogę zrobić – uznała Sarah. – A teraz zabieraj się ponownie za zupę, zanim powiesz coś, czego mógłbyś potem żałować.
– Nigdy.
Sarah zamilkła. Czekała, aż Tony skończy jeść. Gdyby tylko udało się przerwać wreszcie ten koszmar.
Gdyby tylko oboje mogli naprawdę skoncentrować myśli na tym, co ich łączy, a nie na tym, aby pozostać przy życiu. Gdyby tylko…
Kiedy Tony odnosił naczynia do zlewu, odezwał się dzwonek u drzwi. Sarah odwróciła się, lecz zaraz przystanęła, gdyż nie było jej wolno podchodzić do wejścia. AChwilę później w kuchni zjawiła się Lorett. Miała ponurą minę.
– Jakaś kobieta chce rozmawiać z twoim mężczyzną – oznajmiła, spoglądając na Sarah.
– Kto to jest? – zainteresował się Tony.
– Nie zapytałam o nazwisko.
– Dlaczego, ciociu, tego nie zrobiłaś? – zdziwiła się Sarah.
– Bo ta kobieta ma diabła w sercu – oznajmiła stara dama i opuściła kuchnię.
ROZDZIAŁ SZESNASTY
Po wejściu do holu Tony ujrzał Laurę Hilliard, zatrzymaną przez jednego z uzbrojonych strażników. Na widok rany na głowie pana domu ruszyła w jego stronę, w geście rozpaczy rozkładając ręce.
– Kochany! Dobry Boże! A więc prawdą jest to, co mówią w mieście. Drogę zastąpił jej strażnik.
– W porządku. Proszę panią przepuścić – polecił Tony.
Po chwili Laura rzuciła mu się w objęcia. Kiedy pojawiła się Sarah, akurat użalała się nad jego poranioną głową.
– To wszystko twoja wina! – krzyknęła na jej widok, z twarzą wykrzywioną nienawiścią i złością. – Gdyby nie dał się wplątać w twoje obrzydliwe…
Tony zdjął z ramion ręce Laury.
– Uważaj na to, co mówisz – ostrzegł spokojnym tonem. – Nasza wieloletnia przyjaźń nie upoważnia cię do zabierania głosu na temat mnie i moich spraw. A Sarah to… moja sprawa. Oczy Laury rozbłysły gniewnie.
– Silk, ta kobieta jest nikim. A ja mam pieniądze. Mnóstwo pieniędzy. Przypomnij sobie nasze stare rozmowy o tym, co zrobilibyśmy, gdybyśmy…
– Lauro, to było dawno temu. Miałem wtedy zaledwie piętnaście lat. W przeciwieństwie do ciebie byłem prawie dzieckiem.
Spod starannego makijażu na twarzy rozzłoszczonej Laury przebijały krwiste rumieńce.
– No to co? Zawsze byłeś doroślejszy, niż wynikało to z twojej metryki. Silk, byłam pierwszą kobietą w twoim życiu. A ty mnie przecież kochałeś.
Sarah nie miała ochoty słuchać tej rozmowy. Gdyby jednak opuściła teraz salon, wyglądałoby to na rejteradę. A ona już nigdy więcej nie zamierzała uciekać.
– Lubiłem się kochać – przyznał Tony. – Ale znaczenie tego słowa było mi wówczas obce.
Laura prychnęła gniewnie. Wyglądała jak stara kobieta. Spojrzała z nienawiścią na Sarah, a potem zwróciła wzrok ku Tony'emu.
– I co? Uważasz, że teraz już wiesz, co ono znaczy? – wycedziła ze złością. Osłonił sobą Sarah.
– Tak – potwierdził. – A ponadto uważam, że nadużyłaś gościnności tego domu. Byłoby lepiej, gdybyś już sobie poszła.
Laura hardo uniosła głowę. Na jej twarzy nagle pojawił się sztuczny uśmiech. Spojrzała na Tony'ego, a potem przesunęła się i przeniosła wzrok na Sarah.
– To bardzo źle – zaczęła powoli cedzić sylaby – że…
– Niech pani nie kończy tego zdania – za ich plecami rozległ się nagle oschły kobiecy głos.
Wszyscy troje odwrócili się i ujrzeli Lorett Boudreaux. Musiała być świadkiem rozmowy.
Stara dama podeszła do Laury.
– Kobieto, nie waż się grozić mojej dziewczynce – powiedziała do gościa. – I idź do domu, zanim dopuścisz do głosu całe zło, które tkwi w twoim sercu.
Laura cofnęła się odruchowo o krok.
– Zrobię to, co uważam za stosowne – odwarknęła niegrzecznie.
– Zbiłaś majątek, kładąc się na plecach… a kiedy się zestarzałaś i mężczyźni nie chcieli płacić ci wiele za świadczone usługi, zaprzedałaś duszę diabłu.
Z twarzy Laury odpłynęła cała krew. Stała w miejscu jak wmurowana w ziemię, mimo że chętnie by uciekła.
– To kłamstwa. Same kłamstwa – wymamrotała zbielałymi wargami.
– Mówię o niemowlętach – wyjaśniła Lorett. – Handlowałaś małymi dziećmi.
O tym nie wiedział nikt z żyjących ludzi. Z wrażenia Laura ledwie zdołała utrzymać się na nogach.
– Ty… ty wiedźmo… – wypluła z wściekłością obelgę.
Tony był zbyt zaskoczony, aby się odezwać. Wiedział jednak, że Lorett mówiła prawdę, gdyż na twarzy Laury malowało się niekłamane przerażenie.
– A teraz już wynoś się stąd – poleciła Lorett. – A jeśli odważysz się choćby jeden raz wymówić imię Sarah i choćby jeden raz na nią spojrzeć, gorzko tego pożałujesz. Bardziej, niż potrafisz to sobie wyobrazić.
Z gardła Laury wydobył się cichy skowyt. Złapała torebkę i wybiegła. Tony spojrzał z niedowierzaniem na starą damę.
– Skąd pani to wiedziała?
– Ujrzałam w sercu tej złej kobiety – z całym spokojem wyjaśniła Lorett.
– Przecież nie mogła pani wiedzieć, co Laura akurat myśli. A może…?
– Może, to teraz nieważne – z uśmiechem odparła Lorett.
Do rozmowy ciotki z Tonym włączyła się nieoczekiwanie Sarah.
– Przynajmniej z listy podejrzanych możemy skreślić jedno nazwisko – uznała.
– Na jakiej podstawie? – zapytał Tony.
– Już wiemy, że pieniądze Laury Hilliard nie pochodzą z kradzieży w banku…
– Aha.
– Czeka was zaraz następna wizyta – poinformowała Lorett. Tony popatrzył na nią zbaraniałym wzrokiem.
– Skąd pani to wie?
– Zobaczyłam podjeżdżający samochód – wskazując okno, wyjaśniła Lorett. Tony miał nadal głupią minę. Sarah parsknęła śmiechem.
– Teraz już wiesz, o co mi chodziło – powiedziała. – Będąc dziećmi, nigdy nie wiedzieliśmy, kiedy ciocia Lorett mówi poważnie, a kiedy tylko żartuje.
Chwilę później na progu domu zameldował się Maury Overstreet. Zlustrowawszy pobieżnie sylwetkę Lorett Boudreaux, rozjaśnił oblicze i oznajmił z uznaniem:
– Ho, ho, Silk… jeśli chodzi o kobiety, to coraz bardziej poprawia ci się gust. Czy ta druga gotuje też tak dobrze, jak ta pierwsza?
– Zamknij się – cicho warknął Tony ostrzegawczym tonem.
– Człowieku, nie wiesz, z kim zadzierasz.
– Jeszcze nie miałem przyjemności poznać szanownej pani – oświadczył mały detektyw, stając przed Lorett i wyciągając rękę. Skłonił się lekko. – Maury Overstreet, do usług – przedstawił się szarmancko.
Ku zdumieniu Sarah i Tony'ego, Lorett nie tylko uścisnęła podaną dłoń, lecz także obdarzyła detektywa uśmiechem.
– Jestem Lorett Boudreaux – oznajmiła wyniosłym tonem królowej zwracającej się do swego poddanego.
Na Maurym nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. Przymrużonymi oczyma zaczął uważnie lustrować postać starszej damy. Dostrzegł ciekawe, symetryczne rysy twarzy i zgrabne nachylenie głowy osadzonej na długiej, smukłej szyi. Była ubrana z elegancką prostotą. Jasnozielony sweter harmonizował idealnie z czarnymi, jedwabnymi spodniami, kryjącymi niezwykle długie nogi. Miała włosy opadające aż do ramion w postaci naturalnych splotów wijących się wokół twarzy, ze wpiętymi dwoma ozdobnymi grzebieniami.