Выбрать главу

    - Cóż to za miasto?

    - Zwą je Per Bast, co oznacza dom bogini Bast, która jest kotką.

    - Jakże to? Czyżby czcili koty?

    - Czczą oni różne zwierzęta w różnych miejscach swego kraju, który cały rozciągnięty jest nad samą rzeką, a z oby stron otacza go morze bezwodnych piasków. Tu czczą Bast z głową kotki, a u nas nad jeziorem koty żadnej czci nie odbierają, gdyż króluje wszechmocny Sebek, choć są świątynie i innych bogów, a cześć oddaje się w całym Egipcie słońcu i bogom podziemia, jednakim we wszystkich częściach kraju.

    - A kimże jest Sebek?

    Siedzący mimowolnie uniósł głowę, ale kapłan nadal stał na dziobie rozmawiając z kapitanem barki.

    - Jest on bogiem wszechwładnym... - szepnął tak cicho, że Białowłosy zaledwie go dosłyszał. - Zwą go oni także Panem Morza, gdyż jezioro to nazwali Paium, czyli morze, choć nie jest ono tak wielkie jak morze.

    - Czy jest on rybą? - zapytał Białowłosy z pozornym spokojem, jak gdyby niewiele mu zależało na odpowiedzi.

    Wymijali właśnie dwie wielkie tratwy, na których leżały duże bloki kamienne płynące w dół rzeki. Prąd znosił nieco tratwy płynące środkiem nurtu i barka HetKa-Sebeka skręciła ku brzegowi, by uniknąć zderzenia. Z obu pokładów wołano głośno.

    - Nie jest on rybą, choć żywi się rybami. Widziałeś go wczoraj i poprzedniego dnia. Lubi on wylegiwać się na brzegach tej rzeki.

    - Mówisz o owych potworach, które widzieliśmy przepływając?

    - Tak.

    - Czy to głowę jednego z nich przedstawia laska twego pana, kapłana Het-Ka-Sebeka?

    - Odgadłeś bez trudu. Jest to głowa boga Sebeka. Białowłosy otworzył usta, zawahał się, później spojrzał na rzekę. Obie tratwy wyminęły już barkę, lecz na rzece znajdowało się w tej chwili kilka łodzi i okrętów, gdyż miasto rozciągało się na obu brzegach. Było ono o wiele większe, niż można było sądzić z dala. Kapłan nadal stał na dziobie wsparty na lasce i wpatrzony w nurt. Barka zawracała ku środkowi rzeki.

    - A mnie kazano być jego synem?

    - Tak.

    - Cóż to oznacza?

    - Oznacza to, że będzie ci oddawana cześć, jakiej nie zaznaje nawet arcykapłan świątyni.

    - Póki się z nim nie połączę?

    - Póki się z nim nie połączysz.

    - A jakże to ma nastąpić?

    - Przekonasz się.

    - Czemu nie chcesz mi odkryć tego?

    - Gdyż jestem niewolnikiem i wiem, że niewolnik, który mówi więcej niż powinien, umiera w męczarniach.

    - Nie musisz się lękać, Lauratasie. Choć jestem jedynie chłopcem, zrozumiałem cię-i wiem, jak połączył się twój przyjaciel z bogiem Sebekiem: rzucono go temu potworowi na pożarcie w ofierze, a los ów i mnie czeka. Dlatego oddają mi tak wielką cześć, choć jestem synem ubogiego rybaka z obcego kraju. Ofiara, którą mają złożyć swemu bogu, jest dla nich niemal samym bogiem. Czy tak?

    - Milcz, nieszczęsny... - powiedział Lauratas nie odwracając ku niemu głowy i nie poruszając niemal wargami. - Jeśli nie pragniesz mojej śmierci, milcz!

    Białowłosy także dostrzegł już kątem oka, że Hat-KaSebek zbliża się ku nim. Był uśmiechnięty i usiadł swobodnie na fotelu po prawej ręce chłopca. Skinął na Lauratasa, który na jego widok powstał, odszedł kilka kroków i padł na kolana, pochylając głowę na znak czci. Wypowiedział kilka słów.

    - Pan mój, Het-Ka-Sebek, Który Strzeże Wizerunku Duszy Boga, żałuje, że posuwamy się nieco wolniej, niż tego pragnął, i przebyliśmy zaledwie trzecią część drogi. Lecz rzekł, abyś nie martwił się, gdyż długie oczekiwanie przemieni spotkanie twe z ojcem twoim w tym większą radość.

    Białowłosy nie odpowiedział. Odpowiadał jedynie wówczas, gdy kapłan zwracał się do niego z pytaniami. A zresztą nie wydawało się, aby Het-Ka-Sebek oczekiwał od niego odpowiedzi na swe ostatnie słowa. Domki stawały się coraz rzadsze, a trzcina coraz gęstsza. Miasto pozostawało za nimi. Westchnął cicho.

    Dziewiątego dnia wieczorem niespodzianie za zakrętem rzeki rozstąpił się porastający jej brzeg gęsty las sykomorowy i ujrzeli nie kończące się mury miasta-świątyni, najrozleglejszej budowli świata, jak zdążył mu rzec Lauratas, nim ją dostrzegli, którą jeden z dawnych władców Egiptu rozkazał sobie wznieść jako pomnik grobowy.

    Stali na dziobie barki i Het-Ka-Sebek ujął dłoń Białowłosego, drugą wyciągniętą ręką wskazując następny zakręt rzeki, ku któremu się zbliżali.

    - Pan mój każe mi rzec, że oto nadchodzi kres twej wędrówki - przetłumaczył Lauratas. - Raduj się, synu boga, bowiem wkrótce ujrzysz dom ojca twego!

    Białowłosy pochylił głowę. Kapłan mówił dalej, a stojący za nimi Kreteńczyk czekał, łowiąc jego słowa, aby zacząć natychmiast mówić, gdy tamten umilknie.

    - Pan mój mówi, że czeka cię szczęście największe, a każde życzenie twe zostanie spełnione, nim spełni się największe z nich: połączenie z bogiem.

    Białowłosy ponownie pochylił głowę, lecz uniósł ją natychmiast.

    - Zapytaj twego pana - powiedział dziwując się własnej śmiałości - czy mógłby wypełnić już teraz jedno z moich życzeń?

    Het-Ka-Sebek wysłuchał i skinął głową pochylając ją przed chłopcem.

    - Mów, a wszystko, czego zapragniesz, otrzymasz.

    - Chciałbym... chciałbym, abyś mógł mi towarzyszyć tu, gdyż pragnę wiele dowiedzieć się o domu ojca mego i o nim samym, od człowieka, który zna moją mowę. Spytaj pana swego, czy możesz mi towarzyszyć?

    Kapłan odpowiedział krótko i wskazał chłopca Lauratasowi, który postąpił krok ku przodowi, upadł na twarz i objąwszy jego nogi ucałował mu stopy.