– Chyba nie.
Maury wskazał oprawione w ramki fotografie. Pierwsza, stojąca swego czasu w banku na biurku Franklina Whitmana, przedstawiała jego samego wraz z żoną Catherine i malutką Sarah. Na drugiej, zrobionej z okazji siedemdziesięciopięciolecia banku, widniała duża grupa pracowników tej instytucji.
Podsunął Claudii pierwsze zdjęcie.
– Poznaje pani kogoś? Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Miła rodzina.
Znów nic. Maury pokazał drugą fotografię.
– Tutaj też uwieczniono tego samego mężczyznę – wyjaśnił. – Tym razem nie jest roześmiany. Może będzie łatwiej go rozpoznać.
– O kogo chodzi? – spytała Claudia. Jej spojrzenie przesunęło się z twarzy Whitmana na sąsiadujące z nim postacie. I nagle wykrzyknęła przenikliwie:
– Znam tego człowieka! To był stały gość. Przyjeżdżał regularnie co dwa tygodnie. Maury podniósł fotografię. Na spodniej stronie wypisano nazwiska osób, które przedstawiała. Potem z zamyśloną miną usiłował poskładać w jedną całość fragmenty układanki.
– Poznaję też tę kobietę – oświadczyła Claudia, stukając palcem w szybkę osłaniającą zdjęcie. A kiedy detektyw odczytał nazwisko widniejące na odwrocie, dorzuciła: – Byli wtedy parą. Romansowali na całego.
– Przyjeżdżali razem?
– Nie. Każde z osobna, własnym samochodem. Zapamiętałam ich chyba dlatego, że zjawiali się zawsze w ciągu dnia, a nie wieczorami, jak reszta gości.
– O której? – chciał dowiedzieć się Maury.
– Trudno mi dziś powiedzieć. To było dawno temu. W każdym bądź razie gdzieś między dziesiątą a piętnastą, gdyż o tej porze kończyłam zwykle pracę. Musiałam dotrzeć do domu przed powrotem dzieci ze szkoły.
– Do licha… – mruknął poruszony detektyw. Spojrzał na siedzącą obok kobietę. – Jest prawdopodobne, że właśnie w tej chwili wskazała pani zabójcę własnego ojca…
– Czy to możliwe?
– Dowiemy się – łagodnym głosem powiedział Maury. – Na pewno. – Raptownym ruchem podniósł się z miejsca. – Było miło panią poznać. I bardzo mi przykro z powodu śmierci ojca.
Pobiegł do samochodu, wyciągnął stare notatki i zaczął pieczołowicie porównywać je ze zrobionymi przed chwilą.
Larry Romfield, nazywany Sonnym, mąż Eloise i ojciec dwojga dzieci, zmarł dwa dni po kradzieży w banku.
Moira Blake, wieloletnia pracowniczka banku, emerytowana przed dwoma laty. Jej mąż, sparaliżowany od pasa w dół na skutek wypadku na polowaniu, zmarł sześć lat temu po ponad dwudziestu pięciu latach spędzonych w inwalidzkim wózku.
A więc Moirę i Sonny'ego łączył gorący romans. Ale jaki mogło to mieć związek ze śmiercią Whitmana?
Sonny już nie żył. Moira nie zaprzestała pracy w banku, nie zmieniła trybu życia i nadal tkwiła spokojnie w tym samym domu, w którym mieszkała wraz z mężem. Nie zauważono, aby się nagle wzbogaciła, nie szastała pieniędzmi.
Do rozszyfrowania pozostawał jeszcze „Łoś".
Dlaczego w kalendarzu Franklina Whitmana powtarzał się ten piekielny zapis? Sfrustrowany detektyw aż jęknął w duchu.
Nagle przyszła mu do głowy zaskakująca, ale być może prawdziwa myśl. A może kalendarz nie był własnością Whitmana?
Sarah Whitman wspomniała mimochodem, iż niejaki Harmon Weatherly robił porządek równocześnie w dwóch biurkach. Może po prostu pomylił kalendarze?
Maury postanowił zrobić takie założenie i zaczął analizować dalej.
Jakie konsekwencje mogłaby mieć zamiana biurowych kalendarzy?
Gdyby nie znaleziono przypadkiem ciała Whitmana, nie miałaby, oczywiście, żadnego znaczenia. Ale zbrodnia sprzed lat została odkryta i tryby sprawiedliwości poszły ponownie w ruch. Do Marmet przyjechała córka zmarłego i zażądała wydania odnalezionych zwłok. Sprawa Whitmana została wznowiona automatycznie przez miejscową policję, a jako że delikwent nie uciekł z pieniędzmi, do miasta zawitali agenci FBI i zaczęli szukać skradzionego miliona.
I wtedy Harmon Weatherly wręcza córce zamordowanego wiceprezesa banku pudełko z rzeczami pozostałymi po ojcu.
Zamyślony Maury podrapał się w głowę.
Co dalej?
W jakiś sposób zabójca odkrywa, że przez pomyłkę zamieniono kalendarze. Oznacza to, że odkrycie tego faktu przez policję, a także rozszyfrowanie znaczenia notatki, może okazać się dla niego śmiertelnym zagrożeniem.
Sonny Romfield odpadał. Nie żył od lat.
Oprócz niego istniała tylko jedna osoba, która zrobiłaby absolutnie wszystko, aby prawda nigdy nie wyszła na jaw.
Osobą tą była dawna kochanka Sonny'ego.; Moira Blake.
Maury nie miał pojęcia, w jaki sposób tej parze udało się obrabować bank i spowodować śmierć Franklina Whitmana, ale był gotów założyć się o każde pieniądze, że właśnie przed chwilą rozwikłał sprawę kradzieży w banku i zabójstwa sprzed dwudziestu lat.
Uśmiechnął się z satysfakcją. Był naprawdę dobrym detektywem. Postanowił zwiększyć pobierane honoraria.
Wyskoczył z samochodu i zawrócił do domku i policjantów. Uznał bowiem, że powinien zawiadomić ich natychmiast o swym odkryciu. Nie pomoże to już wprawdzie nieszczęsnemu starcowi, ale przy życiu pozostawała jeszcze Sarah. Tej dziewczynie w każdej chwili groziło śmiertelne niebezpieczeństwo.
Przekazawszy informację, Maury wrócił biegiem do wozu i błyskawicznie opuścił teren dawnego motelu. Jadąc, wyciągnął komórkę i wystukał numer chlebodawcy. Na widok światełka oznajmiającego wyładowaniu baterii zaklął szpetnie pod nosem. Rzucił telefon na siedzenie pasażera i wcisnął pedał gazu.
Od domu Tony'ego dzieliła go zaledwie półgodzinna jazda. Wkrótce będzie mógł powiedzieć szefowi osobiście o swym odkryciu.
– Aresztowali Charlesa Bartletta! – na widok Tony'ego wchodzącego do domu wykrzyknęła podekscytowana Sarah.
– Co takiego?
– Dzwoni Roń Gallagher – oznajmiła. W jej głosie brzmiała wyraźna ulga. – Sam ci to powie.
Tony wziął słuchawkę i przyłożył do ucha. Drugą ręką przyciągnął Sarah do siebie i uścisnął.
– Czy to prawda?
W odpowiedzi Tony usłyszał radosny śmiech Gallaghera.
– Wczoraj wieczorem mieliśmy anonimowy telefon. Wcześnie rano załatwiłem nakaz aresztowania i pojechaliśmy do domu Bartletta. Pokazałem mu nakaz. Wyglądał na zdziwionego, ale się nie zdenerwował. Zapytałem, czy ma strzelby. Potwierdził. Poprosiliśmy, aby nam je pokazał, więc to zrobił. Z jednej strzelano niedawno. Była nie wyczyszczona. Pytałem Bartletta, czy ostatnio polował. Mimo że gwałtownie zaprzeczył, zabraliśmy broń do analizy, a jego samego na przesłuchanie.
Analiza wykazała niezbicie, że z tej właśnie broni pochodzi łuska i wystrzelony nabój, który wyciągnęliśmy ze ściany pańskiego domu. Natychmiast aresztowaliśmy faceta.
– Chce pan powiedzieć, że to Charlie Bartlett ukradł z banku pieniądze i zabił Franklina Whit-mana? – z niedowierzaniem zapytał Tony i pokręcił głową.
– Agenci FBI są zadowoleni z wyniku dochodzenia. Podobnie zresztą jak ja sam. Bo z jakiego innego powodu ten człowiek chciałby pozbawić życia Sarah? – zapytał szeryf. – Gdyby udało mu się szybko ją uciszyć, nie byłoby dalszego dochodzenia z powodu braku dowodów. To obecność Sarah postawiła miasto na nogi.
– Charlie Bartlett? Nie do wiary. – Tony nie mógł otrząsnąć się z wrażenia. – Przecież jest ode mnie niewiele starszy, najwyżej cztery lata. A więc przed dwudziestu laty wykradł z banku milion dolarów, wrobił w to Franklina Whitmana, pozbawił go życia i ożenił się z najbogatszą dziewczyną w całym mieście? A przy tym nikt o nic go nie podejrzewał?
– Na to wygląda – mruknął szeryf.
– Pewnie tak jest – uznał Tony. – Dzięki za telefon.
Odwiesił słuchawkę, odwrócił się do Sarah i wziął ją w objęcia.