Выбрать главу

– Powiedzmy, że wierzę w pańską przysięgę Hipokratesa. Jak się pan nazywa?

Roacher. – Wąż lżejszy od kwiatu. Niech pan jej pomoże, doktorze Roacher. Lekarz zerknął na ekran, na nieMarinę, znowu na ledy.

Mam dobre kevorkianki – rzekł.

Hnunt rozwalił mu głowę, uderzając nią o kant spinakiera.

Sanitariusz rozwrzeszczał się na całe gardło. Szybko zamilkł, zajrzawszy w transcendentalną głębię lufy remingtona (diabeł nie śpi).

Hunt podniósł Roachera, podtrzymał za ramię, lekarz chwiał się na nogach. Dłonią, w której uprzednio trzymał papierosa, macał się teraz po rozbitej skroni, skąd płynęła jasna krew.

– Wiedziałem, że tak to się skończy – mamrotał -Skurwysyny. No proszę. Czemu nie.

– Przepraszam.

– Kim wy, do cholery, jesteście?

Hunt wruszył potężnymi ramionami, podczas gdy – Proszę wziąć podręczny diagnoster i pójść ze mną -mówił Hunt, odwiesiwszy ergokarabinek na lepszelki.

– Tu mnie zastrzel – warknął Roacher. – Nigdzie nie idę.

Spolaryzował ledunek, przejrzał się w ścianie. Z kieszeni kitla wyjął pojemnik i nasprayował sobie na ranę gruby opatrunek. Rękawem starł krew. Przez cały czas czynił do siebie dzikie grymasy gniewu i rozpaczy.

AGENT3 z powrotem wziął Marinę na ręce. Roacher odprowadził ich spojrzeniem aż do zagraffitowanych drzwi.

– I tak umrze, na głodzie energetycznym zeżre ją samą – rzekł, gdy miał już pewność, że olbrzymi fenoazjata go nie usłyszy. Sędzia ani się zawahał, widać Roacher przynajmniej w to wierzył.

– Niech pan zabierze diagnoster i idzie, doktorze. To niedaleko. Przepraszam, nie chciałem pana uderzyć. Nic się panu nie stanie.

Do doktora Roachera zaczęło docierać. Nicholas rozpoznał moment zmiany, dostrzegł, jak rozszerzają się źrenice lekarza.

Odtąd nie był w stanie otwarcie na nich patrzeć – tylko ukośne łypnięcia, zezy nagłe i spode łba. Ręce mu się trzęsły, gdy wyjmował z szafki zestaw diagnostyczny w skórzanym futerale. Kiedy mijali po drodze innych AGENTÓW, instynktownie obracał się do nich bokiem, jakby kuląc się od złego wzroku. Raz widocznie zahaczył o jakąś monadę, bo złapał się za biodro i, kulejąc, klął w języku, który diabeł zidentyfikował jako jeden z chińskich dialektów – dopóki Hunt nie wyciągnął go na zewnątrz kliniki.

Tu, w dziedzinie nocy, doktor jeszcze bardziej stracił pewności siebie. Im dalej od świateł kliniki odchodzili tym mniej było aroganckiego lekarza w Roacherze, więcej – zwykłego, zagnbionego w dzikich dzielnicach rzeźbieńca, na dodatek bez jurydykatorowego przywoływacza pod ręką Szedł coraz szybciej, jakby uciekając przed Huntem, chociaż i on (to znaczy AGENT1), i srebrnowłosa Mulatka prawie następowali mu na pięty, utrzymując wciąż ten sam dystans. Poczwórny odgłos energicznych kroków odbijał się od czarnej tafli pustego boiska.

Weszli do wraku autobusu. Hunt słyszał płytki, nieregularny oddech wepchniętego w mrok doktora. Pochylony, dreptał Roacher naprzód (oni za nim), wysuniętą nogą badając śmieciowisko przed sobą, tak krok za krokiem, niepewnie, nieporadnie. Aż coś się poruszyło w najgłębszej czerni, odwinęły się mokre płachty ciemności i wychynęło z nich upiornie blade oblicze łysego mężczyzny z opuszczonymi powiekami, wpółotwartymi ustami. Mignęła plama bieli, gdy sięgnął ku doktorowi obleczoną w obcisłą rękawiczkę ręką, z której kapała krew.

Biedny doktor wrzasnął wniebogłosy i rzucił się do ucieczki. Zaraz jednak potknął się, przewrócił, na dodatek wpadł na AGENTA17. Wrzasnął ponownie. Echo zadzwoniło we wnętrzu złomobusu.

Hunt wypuścił powietrze i wypluł MoP-a, Metallica ucichła (Blinded by me, you carit see a thing; just cali my name, 'cause TU hear you scream, Master…).

– Moja ręka, doktorze.

Tamten próbował się podnieść na rozdygotane nogi, niezbyt mu to szło.

Aż sam się zaczął Nicholas bać (wielki strach przed potworem nocy): Grzyb nie wydalał w bezpośredniej bliskości tak silnego źródła.

– Niech się pan uspokoi, do diabła!

Diabeł stał w cieniu, sam obrysowany jasnością, i kiwał ponuro głową.

– Stracisz tę rękę, panie.

Pięć minut później roztrzęsiony doktor Roacher odczytał z diagnostera równie drżącym głosem: -Powinienem ją jak najszybciej amputować, sir.

– Niemożliwe, gangrena nie mogła się rozwinąć tak szybko!

– W takim razie ktoś jej pomógł. To były postrzały. Ja się na tym znam, tym się głównie zajmuję. Dziwniej faszerowane pociski już widziałem. Naprawdę… powinenem ją jak najszybciej amputować. Sir.

Hunt spojrzał w bok.

– Tak – potwierdził zapytany sędzia.

Roacher utrzymywał, iż niepodobna takiej operacji przeprowadzić tutaj, Hunt musi przejść do Matki Teresy – lecz bardzo krótko oponował, gdy Nicholas rzekł mu „nie" i kazał przynieść do wraku autobusu wszystko, co potrzebne. Powstała kwestia wymaganej antyseptyki. Przyniesiono Automatycznego Chirurga. Było to zaskakująco lekkie pudło wielkości mikrofalówki. Odwinąwszy ledpad, Hunt włożył tam prawą rękę. Gdy ją wyjął, była krótsza o trzydzieści centymetrów, pudło zaś znacznie cięższe. Tak więc jestem teraz jednorękim bandytą, pomyślał Nicholas, spoglądając na kikut z jakimś dziwnym spokojem, nagle odurzony rześkością nocnego powietrza. Jednoręki – było coś o tym w którejś z mitologii.

Oczywiście nie zgodził się na żadne znieczulenia czy narkozy podczas zabiegu. Roacher przyjął ten sprzeciw w milczeniu. W czasie programowania Chirurga i potem, gdy operacja była już w toku, Hunt starał się wygładzić myślnię, uspokoić lekarza – wciągając go w rozmowę.

– Co pan tu właściwie robi, doktorze?

– Leczę.

– Idealista?

– Niestety.

– I trevelyanista?

– Nie.

– A, odkupić winy przodków? Na pewno ubezpieczony

– Nie miałbym tu już czego szukać, gdybym choć raz wezwał jurdy

– Więc jesteście lennikami Seledynowego. Pan i kto jeszcze?

– Odjechali, gdy to wybuchło, zanim jeszcze zablokowano ulice.

– Zaraza.

– Tak mówią.

– A pan co tym sądzi?

– Sam nie wiem. Przychodzą sprzeczne zalecenia. Pod mikroskopem wygląda to na sztucznie zoptymalizowany RNAdytor, zresztą sama szybkość rozprzestrzeniania się Zarazy, wielość źródeł pośrednich, wskazuje na działanie umyślne. Z drugiej strony – i to nie ma wielkiego sensu, bo, o ile wiemy, cholerstwo rozeszło się po całym świecie… Pana to nie boli, prawda? Poczułbym. Tak myślałem. Tuluza? Widziałem specyfikację.

– A co, pan nie, doktorze? Pomaga.

– Naprawdę? Pamiętałbym, gdyby coś wspominali… Jeśli wolno mi spytać… ta przeedytowana kobieta – to od tego?

– Tuluzy? Nie.

– Aha.

– Umrze.

– Nie wiem.

– Kłamie pan.

– Umrze, tak. Czegoś podobnego nie można przeżyć. Doktor Roacher zbadał jeszcze i opatrzył przestrzelony dwukrotnie bark Nicholasa, po czym AGENT1 odprowadził lekarza z powrotem do kliniki.

Można stłumić efekty szoku pooperacyjnego, lecz żadne neurotricki wszczepki nie oszukają organizmu, Hunt musiał teraz wypocząć. Przespał w ciemnym, przyjemnie chłodnym wnętrzu wypalonego autobusu resztę nocy, dzień i część wieczoru. Diabeł czuwał nad spokojem jego snu. Po przebudzeniu Nicholas ujrzał przed sobą precyzyjnie skomponowany ołtarz zebranej w międzyczasie przez posłusznych AGENTÓW żywności: hermetycznie zaszytych owoców, puszek i butli z napojami, puszek i spieków z gotowymi potrawami, firmowo zapakowanych sandwiczów.

Pogryzając jabłko o cytrynowym smaku, wyszedł przed wrak. Nie widział swojej armii, lecz gdy poprosił Lucyfera, ten wskazał mu jej rozstawienie. Jak się okazało, rozrosła się do stu dwunastu AGENTÓW, z czego ponad połowa posiadała broń palną. Strefa sięgała na trzy przecznice w każdą stronę. AGENCI zbierali żywność nie tylko dla niego, sami również musieli się posilić, menadżer troszczył się o nich.

Marina jeszcze żyła. Nie dotknął MoP-a, nie chciał wiedzieć, jak ona teraz wygląda. AGENT3 czuwał nad nią w magazynie zdemolowanego sklepu po drugiej stronie ulicy, wpinając jej w żyły dozymiarki odżywcze, wykradzione z ulicznych automatów. Te tak zwane „krwiodajki" (chociaż krwi w nich nie było w ogóle) stały się bardzo popularne wśród narkomanów. Większość chemicznych stymulatorów z nowych generacji umożliwiała seanse nawet kilkudniowe i amatorzy dostarczanych przez nie wrażeń w ten sposób zabezpieczali się przed odwodnieniem i osłabieniem organizmu. Ostatnio zresztą identycznie postępowali długodystansowcy OVR. Jak twierdził diabeł, Marina zużyła dotychczas cztery pełne krwiodajki.

Co prawda Hunt istotnie wydał był Lucyferowi rozkaz utrzymywania jej przy życiu za wszelką cenę, przecież jakoś świadomie-nieświadomie spodziewał się, iż problem sam się do tej pory rozwiąże; ale ona wciąż żyła i teraz szukał sposobu uziemienia swego gniewu.

Posłał do Mariny AGENTA1, niech Trupodzierżca zbocznikuje ją nieinwazyjnie, ot, elegancki pocałunek w dłoń (jeśli jeszcze ma dłonie).

Oczekując na ustanowienie łącza, Nicholas wrócił po ledpad, zawinął go z powrotem wokół kikuta i sprawdził konto.

Julius Qurant odpowiedział o 2.44 po południu: TAK. BRAMA PARKOWA.

Hunt zastanawiał się, czy on wie o Colleen. W każdym razie musi się domyślać. Nie, nie – on ma pewność: spytał. Gdyby zachował choć cień nadziei, dopytywałby się teraz o żonę bez umiaru. Zatem wie również o śmierći Vittoria. Dlaczego zatem miałby dotrzymać umowy? Nicholas by nie dotrzymał. Więc może to wcale nie Qurant odpisał…?