- Nie uwierzyłem, aby mieli cię zabić niezwłocznie... - rzekł Harmostajos. - Byliby głupcami czyniąc tak. Sądziłem, że powiodą cię do swego króla, wszyscy bowiem tak czynią, gdy pochwycą obcego. Szukałem więc największego domu w tej barbarzyńskiej, wielkiej wsi, a gdy dostrzegłem go i' dwu ludzi strzegących wejścia, nie spuszczałem go z oka. Cóż innego mogłem uczynić?
- Lecz jak mogłeś dotrzeć tam nie poznany?
- Widziałem cię prowadzonego do owego człowieka na wzgórzu, gdzie stoi świątynia uformowana ź głazów. Dostrzegłem też z dala, że ludzie ci mają oblicza pokryte farbą. Przyszło mi więc na myśl, że gdybym miał szatę podobną do ich szat i pomalował czoło i lico, jak oni to czynią, przejdę zapewne nie poznany, a to dlatego, że nieustannie z lasów wynurzały się ich całe krocie z kobietami i dziećmi. Szli z daleka, gdyż byli utrudzeni i stopy ich pokrywał kurz. Pojąłem więc, że dzień ów musi być dniem święta lub zebrania całego ludu tej krainy. A któż może znać wszystkich ludzi w swej krainie, by rzekł o innym: "Ten jest obcy!" Więc zdobyłem sobie szatę... i farby... - Roześmiał się. - Później, gdy ujrzałem Fenicjanina, który prowadził cię jak zwierzę na postronku, zapragnąłem ruszyć za wami, wbić mu niepostrzeżenie nóż w plecy i uwolnić cię. Lecz wokół było mnóstwo ludzi, a prowadził cię on ku morzu, tam gdzie i ja pragnąłem, abyśmy się znaleźli. Szedłem więc za wami.
- I cóż uczyniłeś później?
- Wiesz, co uczyniłem później! - Harmostajos znowu roześmiał się cicho. - Być może owe obietnice, które poczynił ci nasz fenicki czerwonobrody przyjaciel, odebrały ci pragnienie snu. Lecz ja, któremu nie chciał on uczynić krzywdy, niczego tak nie pragnę jak tego, abyś zamilkł wreszcie. Czyż nie wiesz, że Terteus pojawi się tu wkrótce, szarpiąc nas i każąc wstawać? Albowiem gdy oko jego nie widzi naszych grzbietów pochylonych nad wiosłem, dusza jego boleje.
- Płyniemy pod żaglem... - rzekł Białowłosy - i będziemy mogli wyspać się do woli. Rzeknij mi więc, jak...
- Czy zamilkniesz wreszcie?! - jęknął Harmostajos. - Czemuż nie pozostawiłem cię na owym stole Fenicjanom na pożarcie?! Spałbym już od dawna!
Lecz Białowłosy długo leżał patrząc w niebo. Gdy próbował przymknąć oczy i usnąć, pojawiało się przed nim uśmiechnięte smagłe oblicze kupca Assebala i słyszał spokojny głos zachwalający przymioty roztopionej kapiącej w otwartą ranę cyny, jak gdyby była ona doskonałym, godnym wypróbowania towarem.
Usnął wreszcie ukołysany przechyłami okrętu sunącego przez rozgwieżdżoną noc.
- Opowiedz mi o wyspie, gdzie królem jest ojciec twój i mieszka matka twoja! - rzekła piękna Wasan. -Jakaż ona jest?
- Skalista i niewielka, zagubiona pośród morza, a nieprzystępna, tak że kreteńska stopa nie stanęła nigdy na niej niosąc nam śmierć, a kobietom naszym niewolę. Nienawidzą nas oni, gdyż jesteśmy rozbójnikami morskimi i wrogami Minosa.
- Nie o wyspę twą pytałam cię.
- O cóż więc? - zdumiał się Terteus.
- O matkę twoją.
- Czemuż pytasz o nią? Pytałaś wczoraj i rzekłem ci, co umiałem.
- A siostry twoje? ^
- I o nie pytałaś także. Jeśli ujrzymy kiedyś brzeg rodzinny, wprowadzę cię do domu mego i będziesz żyła pośród nich.
- Pragnęłabym, aby to się stało wkrótce. Terteus zmarszczył brwi, lecz uśmiechnął się po chwili. Stali oboje na dziobie, patrząc na niewielkie fale tańczące w słońcu. Angelos płynął przez wiele dni na zachód, lecz teraz ląd skręcił ku południowi i uwierzyli wreszcie, że powracają.
- Bogowie jedynie wiedzą, jak daleko jesteśmy od stron znajomych... - rzekł Terteus. - Lecz matka moja dobrą jest niewiastą i nie lękaj się jej.
- Nie lękam się jej - rzekła Wasan - lecz pragnęłabym ujrzeć ją wkrótce i zamieszkać w domostwie stojącym na ziemi, a nie kołyszącym się na wodzie.
- Czyż morze jest dla ciebie udręką? Zła to wróżba dla mnie, myślałem bowiem, że w przeciwieństwie do innych niewiast nieraz będziesz mi towarzyszyć, gdy powróciwszy wyruszę w nowe wyprawy...
Wasan potrząsnęła głową, a jej piękne długie włosy rozsypały się spływając po silnych ramionach.
- Nie jest mi ono udręką, lecz może się nią stać. Pragnęłabym wkrótce zamieszkać w prawdziwym domostwie, otoczona niewiastami. Bowiem będziemy mieli dziecko, a nie rodziłam nigdy i jakżebym miała uczynić to na okręcie pośród samych mężów, jeśli podróż ta przeciągnie się jeszcze przez zbyt wiele dni?
- Dziecię?!... - rzekł Terteus i oniemiał.
- Czyżbyś nie dostrzegł jeszcze tego? - Roześmiała się. - Nieprędko to nastąpi, lecz proszę bogów o to, by dali mi szczęśliwie zstąpić na wyspę, gdzie żyje matka twoja, siostry i, wiele innych niewiast.
- Posejdonie! - rzekł Terteus i pełen lęku chwycił się za głowę. - Cóż mam uczynić?!
- Nic! - Roześmiała się znowu. - Czyżbyś przeląkł się jednego nie narodzonego jeszcze dziecięcia, mężny żeglarzu? Rzekłam ci o tym, gdyż słusznym jest, abyś wiedział zawczasu. A czyż dziwisz się, że pragnę być w domu twoim, gdy mój czas nadejdzie?
- Bogowie! - rzekł Terteus i odwróciwszy oczy od widnokręgu przed dziobem, spojrzał na nią bezradnie. - Czyż nie pojmujesz, że dzieli nas od wyspy mojej nie tylko morze niezmierzone, lecz i nienawiść straszliwa władcy Krety? Czyż nie wiesz, że walcząc, trudząc się i unikając niebezpieczeństw, dążymy na spotkanie największego niebezpieczeństwa, jak gdyby bogowie, wyrwawszy nas z paszczy potworów, barbarzyńców i gromów burzy, czynili tak jedynie po to, by ucieszyć serce Minosa? Tak dawno opuściliśmy ów świat i tak silną jest rzeczą tęsknota, że wszyscy niemal zapomnieliśmy o najgorszym, które nas czeka nie tu, na obcych wodach, lecz tam, gdzie choć dokonaliśmy czynów wielkich, nikt nie powita nas jak bohaterów!... - Umilkł na chwilę. Później rzekł zniżając głos: - Uradziliśmy z boskim Widwojosem, że wpłynąwszy na wielkie Morze Pośrodku Świata wynajdziemy małą wysepkę lub inny odludny zakątek. Tam pozostając książę wyśle człowieka do Ariadny, by wybadał, czy sprzyja mu ona, a także drugiego, który pocznie rozpuszczać ^ wieści, że książę powrócił z wielkiej wyprawy wioząc niezmierzone bogactwa, lecz lęka się powrócić, gdyż brat jego dybie na żywot jego i syna jego. Wierzy on, że wówczas dojdzie być może do układów z Minosem lub nastąpi coś po jego myśli... Lecz sprawa ta wydaje mi się zdradliwa i pełna niebezpieczeństw, gdyż Minos nie jest głupcem, a potęga jego jest wielka...