Выбрать главу

    I odszedł śmiejąc się cicho, by lec na nagich deskach pokładu z tarczą pod głową, bowiem noc była ciepła.

    A Białowłosy pozostał wsparty łokciami o wysoką burtę okrętu, rozmyślając nad jego słowami, które brzmiały mu jeszcze w uszach, gdy noc zapadła i czarny okręt zanurzył się w srebrny mrok, sunąc cicho po falach rozjaśnionych księżycem.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Sam bądź księciem

Chciał los lub może bogowie, których myśli wysokie nieznane są śmiertelnym, zapragnęli, by książę Widwojos był szczęśliwy na krótko, skoro nie na zawsze.

    Bowiem na dziesiąty dzień, gdy opływali od południa Sycylię, nie napotkawszy żadnego okrętu i przybiwszy uprzednio po dwakroć do bezludnych brzegów południowych, z których rozciągał się widok na płaską, bezbrzeżną krainę stepową ogrzewaną gorącym słońcem tych okolic, postanowili zawinąć do brzegu po raz trzeci dla nabrania świeżej wody. A gdy żeglując wzdłuż skalistego wybrzeża, opływali wysunięty przylądek, ujrzeli naprzeciw dwa okręty płynące w niewielkiej odległości. Zbyt późno było skryć się przed nimi, lecz spotkanie to wielce zaniepokoiło Terteusa, gdyż płynęli pod wzdętym żaglem, na którym widniała wypłowiała już od słońca i wichrów, lecz wciąż jeszcze wyraźna głowa Byka. Zresztą sam potężny kadłub Angelosa kazałby każdemu żeglarzowi zapamiętać go i opowiedzieć o tak przedziwnym spotkaniu w najbliższej przystani, do której zawinie.

    Niepokój ów przeszedł w trwogę, gdy dostrzegł, że jeden z nich był kreteńskim okrętem kupieckim, a drugi, smukły, niski pięćdziesięciowiosłowiec o szerokim żaglu, stanowił jego ochronę. Mieli zapewne w ładowni drogocenny ładunek albo też okrętem kupieckim podróżował dostojnik dworski dążący do posiadłości sycylijskich Minosa.

    Klnąc w duchu na swą nieostrożność, nakazującą mu przybliżyć się do owych brzegów, choć wiedział, że leżały one już na granicy morskiego państwa Krety, Terteus podbiegł do Widwojosa stojącego pod masztem i także wpatrującego się w okręty, które zwolniły na ich widok.

    - Cóż poczniemy, boski książę? Czy uderzymy na nich wierząc, że uda nam się zatopić oba wraz z ludźmi, aby nie uszedł nikt, kto doniesie bratu twemu, że żyjesz i powróciłeś?! Mów prędko, błagam cię, bowiem zbliżają się ku nam!

    Spoglądał z napięciem w oblicze księcia. Choć walka nie byłaby łatwa, gdyż pięćdziesięciowiosłowiec prócz wioślarzy miał na pokładzie dobrze uzbrojonych żołnierzy, a i na okręcie kupieckim zapewne także było wielu takich, którzy władali bronią, wierzył, że uderzywszy znienacka może zatopić dziobem okręt wojenny, a wówczas drugi stałby się ich łupem bez trudu.

    - Nie uderzę nigdy na okręt mego ludu, jeśli nie rozpocznie on walki z nami! - rzekł spokojnie książę. - Jeśli tak być musi, niechaj królewski brat mój dowie się, że żyję i powróciłem. Morze jest wielkie i wiele jest miejsc, gdzie możemy skryć się przed Minosem, wyminąwszy tę wielką wyspę. Niechaj płyną, dokąd ich wiatr prowadzi!

    Lecz okręty zwolniwszy zatrzymały się, a Terteus spoglądał na nie bezsilnie, klnąc w duchu zniewieściałość książąt, gdyż pojmował, że gdy wieść ta dotrze do Minosa, Angelos przemieni się w zwierzynę ściganą, gdziekolwiek się ukaże, i poszukiwaną przez niezliczone okręty i szpiegów na lądzie.

    Wielki okręt wszedł z wolna pomiędzy oba mniejsze, mijając oba w niewielkiej odległości.

    - Angelos! Angeles! - zaczęto wołać na obu pokładach i dostrzegli, że ludzie rzucają się ku burtom, wpatrując się w nich ze zdziwieniem. - Król nasz! Król! Minos!

    I oto dostrzegli, że ludzie na okrętach prostują się wyciągając ramiona.

    Terteus zmarszczył brwi. Stojący pod masztem Widwojos rzekł do Perilawosa, który stanął przy nim:

    - Czy słyszysz, synu mój? Cóż wołają owi ludzie?

    - Zatrzymać okręt! - krzyknął nagle Terteus. - Zawracamy!

    Z wolna wiosła uniosły się, opuszczono żagiel i czarny potężny kadłub pochylił się lekko, gdy wiosła na jednej burcie znów opadły razem, a Eriklewes przyparł stery. Angelos zatoczył krąg na spokojnych wodach zatoki i zbliżył się do stojących okrętów.

    - Kim jesteście? - zawołał Terteus.

    - Płyniemy z Amnizos do sycylijskich przystani wioząc ładunek! - odpowiedział stojący przy burcie człowiek O pięknie utrefionych włosach i z kryształowym łańcuchem na obnażonej piersi. Lecz głos jego łamał się z przejęcia. - Czyż nie jest to Angelos? Okręt, którym syn bogów Widwojos wyruszył na swą wyprawę po bursztyn?!

    - Jest to Angelos! - rzekł jasnym, donośnym głosem książę. - A jam jest Widwojos! Czyż nie poznajesz mnie?

    Człowiek ów nie odpowiedział. Uniósł ramiona, opuścił nisko głowę i trwał tak wraz z całą swą załogą i żeglarzami stojącymi na drugim okręcie. Zapadła cisza.

    - Bądź pozdrowiony, Minosie, władco nasz i królu! - rzekł wreszcie ów człowiek drżącym ze wzruszenia głosem. - Zwątpiliśmy, czy żyjesz jeszcze, choć po śmierci brata twego boska Ariadna rozkazała, by lud cały czekał rok na wieść od ciebie, nim obiorą królem dziecię córy jej siostry, w którego żyłach także płynie święta krew wasza!

    - Ojcze! - rzekł Perilawos. - Czy słyszysz?! Lecz Widwojos nie odpowiedział. Stał patrząc niewidzącymi oczyma na morze i kołyszący się przed nim na falach niski okręt, z którego dobiegał ów głos, wieszczący mu, że może powrócić w tryumfie do domu przodków swoich i odbudować chylące się do upadku królestwo, on, bohater największej z wypraw morskich, którego opłakali już zapewne, mając go za umarłego!

    - Kiedyż umarł brat mój i król?

    - Gdy nastała pora burzliwego morza-Choroba obaliła go wówczas i nie wstał już więcej z łoża. A złożono go do grobu, nim nastała wiosna.