Выбрать главу

    - Czemu książę nie chce poprowadzić okrętu ku twej wyspie, jeśli jest ona tak nieprzystępna, a przystań jej ukryta jest przed oczyma Krety i nie znana obcym?

    - Gdyż, aby uczynić to, musielibyśmy przebyć niemal całe morze, wymijając Kretę i wiele innych wysp pozostających pod władaniem podwójnego topora, a jest nie do wiary, by nie dostrzeżono tak potężnego okrętu, jaki nigdzie dotąd nie pojawił się na wodach świata. A gdy to nastąpi, Minos nie spocznie, póki nie odnajdzie brata swego. Czyż długo mógłby Widwojos żyć tu pod jego bokiem, aby nikt się o tym nie dowiedział i nie doniósł królowi? Jest z nami osiemdziesięciu wolnych ludzi. Wszyscy oni powracają z wielkim bogactwem. Jakże utrzymać ich przez czas długi na maleńkiej skalistej wysepce, nie dopuściwszy, by zbuntowali się lub umknęli chyłkiem, jeśli nie wszyscy, to część z nich? Czyż ubogi młody człowiek, stając się nagle bogaczem, zechce ukryć się i zakopać swój skarb, miast korzystać z radości życia uratowanego z tak wielu i tak straszliwych niebezpieczeństw, gdy dla zdobycia swych skarbów co dnia narażał głowę, a wielu jego towarzyszy padło w drodze i nigdy już nie ucieszą ich kobiety, piękne domy i winnice, które mogą na jedno skinienie stać się jego udziałem?... - Potrząsnął głową. - Gdyby nawet udało nam się dotrzeć niepostrzeżenie do wyspy mojej, wiem, że wkrótce poczęłyby się swary, ucieczki, doszłoby do tego, że bogom podobny książę, przestawszy być ich umiłowanym przywódcą, stałby się wraz z synem swym przeszkodą leżącą na drodze ich powrotu! Ileż trudu ponieśliśmy, by ustrzec go przed jednym nasłanym nań mordercą! A cóż stanie się, gdy niemal cała jego dawna załoga pojmie, że największym szczęściem dla nich będzie śmierć Widwojosa! Czyż któryś z nich nie uciekłby w końcu morzem skradzioną łodzią lub wraz z paru towarzyszami na jednym z okrętów, by powiadomić Minosa o miejscu, gdzie kryje się brat jego? Zdrajca ów mógłby wierzyć wówczas, że choć okręty kreteńskie przybędą na wyspę, by przemienić ją w cmentarzysko, on sam uratuje swe skarby i będzie żył szczęśliwie! I zapewne miałby słuszność. Lecz wówczas sprowadziłbym nieszczęście nie na boskiego Widwojosa jedynie, lecz i na ród mój cały, bowiem zginęliby wszyscy! Lepszą więc sprawą będzie czekać gdzieś w ukryciu i wierzyć, że bogowie, którzy tyle nam dobrego uczynili, zechcą uczynić jeszcze więcej!

    - Pojęłam twe słowa... -rzekła piękna Wasan. -1 choć pragnęłabym, aby syn twój lub córa, jeśli ci ją ześlą bogowie, narodzili się w domostwie, w którym ty ujrzałeś światło dnia, lecz stanie się tak, jak się stać musi. Wszelako pragnęłabym wielce, aby podróż ta dobiegła końca, gdyż przewiduję że niełatwo mi wkrótce będzie żyć na okręcie, a gdybym miała nieco lnu lub wełny, uprzędłabym dla mego dziecięcia powijaki i to, co godziwe, aby miało, gdy się narodzi...

    Uniosła głowę i próbowała się uśmiechnąć, lecz nagle złożyła ją na piersi małżonka swego i rozpłakała się cicho.

    Terteus objął ją ramieniem i stał spoglądając na morze, którego nie dostrzegał. Oblicze jego zasępiło się. Od chwili, gdy pozostawili Kamona, nie widział łez pięknej Wasan, a nie znajdował słów, które by je łatwo osuszyły.

    Po chwili jednak żona jego otarła powieki i roześmiała się.

    - Nie frasuj się mną, bowiem jestem jedynie niewiastą i jak ptak unoszony w przestworzu pragnę gniazda, by w nim spocząć. Lecz gdyby nawet syn twój miał narodzić się tu, będzie on kiedyś żeglarzem jak ojciec jego, a bóg twój Posejdon zapewne bardziej umiłuje zrodzonego na falach niźli tych, których narodziła ziemia!

    I uśmiechnąwszy się odeszła na tył okrętu, gdyż zbliżał się czas posiłku, który, jak to było w zwyczaju, odkąd wstąpiła na pokład Angelosa, przygotowywała wraz ze starym Nasiosem, zbyt sędziwym, aby ująć za wiosło lub linę żagla, a nie pragnącym być bezużytecznym wśród dzielnej załogi.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Człowiek ów zwał się Ekedamos

Tego dnia, nim słońce zanurzyło się w falach morza na zachodzie, ujrzeli pomiędzy sobą a dalekimi brzegami okręt sunący ku północy.

    Skręciwszy ku niemu, dostrzegli wkrótce, że jest to wielka łódź fenicka o niewielu wiosłach wspomaganych żaglem, taka, jakich używali kupcy tego ludu do przewozu swych towarów na niewielkie odległości po wodach przybrzeżnych między sąsiadującymi przystaniami. Płynęła powoli, głęboko zanurzona, najwyraźniej pod brzemieniem przewożonego na dnie ładunku.

    Na widok zbliżającego się potężnego okrętu Fenicjanin nie zawrócił ku brzegowi wiedząc, że nie zdążyłby się tam ukryć, lecz płynął dalej. Zapewne nie sądził też, aby na tych wodach, gdzie panowały okręty jego ludu, mogło mu coś zagrażać.

    - Cóż uczynimy, synu bogów? - spytał Terteus stojąc na dziobie w hełmie i z włócznią w dłoni. - Czy zatopimy ich, aby nie donieśli o naszym pojawieniu się na tych wodach?

    - Nim dobiją oni do swej przystani i nim wieść stamtąd rozejdzie się, będziemy daleko, zmierzając ku naszemu celowi... - Widwojos potrząsnął głową. - Lecz ludzie ci zapewne zamieszkują w pobliżu i znają drogę ku Bramie Świata, którą musimy przekroczyć.

    - Byłoby słusznym, gdybyśmy porwali jednego z nich, aby nam wskazał drogę... - rzekł Terteus. - A co mamy począć z nim, gdy nam tę drogę wskaże, postanowisz później, książę!