- Miecz ten pochodzi z Morza Pośrodku Świata, z którego i ja pochodzę, choć ród mój zamieszkuje w połowie drogi pomiędzy nim a twoją wyspą, królu!
- Jakże więc znalazł się tu, jeśli nie przywiozłeś go ty ani dwaj inni kupcy, z którymi wymieniamy nasze dobra?
- Tego nie wiem... Lecz wizerunek bogini z wężami w dłoniach każe mi myśleć, że łuk ów pochodzi z wysp} pośrodku owego morza, która, jak słyszałem, włada mocą swych licznych i potężnych okrętów nad wieloma innymi wyspami i wybrzeżami... Tam bogini owa jest czczona, a zwą ją Matką. Lecz więcej nie umiem ci rzec, gdyż nie byłem tam, a nie mam tu z sobą nikogo, kto mógłby więcej rzec o tym, choć być może Sekkahar, mój stary zarządca składów, mógłby rzecz bliżej określić, gdyż odbył wiele podróży.
- A czy potężne i liczne okręty z owej wyspy mogłyby przypłynąć tu, by uderzyć na nas, pragnąc podbić tę krainę, jak to uczyniły z innymi?
- Nie mogłyby tego uczynić, gdyż dzieli je od twego królestwa świat cały! Jakżeby choć jeden z nich mógł przebyć tak wiele mórz nie znając kierunku i nie zawijając do miast i przystani? I jakże mógłby żeglować wymijając niepostrzeżenie nasze osady, a my nie wiedzielibyśmy o tym, będąc żeglarzami i znając te morza od pokoleń? Gdyż jedynie mój lud zna drogę do twej krainy, a miastu nasze i przystanie sięgają na wiele dni drogi morzem poza obszar, gdzie dopływają inni. Nigdy jeszcze obcy okręt nie przemknął się ku północy z Morza Pośrodku Świata! Jakże zresztą mogłyby dopłynąć tu wojska tak liczne, by uderzyć na was?! Świat cały wiedziałby o takiej wyprawie na długo przedtem, nim wyruszyłaby z rodzinnej przystani. I gdyby nawet nie udało się zatopić owej floty, doniesiono by niezwłocznie nam, którzy mieszkamy na krańcach ziemi w miastach nie znanych naszym wrogom. Śledzilibyśmy każdy ich ruch i ostrzegalibyśmy przed nimi wszystkie ludy, aby nie przechwycili handlu naszego i nie napadli na was łupiąc i mordując, lecz musieli płacić nam za towary, które stąd sprowadzamy...
Król wyciągnął dłoń i dotknął nią łuku.
- Rzekłeś, że oręż ten należy do owego dalekiego królestwa, które włada na licznych wyspach. Jakże więc się tu znalazł?
- Zezwól mi, królu, abym ujrzał owego jeńca i przemówił do niego. Znam mowę niejednego plemienia. Być może pojmie on moje słowa i rzeknie, że zagnała go tu burza czy też może okręt jego roztrzaskał się we mgle, która tak długo leżała nad morzem. Zapewne zabłąkał się tu ze wschodu i nie wie nawet o istnieniu owego dalekiego morskiego królestwa, o którym ci rzekłem. A jeśli chodzi o miecz ten, łuk i oszczep, wiem, że oręż daleką może odbyć drogę, bowiem handel przenosi dzieła rąk człowieka z miejsca na miejsce, a często zmieniają one także właścicieli jako łup wojenny. Lecz po cóż mamy zadawać sobie pytania, na które nie znajdujemy odpowiedzi, skoro człowiek ów być może odpowie nam na nie?
Król skinął głową. W izbie zapadł już niemal zmrok, lecz słońce nie zaszło jeszcze, gdyż niebo nad otworem w dachu nadal było jasne.
- Leży związany w izbie, której strzegą dwaj wojownicy... - rzekł, nadal zasępiony. - Wkrótce nadejdzie noc i jedyna rzecz, którą będą mogli wówczas dla ciebie uczynić, to wskazać ci go. Gdyż żaden z nas nie tknie go d ( > chwili, gdy łagodnie powiodą go ku ołtarzowi na wzgórzu. A tam ja sam złożę go w ofierze, gdy dzień rozbłyśnie! Lecz jeśli pragniesz tego, niechaj go przywiodą. Być może dowiesz się od niego prawdy, która ulży sercu memu, pełnemu niepokoju.
Podszedł do zasłony, uchylił ją i rzekł coś do stojących na zewnątrz ludzi. Później zawrócił.
- Nie lękam się, królu, że człowiek ten przybył wraz z wielu innymi wojownikami z owej dalekiej krainy... - rzekł po namyśle Assebal. -Lecz niechaj bóg twój strzeże was, by ludy mieszkające bliżej nie zwiedziały się, że każdego roku w krainie twej następuje noc, gdy nikt z twych wojowników nie ujmie oręża. Bowiem może nadejść chwila, gdy nieliczni, lecz dzielni, uderzą na was i wielką rzeź wśród was sprawią.
- Skoro nie uczynili tego od dni niepamiętnych, czemu mieliby to uczynić dziś? Prócz was nie gościmy obcych na tej ziemi. A i z was nikt nie zna owego dnia zawczasu. Albowiem nie wypada on zawsze jednako. - Władca Cynowej Wyspy uśmiechnął się lekko. - Nie wie o tym także i mój lud, lecz jedynie ja i starzy kapłani, którzy ślą wieść po całej krainie wzywając plemiona z wszystkich krańców oblanego morzem świata pod mym władaniem. aby przybyły w porze oznaczonej. Jakże więc mogliby wiedzieć o tym obcy?
Zasłona uniosła się i dwaj wojownicy wprowadzili jeńca, który nadal miał ręce ciasno spętane na plecach, a także i obie nogi związane sznurem w kostkach, tak aby mógł postępować jedynie małymi krokami i z wolna.
Zatrzymali się wszyscy trzej przy drzwiach. Król wskazał jednemu z wojowników palenisko, na którym tlił się nieustannie mały ogień. Ów podszedł i dorzucił tam kilka grubych, suchych, ociosanych siekierą gałęzi. Zaczęły one trzeszczeć i w izbie zrobiło się jaśniej.
Assebal, który zaledwie dostrzegał więźnia w półmroku, zbliżył się do niego i zajrzał mu w oblicze.
Lecz kupca także oświetlił rosnący blask ogniska i wydało mu się, że spojrzawszy na niego młody jeniec drgnął.
A Białowłosy spoglądał ze zamienieni na jego purpurową, sięgającą kostek spódnicę, twarde sandały, a nade wszystko na falistą, pięknie utrefioną brodę, pomalowaną ciemną czerwoną farbą. Nie wierząc własnym oczom pojął, że człowiek stojący naprzeciw niego jest Fenicjaninem znacznej godności. Lecz cóż mógł czynić fenicki kupiec na owej odległej wyspie, leżącej pośród mgieł na krańcu świata? I nagle pomyślał, że być może znajdują się bliżej domu, niźli przypuszczali... Lecz czyż było możliwe, aby płynęli niemal przez rok na północ, aby później w ciągu niewielu dni powrócić?