Выбрать главу

    Umilkł.

    Białowłosy milczał. Sekkahar podbiegł do ognia i chwyciwszy rozpaloną głownię podszedł do stołu.

    - Odpowiadaj, psie, gdy pyta cię szlachetny Assebal! - zawołał przytykając głownię do ramienia leżącego. Rozległ się cichy syk. Czterej słudzy stojący w pełnym uszanowania oddaleniu, tuż przy wejściu, zrobili krok ku przodowi, patrząc ciekawie.

    Ciałem leżącego wstrząsnął gwałtowny dreszcz. Jęknął i ucichł od razu.

    Sekkahar odjął żagiew i cisnął ją na powrót w kamienne palenisko, gdzie strzeliła jaśniejszym płomieniem. Assebal skinął na wiernego zarządcę, a gdy ten zbliżył się, rzekł półgłosem:

    - Niechaj ludzie ci oddala się. A przypilnuj, by żaden nie słuchał pod domem. Nie pragnę, by ktokolwiek usłyszał to, co rzeknie ów pojmany.

    - Rzekłeś, panie!

    - Idź więc i zaprowadź ich do domu niewolników, by tam spoczęli. A gdy to uczynisz, przygotuj cynę, bowiem myśl twoja była dobra. Gdy tego dokonasz, wróć tu, by przystąpić wraz ze mną do dzieła. Gdyż nie pragnę, aby był tu ktoś prócz mnie i ciebie!

    - Rzekłeś, panie! - powtórzył wierny Sekkahar i chciał odwrócić się, by ruszyć ku wyjściu i wydać sługom rozkaz, aby szli za nim. Lecz Assebal zatrzymał go raz jeszcze.

    - Być może sam zdołam go zmusić do mówienia... - zniżył głos jeszcze bardziej. - Żal mi go zabijać. Cóż mi po jego śmierci? A, jak rzekłem, żywy niewolnik byłby godziwą opłatą wysokich bogów za wierność, którą okazuję im i memu ludowi. Mędrcy powiadają, że niepotrzebna strata i trwonienie dóbr obrażają Baala na równi z bluźnierstwem.

    - Słodka mądrość spoczywa na wargach twych, panie. Lecz cóż uczynisz, jeśli nie zmusisz go inaczej do mówienia?

    - Cóż... - Assebal rozłożył ręce. - Bogowie rządzą wszystkim. Jeśli zginie w mękach, niechaj wini swą głupotę, nie mnie, bowiem nie chciałem tego. Lecz będę próbował zmusić go do mówienia, nie niszcząc jego sił na zawsze. Po cóż miałbym pozbywać się nawet małej cząstki dostatków? Idź!

    Sekkahar wycofał się wraz z sługami. A gdy gruba zasłona ze skór opadła za nimi, kupiec i jego więzień pozostali sami.

    Assebal zbliżył się do ognia, dorzucił kilka suchych gałęzi i w rozległej izbie rozwidniło się.

    Podszedł do stołu. Nie opodal leżała zdarta z więźnia szata i rzucony na nią nóż w pochwie z koziej skóry, który wisiał na jego szyi, a zapewne pozostał nie zauważony przez wojowników króla, gdyż krótka tunika zakrywała go.

    Kupiec wyciągnął nóż z pochwy. Był on nędznej roboty, lecz dostatecznie długi i ostry, by zadać nim najstraszliwszy nawet cios. Rękojeść uczyniona była z rogu.

    Assebal stanął nad stołem trzymając w uniesionej dłoni nóż. Skóra wokół czarnej, pokrytej spalenizną rany na ramieniu poczęła czerwienieć.

    - Pragnąłbym, abyś rzekł teraz wszystko, co rzec musisz... - głos kupca był niemal łagodny. - Jeśli bowiem podejrzenia moje są prawdziwe, a bogom jedynie znanym cudownym sposobem udało się tu przemknąć okrętowi kreteńskiemu lub należącemu do któregoś z ludów pod władzą Krety, wówczas dobrze się stanie, jeśli wieść o tym nie rozbiegnie się daleko. A im więcej ludzi ją pozna, tym dalej może ona zawędrować, gdyż do przystani miasta mego zawijają nasze okręty z południa, a do ich miast z kolei zawijają z południa inne okręty. Pragnę, aby ślad zaginął po twych towarzyszach, a przypuszczam, że okręt wasz rozbił się u brzegów tej krainy, a załoga ocalała i w jakiejś ustronnej zatoce trudzi się pospiesznie, by naprawić uszkodzenia. Ciebie wysłali zapewne, abyś wybadał, gdzie się znajdujecie i czy w pobliżu są ludzie... Bo gdybyś znał uprzednio ową okolicę, nie schwytano by cię siedzącego na drzewie... Tak sądzę... A ty powiesz mi, czy się mylę. Lecz nie uda ci się skłamać, bowiem nie dam ci skonać, póki nie przekonam się, czyś rzekł prawdę... Wiem dobrze, że męki, które gotuje ci mój wierny Sekkahar, każą ci zapomnieć o kłamstwie. Wyjąc jak zwierzę będziesz błagał, bym zechciał cię wysłuchać! Czy pragniesz mówić?

    - Panie... - rzekł Białowłosy zaciskając zęby, gdyż rana piekła go straszliwie. - Żaden człowiek nie pragnie konać w niewypowiedzianych mękach, jeśli może ich uniknąć. Lecz cóż ma uczynić ów, który ich uniknąć nie może? Pragniesz, bym wskazał ci, gdzie są towarzysze moi. Jeśli tak uczynię, wówczas lud twój nieprzeliczony rzuci się na nich za twą namową i zginą. Nie uczynię więc tego... Trzymasz w ręku nóż mój, z którym nie rozstawałem się nigdy wierząc, że przynosi mi szczęście. Dziś pojmuję, że szczęściem będzie dla mnie, jeśli wbijesz go w serce moje. Uczyń to, a okażesz mi łaskę. Bowiem nie rzeknę słowa więcej, jeśli zdołam.

    I zamilknąwszy przymknął powieki, jak gdyby uwierzył, że kupiec fenicki spełni jego prośbę.

    Lecz Assebal roześmiał się.

    - Nikczemny głupcze! Czy sądzisz, że jest mi potrzebny twój nędzny żywot? Wolę, abyś żył, choć jeśli będę musiał doprowadzić cię do przedsionka śmierci i przemienić ciało twe w jedną ranę, abyś przemówił, uczynię to! Lecz nim to nastąpi, dowiesz się, czy nie nazbyt wysoko myślałeś o sobie, wierząc, że nie zdradzisz swych towarzyszy. Gdyż ze słów twych pojąłem niezbicie, że masz towarzyszy i kryją się oni gdzieś w tej krainie! A nie może to być zbyt daleko. Nim nadejdzie mój wierny sługą, sam zechcę przekonać się, że jesteś głupcem, i upór twój na nić się nie zda. Oto nożem tym, który, jest dla ciebie tak szczęśliwy, najpierw podważę i wyrwę kolejno paznokcie na nogach twoich, a później uczynię podobnie z twymi dłońmi. Będzie to jedynie igraszka, gdy przyrównasz cierpienia swoje do tych, które zadam ci później wraz z mym wiernym sługą! Oto rozpoczynam od wielkiego palca twej nogi prawej! Czy wiesz już, który to... -