Stary kupiec uśmiechnął się lekko. Później pogładził brodę.
- Aszero Pani Mórz! - szepnął niedosłyszalnie i wzruszył ramionami. Uznawał tylko jednego boga, a było nim bogactwo. Chłopiec ów, młody, zdrów i o włosach tak niecodziennej barwy, stał się jako zdobycz częścią jego bogactwa. Egipt gotów był kupić każdego młodego niewolnika, a jak sądził stary kupiec, za tego dla pewnej przyczyny mógł zapłacić więcej niż za innych.
Ahikar westchnął. Czekała go wkrótce następna morska wędrówka, na czele dziesięciu ciężko załadowanych okrętów, do ujścia Nilu.
ROZDZIAŁ TRZECI
Połączysz się z Bogiem, ojcem twym!
Białowłosy siedział na ciepłym, suchym piasku nadbrzeża w cieniu wysokiej burty okrętu i leniwie przyglądał się ludziom . znoszącym z pokładu wielkie, owinięte białym płótnem bele purpurowej tkaniny, którą przed dwoma dziesiątkami dni załadowali w Gubal.
Przybyli do ujścia rzeki o świcie w dziesięć okrętów o wysokich, zaokrąglonych dziobach. Cztery z nich ciągnęły za sobą tratwy z powiązanych łykiem, pięknie ociosanych pni cedrowych i miały przy wiosłach podwójną załogę, która zmieniała się, aby nie pozostawać w tyle za innymi. Teraz wszystkie stały rzędem u nadbrzeża, a dwa, z których wyładowano już towary, wyciągnięto na piasek i podparto palami. Krainę, do której przybili, Ahikar nazwał Egiptem.
Białowłosy przeniósł spojrzenie z robotników na piasek, gdzie na skraju rosnącego niemal nad wodą gaju palmowego stał Ahikar naprzeciw wysokiego biało odzianego człowieka, który miał być kimś znacznym, gdyż stojący tuż za nim niewolnik osłaniał od słońca jego wygoloną głowę małym baldachimem płóciennym, rozpiętym na dwóch palikach. O kilka kroków za wysokim Egipcjaninem stała grupa ludzi, którzy z nim przybyli przed niedawnym czasem.
Wiatr przynosił strzępy rozmowy do miejsca, gdzie siedział Białowłosy, lecz choć w ciągu trzech miesięcy, jakie spędził w domu Ahikara w Gubal, od chwili gdy nieprzytomnego wyciągnięto go na pokład okrętu, nauczył się rozumieć mowę jego ludu, tego języka nie rozumiał. Świat był wielki i choć lepiej byłoby, gdyby wszyscy ludzie posługiwali się jedną mową, porozumiewali się rozmaicie.
W pewnej chwili zauważył, że Ahikar odwróciwszy się ku niemu wskazał go dłonią, a Egipcjanin idąc za jego spojrzeniem także przyjrzał mu się uważnie.
,, Pewnie opowiada mu o tym, jak znalazł mnie na morzu" - pomyślał Białowłosy i uniósł wzrok, by przyjrzeć się dalekiemu miastu rozciągającemu się na prawo od palmowego gaju. Górował nad nim wielki jak wzgórze biały pałac lśniący w promieniach słońca.
Białowłosy wstał i powoli podszedł do miejsca, gdzie marynarze składali towary. Siedział tam na skrzyżowanych nogach półnagi człowiek, przed którym rozstawiono przenośny stolik. Miał na nim paletę z zagłębieniami pełnymi gęstego, ciemnego płynu, obok której leżały długie trzcinowe patyczki. Stary człowiek maczał patyk w płynie i przy każdej przyniesionej beli materiału czynił znak na zwiniętym z obu stron i przyciśniętym białymi kamykami zwoju.
Chłopiec patrzył przez chwilę i zawrócił. Nie wolno mu było oddalać się od okrętu, więc usiadł znowu i spojrzał na dalekie morze. Ów wielki przybytek musiał być zapewne Świątynią, gdyż ludzie, nawet królowie, nie mieszkaliby chyba w tak wysokich domach.
Pomyślał o Gubal, w którym spędził ostatnie miesiące. Gdy przybył tam, wydało mu się, że jest to największe miasto świata, przy którym rodzinna Troja zdawała się maleńka. Lecz w Gubal nie było tak wielkiej świątyni jak ta, którą widział teraz w oddaleniu.
Westchnął i wstał ponownie. Dręczyła go bezczynność. Nie wolno mu było pracować, nie mógł więc nawet pomóc stojącym na pokładzie marynarzom, którzy ostrożnie wyładowywali teraz naczynia z winem, o długich szyjkach zapieczętowanych woskiem.
Tego właśnie nie mógł pojąć. W Gubal także nie wolno mu było pracować ani pływać, ani samotnie oddalać się o krok z domu Ahikara. Był nieszczęśliwy w pierwszych dniach. Rozmyślał o matce, która zapewne opłakała go, gdy nie powrócił z morza po owej straszliwej burzy. Czy zobaczy ją kiedyś i rodzinny skalisty brzeg? Z czasem pogodził się z losem. Nie był pierwszym ni ostatnim z tych, których zły traf oderwał od krainy ojców. Dom Ahikara i całe miasto Gubal pełne były niewolników z różnych stron świata. Zatrudnieni byli od świtu do nocy, a choć niektórzy, najsprawniejsi w sztukach lub rzemiośle, żyli dostatnio i nosili piękne szaty, życie ich było własnością pana.
Lecz żaden z nich nie dostąpił tak zdumiewającego losu jak on. Już od pierwszej chwili po przybyciu stary kupiec powierzył nad nim opiekę zaufanemu niewolnikowi, który nie odstępował go na krok. Wolno mu było jeść, kiedy i ile zechciał, lecz zakazano mu wszelkiej pracy i wykonywania posług. Jedyną rozrywką była przechadzka z niewolnikiem po mieście. Przywykł szybko do tego, że ludzie zatrzymywali się na jego widok. Chłopca o tak jasnej skórze i białych niemal włosach nie można było spotkać także i w Troi, a tu, gdzie ludzie byli smagli, budził wielkie zdziwienie.
I tak płynął mu czas w domu Ahikara. Co dnia niewolnik namaszczał ciało jego oliwą i badał pilnie, niemal z lękiem, czy nie ma na skórze skazy lub zadrapania. Gdy nauczywszy się nieco mowy fenickiej spytał go, czemu tak czyni, niewolnik odparł, że tak brzmiał rozkaz pana:
"Aby ciało owego chłopca było bez zmazy".
Aż wreszcie nadszedł dzień, gdy Ahikar wezwał go, kazał stanąć przed sobą i zdjąć opaskę z bioder.
Białowłosy uczynił, co mu kazano, dziwiąc się w duchu, czemu człowiek, mający jego życie w ręku, pragnie oglądać go nagiego. Po krótkich oględzinach kupiec wydał się najwyraźniej zadowolony, lecz bez słowa skinął głową i wskazał mu drzwi.
Nazajutrz przed świtem stary niewolnik obudził Białowłosego.
- Wstawaj! Odpływasz z naszym panem, oby Baal przedłużył mu życie na wieki, do Egiptu!