Выбрать главу

    A gdy to uczyniono, zwrócił się ku Widwojosowi.

    - Sądziłem, że dla wielu przyczyn lepiej będzie, aby okręt ów nie dopłynął już do swej przystani, lecz wiem, jak bardzo nie pragniesz, boski książę, abyśmy zabijali, jeśli da się tego uniknąć. Wszakże ci zajadli wrogowie twej krainy niegodni są, aby żyć, a okrucieństwo ich widzisz wypisane na grzbiecie tego szlachetnego żeglarza, który tak wiele od nich wycierpiał jedynie dzięki temu, że był poddanym władcy Krety, ojca twego.

    - Czyń, co ci się słusznym wyda! - rzekł donośnie Widwojos.

    - Dzięki ci, boski książę!

    Terteus zwrócił się ku swym towarzyszom nakazując rozkuć niewolników. Bowiem brak mu było rąk przy wiosłach, a gdyby ich nie wziął, musieliby zginąć wraz z innymi.

    Gdy wszelkie przedmioty i towary, wraz ze zdartym z masztu żaglem, przerzucono już na pokład Angelosa, Terteus podszedł ku stojącym pod masztem i przykrępowanym doń ciasno ludziom, by sprawdzić moc ich więzów. Gdy uzyskał pewność, że żaden z nich nie oswobodzi się, rzekł do swoich, aby wdrapali się na okręt i odczekawszy, aż pozostał tylko jeden z nich, Metalawos o potężnych ramionach, którego zatrzymał rozmyślnie, rzekł do niego:

    - Ujmij jedną z dwu okrętowych siekier, które kazałem tu pozostawić, a ja ujmę drugą, byśmy razem mogli szybciej wyrąbać dziurę w dnie tego okrętu! Lecz niechaj nie będzie zbyt wielka, aby mogli nacieszyć się jeszcze żywotem, wspominając, jak smagali grzbiety swych ofiar!

    l zabrali się do dzieła. A kiedy woda trysnęła im spod stóp pośród okrzyków przerażenia ludzi przywiązanych do masztu i ich błagalnych jęków, obaj pochwycili za liny rzucone im z burty Angelosa i wdrapali się tam pospiesznie.

    Potężny okręt drgnął i oddalił się, zataczając krąg. A choć rozwinięto żagiel, gdyż wiatr był sprzyjający, żaden z wioślarzy nie siadł ni legł na dnie, by zaznać wypoczynku, lecz wszyscy zgromadzili się spoglądając na fenicką łódź, która stała nieruchomo na morzu kołysząc się lekko.

    Milczeli, a z dala do uszu ich dobiegały żałosne okrzyki, lecz wkrótce szum fal i śpiew wiatru w linach zagłuszyły je.

    Zdawało się, że łódź trzyma się na powierzchni wód i pozostanie na niej, lecz oto nagle maszt przechylił się, a płaskie kamienie leżącego na dnie balastu, mającego utrzymywać ją w równowadze przeciw uderzeniom fal, pociągnęły kadłub w głąb i powierzchnia wód cicho zamknęła się nad fenickimi żeglarzami.

    A wówczas nagi człowiek o pooranym razami grzbiecie począł śmiać się głośno, lecz nagle ukrył oblicze w dłoniach i zapłakał.

    Wiedzieli, że nie opłakuje on prześladowców swoich, lecz bogowie różnie objawiają radość w człowieku uratowanym od zguby w chwili, gdy utracił już wszelką nadzieję.

    Białowłosy ujął go pod ramię i bezwolnego jak dziecko poprowadził na tył okrętu, aby piękna Wasan opatrzyła jego rany i mógł spocząć na posłaniu ze skór, nim nakarmią go i napoją.

    Człowiek ów zwał się Ekedamos i pochodził z Phaustos, gdzie rodzina dawno opłakała go jako zmarłego, gdy nie powrócił wraz ze swym okrętem.

    Gdyby nie on, nie wpłynęliby zapewne nigdy na Morze Pośrodku Świata, bowiem gdy tego wieczora przybili do bezludnego, porośniętego lasem wybrzeża, dostrzegł ich nadpływający okręt, który zawinął, także na noc, do małej ocienionej drzewami zatoki leżącej na południe od miejsca ich postoju.

    A że widok zbliżającego się ku brzegowi olbrzyma sunącego pod żaglem, na którym, choć odległość była wielka, dostrzec można głowę Byka, wydał się dowódcy owego fenickiego okrętu zdumiewający i groźny, nakazał on po zapadnięciu zmroku podnieść żagiel i chwycić za wiosła. A mimo że wypłynął właśnie z Gades powrócił tam pospiesznie, donosząc o nieznanym, płynącym z północy okręcie, który, niechaj Aszera Pani Mórz to poświadczy, nie mógł być okrętem fenickim, gdyż przewyższał je wszystkie swą potężną budową.

    Uwierzono mu, przepytawszy załogę, która także widziała ów okręt.

    Następnego ranka o wschodzie słońca dwadzieścia okrętów miasta Gades wypłynęło na morze, a pokłady ich roiły się od zakutych w spiż wojowników. Płynęły szeroko rozrzucone, badając zakątki wybrzeża i ujścia rzek, a także zapuszczając się na pełne morze. Wypatrywały go wszędzie, lecz gdy wreszcie dostrzegły ciemny kształt na widnokręgu, był to jedynie jeden z ich okrętów, powracający z towarami nadmorskiej osady na północnych brzegach krainy, zwanej później Akwitanią.

    Tego wieczora, gdy dostrzegł ich ów okręt fenicki, sam nie będąc przez nich widzianym, książę siedział przy ognisku i wraz z Terteusem przepytywał Ekedamosa o jego żywot niewolniczy wśród Fenicjan, o ich obyczaje i drogę, która leżała przed Angelosem.

    - Jesień jest tu porą piękną i ciepłą jak i na naszej wyspie, boski potomku bogów! - rzekł Ekedamos. - A choć wiosną morze to bywa niezmiernie burzliwe i nawet latem zatopiło już niejeden okręt, który nierozważnie zapuścił się zbyt daleko, tracąc ląd z oczu, lecz wierzyć można, że jeszcze przez trzy lub cztery dziesiątki dni fale nie poczną ryczeć i tłuc o brzeg. A że Gades jest grodem potężnym o wielu okrętach i licznym wojsku, ostatnim z wielkich miast świata i jedynym leżącym za Słupami Bramy, więc zatopiliby was lub gonili na południe, póki nie dognaliby gdzieś z pomocą innych. Bowiem morze, przez które musimy się przedrzeć, i wybrzeża jego, są we władzy Fenicjan. A strzegą go oni zazdrośnie i nigdy żaden obcy okręt nie zapuścił się na nie. A nawet w pobliże jego nie dotarły okręty kreteńskie. Mnie także pojmano o wiele dni drogi na wschód, a choć byłem już doświadczonym żeglarzem, nie wiedziałem wówczas o owej drodze zwanej Drogą Cynową, którą Fenicjanie sprowadzają ów najcenniejszy kruszec z Wysp Północy. Gades jest największym grodem nadbrzeżnym na owej drodze, lecz na całym wybrzeżu Fenicjanie utrzymują wiele przystani. Gdy uda się nam wyminąć je i gdy miniemy pilnie strzeżoną Wielką Bramę prowadzącą ku Morzu Pośrodku Świata, wówczas po wielu dniach żeglugi ze sprzyjającym wiatrem być może ujrzymy brzeg sycylijski i rozpocznie się tam świat bezpieczniejszy znacznie, gdyż imię Krety budzi postrach i posłuszeństwo...