Выбрать главу

    A gdy dokonali dzieła zniszczenia i nie pozostał przy życiu nikt, na kim spoczęły ich oczy, ani też choćby jeden dom, odpłynęli ku innym wyspom, gdzie jeszcze włada Kreta, by wyciąć do ostatniego wszystkich, którzy służyli dwuramiennemu toporowi. Zatapiali też każdy okręt wraz z załogą, nie bacząc na ładunek, jak gdyby nie pragnęli wzbogacić się, lecz jedynie niszczyć.

    Człowiek ów rzekł także księciu, że skrywszy się na wierzchołku góry patrzył, gdy odpływali na v-schód, a nigdy nie widział tak wielu okrętów, bowiem całe morze pokryte było żaglami.

    Pragnął jeszcze mówić o zagładzie Amnizos, lecz siły opuściły go i omdlał.

    Boski Widwojos, który nie odezwał się od chwili, gdy postawił stopę na brzegu, rzekł patrząc na niego:

    - Oto mój jedyny poddany, którego jestem królem! Więc po to opłynąłem świat, synu mój, abym cię przywiódł na powrót do miejsca, gdzie już nie nienawiść brata mego, lecz świata całego ścigać nas będzie, a gdy dowiedzą się, że ocalał ktoś ze świętego rodu Byka, zagnają nas jak dzikie zwierzęta w matnię i będą tropili tak długo, aż padniemy bez sił! A wówczas rozszarpią nas, by zaspokoić wreszcie swą nienawiść i zdusić na zawsze trwogę, którą budzi w nich nasze imię!

    Z wolna przesunął ręką po czole i postąpił ku potrzaskanej krawędzi pałacowego dachu, na którym stali spoglądając na morze ruin w dole.

    - Czemu nie zginąłem od barbarzyńskiej strzały? - rzekł cicho. - Usypalibyście mi mogiłę wysoką w dalekiej krainie i opłakalibyście mnie. Leżałbym w niej cicho, nie wiedząc, że oto świat runął w chwili, gdy wierzyłem, że włożę na twoje skronie, synu, koronę Minosa! Umarły śniłbym o brzegach ojczystych. Lecz oto sny moje wszystkie leżą tu pogrzebane w prochu, a ja żyję!

    Odwrócił się ku Perilawosowi, który stał za nim zaciskając wargi, wsparty na włóczni.

    - Jesteś już dojrzałym mężem - rzekł Widwojos z łagodnym zdumieniem, jak gdyby dostrzegł to po raz pierwszy. - Jeśli masz uratować żywot, lepiej będzie, gdy zostaniesz sam. Jesteś młody i być może odnajdziesz szczęście, choćby nie nadeszło ono w koronie! Bowiem młodość sama jest królestwem!

    Wyciągnął rękę i lekko dotknął oblicza syna, lecz wnet cofnął ją. Odwróciwszy się nagle, rozpostarł ręce i bez okrzyku runął w dół z dachu jak wielki ptak trafiony w locie strzałą.

    Usłyszeli łoskot ciała uderzającego o kamienne ruiny w dole.

    A gdy dnia następnego powrócili z gór, gdzie pochowali ciało bogom podobnego Widwojosa w głębokiej mogile, owinąwszy je wprzódy wielkim żaglem, na którym wyobrażona była głowa Byka, pod którą przemierzył świat cały, i złożywszy na piersi jego kamienny topór Minosa, dar Ariadny, zeszli ku umarłemu miastu i stanęli na nadbrzeżu wiedząc, że nadszedł czas, aby każdy z nich rzekł, co czynić zamierza.

    Lecz wszyscy w milczeniu spoglądali na Perilawosa, który od śmierci ojca nie przemówił słowa.

    Terteus zwrócił się ku niemu teraz i skłoniwszy głowę rzekł:

    - Perilawosie, choć królestwo twoje legło w gruzach i zapewne nigdy już nie dźwignie się, gdyż nie zezwolą na to jego wrogowie, jesteś, póki żyjesz, władcą tej ziemi, więc zezwól, że oddamy ci cześć, gdyż nadszedł czas, abyśmy się rozstali.

    Mówiąc to przyłożył dłoń do czoła, a inni uczynili podobnie, kłoniąc głowy. Gdyż taka jest moc imienia królewskiego, że choć był ich towarzyszem, jednym z najmłodszych, lecz teraz uczcili w nim jego boskich przodków.

    Terteus, mimo że radował się w sercu widząc tak straszliwy upadek Krety, bolał nad śmiercią Widwojosa, który był człowiekiem szlachetnym i mężnym, nie znającym okrucieństwa.

    Perilawos uniósł głowę i spojrzał na nich, jak gdyby nie pojmując.

    - Czemuż mamy się rozstawać? - rzekł i nagle jego oblicze oblało się smutkiem. - Masz słuszność, Terteusie.

    Bowiem każdy, kto pozostanie ze mną, zginie, gdy wrogowie Krety dowiedzą się, że żyję. Odejdźcie więc w spokoju, przyjaciele!

    - Cóż chcesz rzec przez to? - Terteus oblał się rumieńcem. - Sądziłem, że pragniesz pozostać z tymi, którzy nie pragną odpłynąć, a są z twego ludu.

    - A gdzież mogę stąd odejść? - Perilawos uśmiechnął się bezradośnie. - Czy znasz krainę, która przyjmie mnie, dziedzica tronu Minosa, syna Krety, której świat cały nienawidził i którą zniszczył, tak że nie pozostało z niej nic prócz wspomnienia, choć tak niedawno rządziła morzami?

    - Cóż więc zamierzasz uczynić? - zapytał Terteus.

    - Mógłbym idąc w ślady ojca mego rzucić się ze skały "w morze lub wbić sobie miecz w serce... Być może oszczędziłoby mi to cierpień, które wrogowie moi zechcą mi zadać. Któż bowiem uwierzy, że nie pragnę i nie pragnąłem nigdy być władcą, choć ojciec mój pragnął tego dla mnie. A żywot, który wiodłem od chwili, gdy wyruszyliśmy na sławną wyprawę naszą, był mi najmilszy. Gdyż bliższy byłeś mi ty i Białowłosy, i Harmostajos o wesołym obliczu, i wy wszyscy niźli wszystkie królestwa świata, choć jakże miałem to rzec ojcu memu?

    Zamilkł.

    - A gdybyś... - rzekł nagle Terteus i zamilkł zmieszany, lecz przemógł się i ciągnął dalej: - Skoro królestwo twoje legło w gruzach, a nie pragniesz odejść w góry, by zebrać tych, którzy jeszcze pozostali, i władać nad nimi, czemuż miałbyś nie wyruszyć z nami? Angelos stoi w przystani i czeka, byśmy zasiedli do wioseł!

    - A czy nie lękałbyś się, gdybym zamieszkał na wyspie twojej, Terteusie?

    - Jeśli zechcesz tam zawitać, któż dowie się o tym? Odpłynąłeś stąd niemal jako dziecię, a powróciłeś jako rosły młodzieniec! Nikt cię nie pozna, a wierni towarzysze twoi tu zebrani nie zdradzą cię! A że świat dawny runął i nikt już nie włada morzami, czemuż nie mielibyśmy wkrótce wyruszyć, by założyć nowe królestwo w miejscu odludnym lub pokonawszy barbarzyńców, którzy je zamieszkują, jak to czynili nasi ojcowie, a i twoi także, gdy przybywszy na Kretę zdobyli ją?