Выбрать главу

    - Znasz ich język, Tabnicie. Spytaj go, skąd wzięła się głowa tej ryby w jego łodzi.

    - Tak, panie. - Kapitan zwrócił się ku chłopcu i wypowiedział kilka słów, których Ahikar nie pojął. Lecz najwyraźniej nie pojął ich także chłopiec. Usiadł i z wolna uniósł rękę do czoła. Później, jak gdyby nagle przypominając sobie, rozejrzał się, dostrzegł leżącą obok łódź i ukląkł, chwytając za jej burtę. Widać było, że nie odzyskał jeszcze sił. Spojrzawszy na kapitana odpowiedział coś krótko i znowu opadł na deski.

    - Tak, panie. Mówi, że był sam i upolował go.

    - A więc musi on być dobrym rybakiem i odważnym człowiekiem, choć nie jest jeszcze mężczyzna... -Ahikar pokiwał głową i pogładził brodę.

    - Panie... - powiedział cicho kapitan. Stary kupiec milczał długą chwilę, później zwrócił oczy ku kapitanowi.

    - Mów, Tabnicie.

    - Panie, czy zezwolisz słudze twemu, aby rzekł, co ma na sercu?

    Ahikar bez słowa skinął głową.

    - Gdy twe bystre oczy, panie, dostrzegły łódź na równinie wodnej, a w niej owego chłopca, pomyślałem, że zapewne najłaskawsi bogowie zsyłają go, abyśmy mogli uczcić nasze ocalenie... - urwał.

    - Cóż chcesz rzec, mówiąc to, Tabnicie?

    - Chcę rzec, za twoim przyzwoleniem, panie, że jeśli po tak straszliwej burzy na bezkresnym i pustym morzu bogowie oddali nam tego oto rozbitka, pragnęli zapewne, by nie stał się on żerem ryb drapieżnych, lecz został złożony w ofierze tu, na ołtarzu Aszery Pani Mórz, w której ręku był los jego i nasz.

    Ahikar w milczeniu spojrzał na leżącego chłopca, który siadł w tej chwili i potrząsając głową uniósł ręce rozprostowując je. Światło zachodzącego słońca zalśniło na gładkiej skórze, która napięła się na gibkich umięśnionych ramionach.

    - I sądzę, za twym przyzwoleniem, panie, że jeśli bogowie zsyłają taki znak, źle jest sprzeciwiać się im, gdyż podróż nasza nie skończyła się jeszcze i nadal pozostajemy w ich ręku na okręcie, któremu wiele szkód zadała burza.

    Stary kupiec uniósł głowę i spokojnym, pogodnym wzrokiem spojrzał na kapitana.

    - Sądzę, Tabnicie, że być może myśl twoja o ofierze należnej bogom jest słuszna - urwał na chwilę i pogładził brodę.

    - Tak, panie! Dzięki ci! Ofiarujmy bogom krew jego! Ahikar uniósł dłoń ruchem powolnym i niemal niedostrzegalnym, lecz kapitan zamilkł natychmiast.

    - Sądzę, że myśl twoja o ofierze należnej bogom jest słuszna. Lecz spójrz, oto na szyi owego chłopca widzę nóż w pochwie ze skóry. I przyszło mi na myśl, że być może bogowie zesłali mi tego młodego rybaka, abym ująwszy w dłoń nóż, który przybył tu z morza, złożył ofiarę z tego, który tak dzielnie prowadził okręt w chwili niebezpieczeństwa: z ciebie; Tabnicie. Bo jakaż ofiara wyda im się cenniejsza, jak sądzisz? Tego nędznego barbarzyńskiego Wyrostka czy twoja, męża dojrzałego i poświęconego morzu już w dzieciństwie?

    Mówiąc nie podniósł głosu ani nie zmienił jego łagodnego brzmienia. Lecz kapitan padł przed nim na twarz i objąwszy jego nogi, zawołał:

    - Panie, czyżbyś naprawdę pragnął tak uczynić?

    - Nie! - Ahikar potrząsnął głową. - Nie pragnę tak uczynić, gdyż jesteś dzielnym i wiernym kapitanem, i nie sądzę, aby Aszera Pani Mórz pragnęła twej krwi. Lecz nie sądzę także, aby pragnęła ona krwi tego chłopca. Wstań.

    Kapitan uniósł się na klęczki, a później, nie spuszczając oczu z oblicza starego człowieka, dźwignął się na nogi.

    - Czyżbyś zapomniał, Tabnicie, że jestem najmożniejszym kupcem Gubalu? Czyżbyś zapomniał, że siostra moja jest matką żony królewskiego brata? Czyżbyś zapomniał, kim ty jesteś? Czyż nie uczono cię, gdyś był dzieckiem i młodzieńcem, że nie będziesz wyrażać woli swej nie pytany, gdy stoisz w obliczu możnych?

    - Panie... - wyszeptał kapitan zbielałymi wargami. - Wybacz twemu słudze. Zapewne burza pomieszała mi zmysły... i zmęczenie...

    - Zapewne - powiedział Ahikar spokojny m głosem lecz strzeż się, aby nie zdarzyło ci się to więcej.

    - Każ, panie, osmagać nikczemną skórę moją, aby krew z niej ściekała strugami!

    - Nie, Tabnicie. Gdyż nigdy jeszcze cień twój nie padł na drogę słów moich, a ojciec twój służył mi i dziad twój służył memu ojcu. Lecz, jak sądzisz, cóżby uczynił król, gdybym nie pytany rzekł mu, co ma czynić?

    Kapitan znów padł na kolana i ucałował kraj jego szaty.

    - Uwierz mi, panie, że myślałem jedynie o bogach i twoim szczęściu. Mając ciebie na pokładzie wiozę ładunek cenniejszy po stokroć niż moje życie. Jeśli zawiniłem, winą mą jedyną była moja wierność dla ciebie!

    - Wierzę ci - odparł krótko Ahikar. - Wstań! Kapitan wstał ponownie.

    - Chłopca tego nakarmisz i sprawisz, aby był zdrów i wypoczęty, gdy okręt nasz zawinie do przystani.

    - Tak, panie.

    - A łódź jego i głowę owego potwora morskiego, którego zesłało nam morze, spalimy na ołtarzu Aszery Pani Mórz pośród ziół nocą... - Spojrzał na niebo. - Księżyc dziś w pełni i ofiara ta ucieszy boginię.

    - Tak, panie!

    - A teraz odejdź w pokoju.

    Kapitan chciał raz jeszcze ucałować kraj jego szaty, lecz Ahikar skinął dłonią j powstrzymał go. , - Nie chcę, aby go bito! - dodał. - Powiedz to załodze. Jeśli ujrzę ślad uderzenia na jego ciele, zginiesz ty i ów, który go uderzył.

    - Tak, panie! Kto by go tknął, zginie! Tak im zapowiem.

    - Dobrze uczynisz, a teraz idź i przygotuj zioła dla mnie, a jeśli zostanie choć strzęp suchej tkaniny w skrzyniach, przygotuj mi posłanie. O północy zbudź mnie dla złożenia ofiary.

    - Tak, panie.

    Kapitan pochylił się i ostrożnie ujął pod ramię chłopca, który podniósł się z trudem i słaniając ruszył wraz z nim ku stopniom prowadzącym ku wioślarzom i tyłowi okrętu.