– Ale – van Dernomme kręcił głową – pół giga…! I to w takiej chwili! Musiałbym szybko zejść z jakichś papierów, stracę fortunę.
– Zarobi pan większą. Nie ma pan wyboru, musi pan kupić całe Zweine.
Van Dernomme krzywił się dalej. Ale Nicholas wiedział już, że to – świadoma? nieświadoma? – poza. Miliarder po prostu w ten sposób prowadził interesy; w trybie flegma-tycznym. A może tak się edytował.
Hunt podszedł do krzyża, obrysował prawym kciukiem stopy Chrystusa, spojrzał na zakrwawioną twarz. Diabeł prychnął, zdegustowany.
– To prawo do niewyłączności, które pan na mnie wymusił… – odezwał się zza ich pleców van Dernomme. – No powiedzmy, że sprzedam panu ten patent za dolara i dam te sto mega miesięcznego kredytu. Co pan zdziała przez miesiąc? Tego nie pojmuję. Chce pan wejść jako podwykonawca do przetargów Pentagonu? To bez sensu. Zgodził się pan na klauzulę nieodsprzedawalności, więc nawet rynku mi nie zepsuje. Będzie pan rozwijał własne Gwiezdne Wojny? Za sto mega? W miesiąc? Panie Hunt!
– Nie rozumiem, co to właściwie pana obchodzi. Umowa jest umową. Dałem panu informację, na której zarobi pan giga i giga. Pan mi da prawo do korzystania z patentu i kredyt. Tyle.
Nicholas odwrócił się od krzyża. Fenometys wciąż kręcił głową, światło lamp odbijało się na bezwłosej skórze idealnymi refleksami. Transmisja z jego strony szła przez dwa serwery anonimizujące, mógł przebywać w dowolnym miejscu na Ziemi. Sygnał dla bezpieczeństwa wędrował okrężną drogą: Nicholas raz i drugi wychwycił wyraźne opóźnienie w słowach i gestach oligarchy.
– Panie Hunt! – powtórzył van Dernomme. – Przecież pan dobrze wie, że ja wiem, kim pan jest. Jeszcze nie zeszedł pan z newsów jako wróg publiczny numer jeden tego sezonu. Zdrajca; nie zdrajca; teraz przychodzi pan i sprzedaje poufne informacje. Powiada pan, że już nie pracuje dla rządu; że to pana wiano. Okay, rozumiem, to się mieści w obyczaju, wszyscy zdajemy sobie sprawę, że te zobowiązania o nie wykorzystywaniu wiedzy i o pracy w innej branży to czysta komedia, żaden rząd nie zrobi ze swych pracowników współwłaścicieli. Ale w jaki sposób ja mogę sprawdzić, że pan faktycznie nie pracuje już dla EDC? Co? Nawet jeśli pan sam w to szczerze wierzy. Jak? To niemożliwe. Muszę być ostrożny, inaczej wmani-puluję się jako strona w konflikt międzynarodowy. To, co pan tu ze mną robi… to jest klasyczna metoda werbunku „podwójnie ślepego" wykonawcy.
Nicholas przez ten czas tylko uśmiechał się pod wąsem, uderzając się laseczką o udo.
– Ale pan przecież i tak kupi Zweine – szepnął wreszcie. – Prawda?
Van Dernomme powoli oddał uśmiech.
– Kupuję od pięciu minut.
Hunt skinął na diabła. Lucyfer skoczył, zdarł krucyfiks, uderzył rogami w ścianę. Posypał się gruz. Kaszląc od podniesionego pyłu, Nicholas przeszedł przez wyłom. Światła w przedziale pierwszej klasy były przygaszone, większość podróżnych spała, jednostajne buczenie silników samolotu posiada działanie omal hipnotyczne. Diabeł wskazał ułamkiem krzyża rząd, Nicholas podszedł, klepnął Anzelma laseczką w ramię. Preslawny przekrzywił głowę, zerknął na swą dłoń i poruszył wargami. Buch! Złoto skapywało z pokrytych roślinnymi ornamentami ścian, migotały płomienie świec osadzonych na ciężkich lichtarzach, kołyszący się pod sufitem w srebrnej klatce słowik wyśpiewywał wysokie trele. Rozetowe okno wychodzące na monolityczną noc odbijało bok rzeźbionego w ptaki i fantastyczne stwory powietrza fotela, sąsiadującego z tym, w którym siedział Preslawny. Wszystkie fotele dokoła Anzelma pozostawały puste – teraz samoloty zabierały na pokład zaledwie jedną piątą liczby pasażerów, dla której zostały zaprojektowane. Stewardesy roznosiły dodatkowe inhalatory z kaestepem; stewardesy (i stewardzi – w przedziałach żeńskich) stanowiły sto procent załogi odrzutowca: po Zarazie nawet symboliczny nadzór pilotów-ludzi nad komputerami sterującymi uznano za zbyt ryzykowny, kokpity były komisyjnie plombowane na lotniskach.
Preslawny leciał do Nowego Meksyku, do Hacjendy Czterech Suchych Źródeł Krasnowa, gdzie wezwał go Ronald Schatzu. Airbus szedł ekonomiczną na dwudziestu tysiącach stóp, goniły go zimne fronty odoceaniczne.
Anzelm, cały w koronkach, żabotach, perłach i atłasach, z ufryzowanymi włosami, palcami w pierścieniach, powitał Nicholasa mocnym uściskiem dłoni. Zbyt dobrze się znali, od zbyt dawna; żadnych więc pustych kondolencji, żadnych teraz rytuałów współczucia między nimi. Hunt zaczął z miejsca o interesach.
– Chcę, żebyś im wymówił. Przejdziesz do mnie. Wiceprezydent. Otwieram firmę. Pięć procent udziałów plus opcja, zarobki cztery razy wyższe. Co powiesz?
– Moment, przeskoczę na fuli OVR. – Preslawny odpalił makro; odtąd, chociaż nadal poruszał ustami, był to już ruch nakładany przez MUI, Hunt wiedział, że w RL Anzelm nie wydaje głosu, nikt nic nie słyszy. Strumień danych, sformatowany i skompilowany podług protokołu CIOT, a następnie sprowadzony przez dwupoziomowe krypto interlokutorów do czystego szumu, krążył w zamkniętym obiegu między Tuluzą Hunta, gwiazdą „Curtwaitera", gwiazdą Airbusa i Tuluzą Preslawny'ego. -Okay. Co to ma być za firma?
– Musisz wejść w ciemno.
– Uuu.
– Niestety.
– Jak bardzo śliskie?
– Rejestruję się w Wolnej Kaukaskiej.
– Aa, więc wchodzisz do monadalnego interesu.
– Powiedzmy.
– Nie kręć, nie kręć; gdyby szło tylko o podatki, uciekłbyś do Kartelu. Spodziewasz się pozwów. Komercjalizujesz Program, kto by pomyślał… Jaka będzie struktura własności?
– Pełne otorbienie. Wszystko w naszych rękach, zero na parkietach. Inwestujemy z dywidend. Żadnych umów na wyłączność. Poza tym po roku-dwóch podstawi się ludzi i usuniemy się w cień. Więc wchodzisz, czy nie?
– Jaki kapitał?
– Dwieście-trzysta mega.
– Masz trzysta milionów?! Skąd…?
– Będę miał. Na razie mam stówę miesięcznego kredytu i cynk na Szybką Londyńską w IEW.
– A na czym sobie ten kredyt zabezpieczyli, hę?
– Na moich prawach TP, DNAM i ciele; chociaż to symbolicznie, bo tak naprawdę jest to zapłata za informację.
– Nawet nie spytam, jaką. – Preslawny kręcił głową. -Ale że na stare lata zrobi się z ciebie trevelyanista… Zastrzeliłeś mnie.
– Wchodzisz, czy nie?
Anzelm obracał pierścień wokół kciuka.
– Zdajesz sobie sprawę, że to uniemożliwi mi dalsze spotykanie się z Iris.
Tylko w RL. W OVR, pod ciężkim krypto, możecie żyć razem dwadzieścia cztery godziny na dobę, stać cię będzie na wykupienie sztywnego łącza, opóźnienia poniżej ćwierci sekundy; i nie ma sposobu, żeby ktokolwiek się dowiedział.
– Ale to jednak tylko OVR.
– A niby jaka różnica?
– Mogę z nią teraz porozmawiać?
– Nie. Wchodzisz? Anzelm, do cholery…!
– Wchodzę. Gadaj.
Hunt dał znak Lucyferowi. Menadżer posłał do sądu w Groźnym wniosek o rejestrację Iluminatia Ltd., z Anzelmem Preslawnym jako szefem rady nadzorczej i wiceprezydentem wykonawczym.
– No więc tak. – Nicholas odchylił się, rozparł wygodnie w obijanym pluszowym szkarłatem fotelu; laseczka między kolanami, dłonie na rączce. – Pamiętasz wystąpienie Vince'a Li na konferencji w Bunkrze? Komputer psychomemiczny…?
– Aa, to. Co, inwestujemy w memoinformatykę?
– Nie. Słuchaj, za parędziesiąt godzin będziemy mieli patent na neuromatryce. Podkupisz szybko najlepszych ludzi z Mostu; zaestepią je łatwo, ale trzeba będzie rozwiązać problem łączy bioware-hardware oraz sporządzić stosowne oprogramowanie, a do tego fachowcy niezbędni.
Oprogramowanie jednostronne: to znaczy, nie będziemy niczego wypalać w myślni, tylko i wyłącznie odczytywać. Ruszymy ostro hodowlę tych matryc, pierwsze obwody wystrzeliwujemy od razu z Bajkonuru, dowiadywałem się o ceny. Druga kosmiczna i ponad ekliptykę. Tam wiele nie trzeba: pancerny pojemnik, około litra objętości, grubo izolowany, i silny nadajnik. Zastanawiam się jeszcze nad rodzajem zasilania, bo izotopy radioaktywne odpadają, a w takiej odległości od Słońca… Tak czy owak… Transmisje każdego najsłabszego błysku na matrycach idą nieprzerwanie do nas, pod ciężkim krypto. My to porządkujemy i analizujemy; tu właśnie trzeba specjalistycznego software'u.
– Na razie wygląda mi to na kolejną próbę Kontaktu. Skąd zysk?
Hunt uśmiechnął się złośliwie.
– A przypomnij sobie, w jaki sposób wynaleziono futuroskop?
Anzelm otworzył usta – i już ich nie zamknął. Wpatrywał się w Hunta z niemą zgrozą. Nicholas pokiwał głową.
– Tak, tak, mój drogi. Będziemy drenować myślnię z wiedzy. Cokolwiek kiedykolwiek ktokolwiek wymyślił; w tym i poprzednich wszechświatach; im użyteczniejsze, tym częściej wykorzystywane, dokładniej przemyśliwane, więc wyraźniejsze w myślni. Akwedukt informacji. Prosto ze źródła. Przepisy na cuda i niemożliwości. Cywilizacje miliardletnie. Skoro Psychosoic uniuersi tak czy owak -przynajmniej zaróbmy na tym. Ultymatywne know-how. Tylko z naszych rąk, dostawa co tydzień, Nobel co miesiąc.