Widwojos wymienił szybkie spojrzenia z Terteusem, lecz uratowany przez nich kapitan nie dostrzegł tego. Widząc niemal całą załogę skupioną wokół ogniska i słuchającą jego stów, ciągnął dalej szczęśliwy, że znów słyszy z własnych ust mowę ojczystą i ma przed sobą ludzi, którzy ją pojmują.
- Rzecz więc w tym, aby okręt twój, panie, mógł przemknąć się wzdłuż wrogich wybrzeży ku południowi, a później na wschód, aż wreszcie ujrzysz z dala góry na północy i na południu, a pomiędzy nimi bramę, która prowadzi do Morza Pośrodku Świata. Wiele jest tam w pobliżu osad fenickich i wiele okrętów czuwa, aby nikt nie przedarł się przez Bramę, za którą Fenicjanie prowadzą handel z barbarzyńskimi ludami zachodu. A ludów tych jest wiele, jak to sami ujrzeliście własnymi oczyma, przemierzywszy wielką połać świata, która mnie jest nieznana, choć sądziłem dotąd, że jako jedyny syn Krety znam lądy i morza, o których nigdy mi nie będzie danym opowiedzieć, gdyż zginę marnie pod batami tych fenickich psów...
Urwał na chwilę i potarł czoło, jak gdyby myśli jego pomieszały się nagle z radości i znużenia.
- Jakże więc radzisz nam płynąć teraz, jeśli w drodze wyminąć mamy wielkie grody z licznymi okrętami i wojskiem? - zapytał Terteus.
- O tym właśnie pragnąłem wam rzec! - ożywił się ponownie Ekedamos. - Gdy wyruszymy o świcie, natrafimy, płynąc u wybrzeży, na ujście wielkiej rzeki, a Gades znajduje się za nią ku południowi strzegąc Bramy Świata, od której dzieli ów gród dzień żeglugi przy pomyślnym wietrze... Lecz wybrzeże wygięte jest tu jak ułamana połowa koła i cofa się w głąb. Jeśli więc wyruszymy jutro o świcie, powierzycie swój los bogom i przetniecie morze, wówczas będziemy płynąć z dala od lądu przez "dni dwa i dwie noce, a trzeciego dnia o świcie winniśmy ujrzeć na wschodzie Bramę Świata. Kto raz ją ujrzał, ten nie zbłądzi nigdy i rozpozna ją pośród innych gór i wzgórz na widnokręgu... Wówczas, opuściwszy żagiel i położywszy maszt, aby nikt nas nie mógł dostrzec z wielkiego oddalenia, ruszymy z nastaniem zmroku ku Bramie i miniemy ją nocą, bowiem jest ona szeroka, tak że nawet za dnia okręt będący u jednego jej krańca nie ujrzy okrętu przepływającego w pobliżu przeciwległych brzegów. Pamiętać nieustannie trzeba, że strzegą jej Fenicjanie wielce czujnie. Bogowie jednak chcą, że nadpłyniemy z zachodu, skąd nie mogą spodziewać się obcego okrętu, gdyż nikt prócz nich nie przemierza owych wód, a baczą oni pilnie, by ktokolwiek nie wydostał się Bramą ze wschodu. Tak więc jeśli przybliżymy się nocą do przeciwległego południowego krańca Bramy, a nieszczęśliwy traf nie postawi wrogów na naszej drodze, możemy przedostać się niepostrzeżenie. Jeśli nie uczynicie tak, być może także uda się wam przedostać, lecz stoczyć będziecie musieli bój na morzu z przeważającym nieprzyjacielem. A mając z sobą mnie, który pragnie wywdzięczyć się za uratowany żywot, miejcie pewność, że rada, którą wam daję, jest tą, którą przyjąłbym, gdybym sam dowodził okrętem waszym!
- Cóż... - rzekł Terteus po krótkim namyśle. - Jeśli rzekłeś to ty, Ekedamosie, który sam byłeś dowódcą okrętu, a jako niewolnik wielokrotnie przemierzałeś te wody i znasz grody naszych wrogów na równi z położeniem brzegów, obok których mamy płynąć, kogóż mamy posłuchać, jeśli nie ciebie? Sami nie byliśmy tu nigdy, a pragniemy żywot nasz ocalić, podobnie jak ty pragniesz ocalić swój. Czy przyzwalasz, boski książę, abyśmy uczynili, jak radzi ów nieszczęsny i doświadczony żeglarz?
A gdy Widwojos skinął głową, załoga, uspokojona i z rosnącą nadzieją w sercach, legła przy ognisku, pozostawiając strażom czuwanie nad snem swym i okrętem.
Przed świtem dnia następnego wyruszyli nie kierując się ku południowemu wschodowi wraz z linią wybrzeża, lecz wprost na południe, oddalając się od lądu i wychodząc na pełne morze. A gdy słońce zaczęło opadać, ziemia przemieniła się w pasmo niknących w wielkim oddaleniu wierzchołków górskich;
I tak nie wiedząc o tym wyminęli okręty miasta Gades, choć niewiele brakowało, . by ów, który płynął na skraju szeregu, dostrzegł ich, mimo że opuścili żagiel, posuwając się na wiosłach i wyjęli maszt z otworu grubego kloca, w którym zwykle tkwił.
Drugiego dnia o zmierzchu Ekedamos rzekł, że znajdują się naprzeciw Bramy Świata.
Morze nadal było spokojne, lecz łagodne fale urosły i stały się tak wielkie, że każda z nich unosiła okręt na swym grzbiecie. Angelos ześlizgiwał się miękko w doliny, by później znów unieść wysoko w górę. Ustawiwszy dziób pod wiatr, który wiał ku lądowi, czekali zapadnięcia nocy.
- Tu nie ujrzy nas nikt! -rzekł Ekedamos do Terteusa, gdy stali obaj na rufie okrętu wraz z nie odstępującym sterów Eriklewesem, wpatrując się w dalekie góry na widnokręgu. - Albowiem tędy nie wiedzie droga ku żadnemu lądowi, a Fenicjanie wierzą, że nie ma za morzem tym niczego, prócz pustki. Gdyż wielu z nich wypływało tam, poszukując nowych lądów, gdzie mogliby znaleźć przystań i za towary swe kupować inne. Lecz nie znaleźli, choć niejeden z nich płynął przez wiele dni. A wielu nie powróciło, niechaj Posejdonowi będą dzięki za to! Wierzyć trzeba, że morze owo jest bez kresu.
- Kiedyż chcesz, abyśmy ruszyli ku Bramie Świata? - spytał Terteus. - Gdyż wydaje mi się ona odległa, a jeśli nie zdążymy przebyć jej nocą, wówczas, jak sam rzekłeś, wrogowie nas dostrzegą.
- Możemy zawrócić dziób okrętu już teraz, lecz wiosłować trzeba powoli i zbliżyć się przed zapadnięciem zmroku pilnie bacząc, czy nie ujrzymy żagla na widnokręgu. A płyńmy nadal nie stawiając masztu, a jedynie pracując wiosłami. Oby bogowie zesłali nam noc ciemną!
Noc nie była jednak tak ciemna, jak tego pragnęli, gdyż świecił księżyc. W blasku jego i bladym świetle gwiazd dostrzegli wyraźnie ostrą, wysoką skałę po lewej ręce, wybiegającą w morze. Drugi kraniec cieśniny był pogrążony w mroku, a choć Terteus pragnął płynąć z dala od brzegów, posłuchał znów rady Ekedamosa, gdyż ów rzekł że okręt płynący środkiem wód łatwiej będzie dostrzeżony niźli ów, który przemyka się wzdłuż brzegów pod niebotyczną skałą.