Выбрать главу

    - Oni patrzą na nas... - szepnął Kreteńczyk. - Widzą nas z okien świątyni.

    Po chwili uniósł się z klęczek i pokłoniwszy się głęboko posągowi na wysepce, szepnął:

    - Czy widzisz go? - A później głośno dodał: - O, synu boga, oto ojciec twój!

    Białowłosy przez chwilę sądził, że słowa te dotyczą posągu o potwornej głowie.

    Nagle dostrzegł go!

    Na łagodnie opadającym ku wodzie piasku wysepki leżała nieruchomo ogromna bestia, której ogon niknął pod krzewami.

    Krokodyl poruszył głową, uniósł się wolno na krótkich łapach i opadł leniwie na piasek. Gdy czynił to, słońce zamigotało w złotych bransoletach na przegubach łap i wysadzanych drogimi kamieniami kolczykach w zgrubieniach po obu stronach głowy.

    Białowłosy patrzył na niego, nie mogąc oderwać wzroku. Poczuł, że serce zaczyna bić mu gwałtownie.

    Więc to był Sebek, bóg, ojciec, z którym miał się zjednoczyć. Nim minie dni dziesięć, ta potworna paszcza pogruchocze jego kości, a owe straszliwe zęby zakrwawione będą jego krwią.

    Był tak zamyślony, że nie dostrzegł śpiewu płynącego od strony niewielkiej świątyni.

    - Idą! - szepnął Lauratas cofając się i padając na kolana. Białowłosy odwrócił głowę.

    Od strony świątyni zbliżało się czterech biało ubranych kapłanów, prowadząc między sobą białą jak mleko kozę, która szła spokojnie nie zwracając najmniejszej uwagi na ich śpiew. Gdy zbliżyli się ku obramowaniu, złożyli głęboki ukłon Białowłosemu i znieruchomieli.

    Od strony świątyni nadszedł teraz Het-Ka-Sebek. I on także skłonił się przed Białowłosym, który pochylił głowę na jego widok.

    Śpiewając nieustannie, czterej kapłani unieśli nagle kozę w górę i rzucili ją do sadzawki. Przez chwilę widział zawieszone w powietrzu cztery szczupłe nogi. Woda rozprysnęła się.

   Po chwili zanurzył się krokodyl. Jego potworne szczęki chwyciły łup i zgniotły w  zniekształcony ochłap czegoś, co jeszcze niedawno było smukłą białą kozą.

    Białowłosy odwrócił się i podszedł ku klęczącemu nadal Lauratasowi.

    - Powstań... - powiedział cicho. - Wiem już, jak zjednoczę się z ojcem moim, wielkim bogiem Sebekiem.

    Starał się uśmiechnąć, lecz nie udało mu się to. Czuł skurcz w gardle. Przygryzł wargi, żeby nie wybuchnąć płaczem.

    Kreteńczyk wstał i ruszyli przez łąki ku jezioru.

    - Więc sądzisz, że jestem zgubiony bez ratunku?

    - Tak, młody Trojańczyku, wiem o tym, gdyż żadnego ratunku znikąd nie możesz otrzymać. Lecz nie każdemu bogowie dają długi żywot. Będziesz żył, póki nie umrzesz w chwili, którą ci przeznaczono, nim jeszcze po raz pierwszy ujrzałeś światło słońca.

    - Czy mówiąc to, chcesz rzec, że mam z opuszczoną głową wejść w paszczę tego potwora nie czyniąc niczego, aby uniknąć tak straszliwej śmierci?

    - A cóż innego możesz uczynić?

    Stanęli nad brzegiem wody porośniętej niską trzciną. Nad jeziorem krążyły ptaki, a na powierzchni widać było wiele łodzi dążących w różnych kierunkach. Białowłosy odetchnął głęboko i zacisnął zęby.

    - Kraina ta jest zapewne żyzna? - zapytał niemal swobodnym głosem, wodząc oczyma po widnokręgu. - Nie widzę tu żadnych piasków.

    - Gdyż rozciągają się one za gajami palmowymi porastającymi brzegi jeziora, z którego kanałami ludzie ci doprowadzają wodę do pól. Gdy nadchodzą wielkie wiatry zimowe, piasek zasypuje pola i muszą go usuwać. Tak walczą z pustynią od początku świata. Jezioro to karmi ich, tak jak rzeka karmi resztę Egiptu. Woda jest tu matką życia, bez niej zginęliby prędko. Prócz tego jezioro im daje wiele ryb, choć kąpać się w nim nie można bezpiecznie, gdyż roi się od krokodyli podobnych temu, którego widziałeś teraz.

    - A cóż jest na północy?

    - Na północ płynie rzeka aż ku morzu, lecz jeśli zboczysz nieco na zachód, natrafisz na piaski. Za obrębem pól - Lauratas wyciągnął rękę wskazując widoczny z miejsca, gdzie stali, prawy brzeg jeziora - znajduje się miasto umarłych, tam grzebią oni swych zmarłych mocząc ich przedtem przez dni siedemdziesiąt w rozmaitych płynach, wyjąwszy uprzednio wnętrzności, by mogli oni przetrwać wiele setek lat w grobie nie zmieniając postaci, jaką mieli za życia. Wierzą, że człowiek żyje po śmierci, a nawet wierzą w to, że dusza jego, jeśli był człowiekiem dobrym, powraca każdego dnia do świata żywych, choć noc musi spędzać w państwie umarłych, rządzonym przez Ozyrysa, boga podziemnego świata. Im który z nich bogatszy, tym piękniej urządza swój grób i tym lepiej go strzeże, kryjąc komorę ze zwłokami w skale lub pod kamiennymi budowlami, aby nikt nie naruszył ciała. Wierzą, że tak długie jest życie po śmierci, jak długo chowa się ciało.

    - A cóż będzie ze mną, skoro pożre mnie ów potwór?

    Czy takim jak ja, ofiarom złożonym bogu, nie dane jest  u nich życie po śmierci?

    - Wierzą w to, że gdy Sebek pożre cię, zjednoczysz się z nim w jego wnętrzu. A jego, gdy zdechnie wreszcie, pochowają z czcią należną władcom. Całe podziemia świątyni pełne są mumii krokodyli, które tu zmarły w ciągu minionych wieków. Byłem tam raz z pewnym starym kapłanem i wiedz, że mają ich pod ziemią niezliczone mnóstwo, a groby tych, które zamieszkują tę sadzawkę i są obrazem boga, zdobią klejnotami i malowidłami, kładąc ciała ich do kamiennych sarkofagów.

    - Pocieszyłeś mnie... - Białowłosy uśmiechnął się smutno.

    Zawrócili i ruszyli na powrót ku małej świątyni i sadzawce.

    W pewnej chwili Białowłosy chciał skręcić ku ogrodom wielkiej świątyni, lecz przemógł się.

    - Zdziwi cię, Lauratasie, lecz pragnąłbym raz jeszcze zobaczyć Sebeka na wysepce.

    - Nie! - Kreteńczyk potrząsnął głową. - Nie dziwi mnie to. Znajdujesz się w cieniu śmierci i opłaczę ciebie, jak chce nasza wiara. Zapalę ci mały stos, gdy nikt z nich nie będzie widział. I będę błagał naszych bogów, aby cię przyjęli na pola asfaltowe.