Выбрать главу

Tony dostrzegł, jak bardzo była wstrząśnięta. Nachylił się i wyszeptał:

– Bądź silna, dziecinko. Zrób to dla mnie. Ci ludzie nie mogą zobaczyć, że płaczesz. Sarah odetchnęła głęboko i powoli. Usłyszała donośny głos.

– Nowy Testament, Ewangelia według świętego Mateusza, rozdział siódmy, werset pierwszy. „A Pan powiedział: Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni". – Pastor zamknął Biblię i podniósł wzrok. – Zapamiętajcie to sobie na zawsze. I odejdźcie.

Nikt się jednak nie poruszył. Zebrani obserwowali Sarah Whitman, która wyjęła z kieszeni coś niewielkiego i położyła na trumnie. Tylko stojący najbliżej mogli dostrzec, że jest to małe kółko z kluczami zaopatrzone w etykietkę „Numer jeden, Tatuś".

Do Sarah Whitman podszedł szeryf Gallagher. Zdjął kapelusz i uścisnął jej rękę. To samo zrobili jego ludzie, którzy zaraz potem wrócili do radiowozów. Przed Sarah Whitman stanął Harmon Weatherly. W milczeniu ucałował jej dłoń.

Żeby się nie rozpłakać, skupiła wzrok na kluczach leżących na trumnie. Poczuła na twarzy pierwszą kroplę deszczu.

Tony dostrzegł, że Sarah jest bliska załamania.

– Kochanie…

Drgnęła nerwowo, a potem spojrzała na swego towarzysza tak, jakby miała przed sobą kogoś zupełnie obcego.

– Zaczyna padać – stwierdził, wziąwszy ją delikatnie za rękę; chciał zapobiec atakowi histerii.

Odwróciła się w stronę ludzi stojących za jej plecami i zaczęła wpatrywać się w ich twarze. Paul Sorenson nie wytrzymał jej wzroku. Annabeth Harold opuściła głowę. Sarah pragnęła, aby wszyscy widzieli, jak darowuje im winy. Powinni pamiętać do końca życia, jakie tragiczne skutki spowodował brak chrześcijańskiego miłosierdzia.

Potem spojrzała na Tony'ego. Miłość widoczna w jego oczach zmyła z jej duszy resztki goryczy.

– Czy to już koniec? – spytała, kiedy prowadził ją do samochodu.

– Tak, dziecinko – potwierdził. – Koniec. Czas wracać do domu.

EPILOG

Nowy Orlean, Luizjana Sześć miesięcy później

– Och, ma chere… lepiej pilnuj swojego mężczyzny. Teraz uwodzi panią Bonet – ostrzegła szeptem Michelle.

Właśnie odbywało się uroczyste otwarcie klubu „Tres Silk". Zgodnie z przewidywaniami Sarah, to nowe przedsięwzięcie zapowiadało wielki sukces. Popatrzyła na Tony'ego krążącego wśród gości, a potem rozsiadłszy się wygodniej w fotelu, uśmiechnęła do najmłodszej córki Lorett i poklepała po brzuchu.

– Michelle, nie wygadywałabyś takich rzeczy, gdybyś znała Tony'ego tak dobrze jak ja. Mam tutaj coś, z czego nigdy nie zrezygnuje. – Sarah przesunęła dłoń z brzucha w miejsce, w którym biło jej serce. – A to, co jest tutaj, nie pozwoli odejść mnie.

Michelle zachichotała, dotknęła serdecznym gestem ramienia Sarah i poszła odszukać męża. Uznała, że Francois podoba się stanowczo zbyt wielu kobietom.

Gdy tylko Sarah, została sama, obok niej pojawił się Tony. Nachylił się, odgarnął na bok włosy żony i ucałował ulubione miejsce za uchem.

– Jakie to miłe… – wyszeptała zadowolona. Podniosła się i z kuszącym uśmiechem na twarzy zapytała Tony'ego: – Nie zamierzasz poprosić mnie do tańca?

Porwał ją w ramiona. Wirowali przy dźwiękach powolnego, zmysłowego bluesa.

– Jesteś moja – wyszeptał.

– Powtórz – poprosiła.

– Jesteś moja… moja na zawsze. Sarah podniosła głowę i z uśmiechem spojrzała na męża.

– Dziś czujemy się trochę jak w raju – uznała.

– Dlaczego tylko trochę? – spytał, udając rozczarowanie.

Wsunęła dłonie pod jego smoking i odchyliła poły na tyle, aby poczuć podniecenie partnera.

– Silk, mój ty piękny… Raj to rzecz względna. Tutaj, w klubie, dzielę się tobą z innymi, ale w domu jest inaczej. Możemy być tylko we dwoje. Tam mieści się mój raj. Z tobą i z naszym dzieckiem, które wkrótce przyjdzie na świat.

Zbyt wzruszony, by mówić, Tony przyciągnął Sarah do siebie i obrócił w tańcu.

Niekiedy nocą, gdy dom tonął w ciemnościach, a żona spała w jego ramionach, wracały dawne obawy. Wiedział, jak puste byłoby jego życie bez tej kobiety. Będzie pamiętał do końca swoich dni, co się stało i co musiała przeżyć. I padał na kolana, dziękując Bogu, że uniknęła śmierci.

W tańcu podprowadził Sarah pod wielki żyrandol, zdobiący środek sali i tu się zatrzymał. Wokół nich wirowały nadal inne pary.

– Sarah Jane, podnieś wzrok – poprosił. Rozluźniona tańcem, wesoło przekrzywiła głowę.

– Miałeś rację, nie jest za duży. Przyznaję, ten żyrandol wygląda imponująco.

– To światło dla ciebie – powiedział miękkim głosem. – Już zawsze będzie chroniło cię przed mrokiem.

Na twarzy Sarah zbladł uśmiech. Poczuła, że nie zdoła powstrzymać łez. Kiedy ukazały się w oczach, powoli spuściła głowę, a potem odwróciła wzrok.

Tony nie zamierzał jednak pozwolić żonie znów uciec myślami w przeszłość. Nigdy więcej nie będzie przeżywała ponownie koszmaru, który dręczył ją bezustannie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.

– Sarah, nie wracaj do tamtych dni. Masz poza sobą mroczną przeszłość. Od dziś będziemy żyć w pełnym świetle.

Zaczęli wirować pod roziskrzonym wielkim żyrandolem.

Tańczyli dopóty, dopóki twarzy Sarah nie rozjaśnił promienny uśmiech. Tony miał rację. Na zawsze wydostali się z mrocznej przeszłości. Czekało ich szczęśliwe życie. Z dzieckiem. W dozgonnej miłości.

Sharon Sala

***