Indra, która powinna była spać, by nabrać sił przed odjazdem, leżała rozbudzona, wsłuchiwała się w ciszę spowijającą Królestwo Światła oraz w żałosne, często jednak nienawistne, śmiertelne wrzaski z zewnątrz i z wolna poddawała się miażdżącemu przerażeniu.
Zasnęła dopiero, kiedy dzień się już zbliżał i pojawiło się znowu światło mniej więcej tak, jak na powierzchni Ziemi o świcie.
Nigdy przedtem nie zdarzyło się, by Święte Słońce samo z siebie stłumiło blask.
Rynek w mieście Saga wprost kipiał życiem, zewsząd rozlegały się ogłuszające hałasy. Dwa ogromne Juggernauty wjechały na środek, przesłaniając widok, a w dodatku czyniły okropny zgiełk, kiedy Madragowie ustawiali je jeden za drugim. Pojazdy były gotowe do drogi, wyposażone dużo bardziej komfortowo niż wtedy, kiedy członkowie ekspedycji pośpiesznie wyruszali do Ciemności, by uratować jelenie olbrzymie.
Przeżyli wtedy pełną niebezpieczeństw podróż. Mimo wszystko jednak w porównaniu z obecną wielką wyprawą była to raczej niedzielna wycieczka za miasto. Wtedy bowiem oddalili się jedynie kawałek od murów otaczających Królestwo Światła.
Tym razem zamierzali się wyprawić znacznie dalej. Mieli podróżować przez dzikie, nieznane okolice do śmiertelnie niebezpiecznego górskiego masywu.
Indra stała razem z Siską i przyglądała się grupie wybranych, a przynajmniej tej jej części, której nie zasłoniły Juggernauty. Siska również należała do wybranych. Indra, niestety, nie, ale ubłagała, by pozwolono jej pojechać. Wiedziała bowiem, że niewielkie są szanse na to, by uczestnicy ekspedycji kiedykolwiek powrócili do domu. Nie chciała zaś w ten sposób utracić Rama ani innych przyjaciół. Jeśli mają umrzeć, pragnęła być z nimi, a nie siedzieć w domu i tęsknić przez całe życie, zastanawiając się, czy przypadkiem wkrótce się nie odnajdą.
Wobec tego argumentu Ram musiał ustąpić, zwłaszcza że wiedział, iż to jego przede wszystkim Indra ma na myśli, a także dlatego, że sam również miotał się między pragnieniem zabrania jej ze sobą, a chęcią zapewnienia ukochanej bezpieczeństwa. No i w końcu dał za wygraną. Indra uściskała go serdecznie.
Któregoś wieczoru razem przeglądali listę uczestników ekspedycji. Indra była zdumiona, że tak niewielu Strażników wyrusza do Ciemności, sądziła, że wybrani bardzo by potrzebowali ich ochrony.
Ram, przyglądając się pochylonej nad listą dziewczynie i uświadamiając sobie, jak bardzo ją kocha, odpowiedział na to: „Nie ma sensu wysyłać Strażników, Indro. Wielu z nich już podejmowało wyprawy w tamte rejony, ale wróciło tylko dwoje, Hannagar i Elja. Sama widziałaś, w jakim stanie znaleźli się w domu!”.
„Tak – skinęła głową. – Przeniknięci złem, gotowi zniszczyć całe Królestwo Światła i wszystko na świecie”.
„No właśnie. Nie potrzebujemy ani broni, ani siły fizycznej, lecz ludzi obdarzonych specjalnymi umiejętnościami”.
Tak jest, Indra zdawała sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie ona nie została wybrana. Nie posiadała bowiem żadnych specjalnych umiejętności, nosiła w sobie jedynie wyniszczającą i zakazaną miłość do Rama. Ale on powiedział, że chętnie ją zabierze ze względu na jej poczucie humoru. Zdarzy się pewnie nie raz, że będą tego potrzebować.
Domyślała się, że Ram pozwala jej jechać, bo sam bardzo tego pragnie. Czytała to w jego oczach, poznawała po cieple jego dłoni.
Głównym szefem ekspedycji został Obcy imieniem Faron. Z tego, co Indra słyszała, zajmował miejsce usuniętego Talornina. Dla niej jednak i dla Rama niewiele z tego wynikało. Sądziła, że skoro Talornin był przeciwny ich związkowi, to Faron sprzeciwi mu się jeszcze bardziej stanowczo.
Najbliższymi współpracownikami Farona podczas wyprawy i jego doradcami mieli być Marco i Ram. Dolg zajmował wyjątkową pozycję, był strażnikiem dwóch świętych kamieni, a pomagał mu jego stary przyjaciel i opiekun, Cień.
Indra dostrzegła też Shirę i Mara, wiedziała, że Shira zdołała kiedyś dotrzeć do źródła jasnej wody. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że nieszczęsna dziewczyna bardzo się boi ponownej podróży do źródeł. Ale przecież to nie miała być taka sama wyprawa, Shira nie będzie musiała znowu przeżywać tego całego koszmaru, może natomiast wskazać im drogę. Zresztą Ram powiedział, że Shira nie musi iść aż do samego końca. Samuraj, którego nazwano Yorimoto, przyłączył się do nich, podobnie jak Sol. To przecież ona uratowała Yorimoto, uwolniła go z tej upokarzającej półegzystencji na wymarłych bagnach, gdzie żył pod postacią Krzykacza. Dzisiaj Sol była bardzo podniecona i egzaltowana, nie mogła usiedzieć na miejscu, to przecież miała być jej próba, od tego zależało, czy będzie mogła znowu stać się prawdziwym człowiekiem. Na czas wyprawy pozwolono jej zachować cechy zarówno ducha, jak i człowieka, i tego właśnie pragnęła dla siebie na przyszłość. Chociaż Marco był nieubłagany: jeśli uda im się powrócić do Królestwa Światła – zapowiadał – Sol będzie musiała wybierać. Albo jedno, albo drugie. Bardzo trudna sytuacja dla kochającej życie czarownicy.
Wszędzie aż się roiło od krewnych i przyjaciół, którzy przyszli żegnać odjeżdżających. Popłynęło wiele łez, bo nikt nie wiedział, czy bliscy powrócą, a jeśli tak, to w jakim stanie. Czy w takim jak Hannagar i Elja?
Indra pożegnała się już ze swoją małą rodziną, z ojcem Gabrielem, młodszą siostrą Mirandą i Gondagilem. Początkowo Gondagil należał do wybranych i miał brać udział w ekspedycji, znał przecież okolice. Ale kiedy okazało się, że Miranda oczekuje dziecka, a ponadto ekspedycja powinna była liczyć jak najmniej członków, postanowiono, że Gondagil zostanie w domu. Będzie potrzebny w Królestwie Światła.
Indra widziała Uriela i Taran upominających swego syna, Joriego, który starał się im wyrwać. Oboje rodziców roznosiła duma, że znalazł się w grupie wybranych, ale chociaż Taran żartowała sobie z niego: „Teraz musisz pokazać, że jesteś naprawdę wnukiem Czarnoksiężnika, synku!” – to Indra widziała, że biedaczka jest głęboko wzruszona i przerażona, bo wysyła jedyne dziecko na łaskę i niełaskę nieznanych, mrocznych sił.
Pojawiło się też wielu Indian, którzy przyszli oddać cześć swemu bohaterowi, Oku Nocy, i wykonać kilka ostatnich rytuałów mających zapewnić ekspedycji szczęście i powodzenie. Narzeczonej Oka Nocy z nimi nie było. Berengaria też nie przyszła. Wyglądało na to, że wielbicielki młodego Indianina nie są w stanie się z nim żegnać. Strażnik Góry i sympatyczna Fionella stali z Armasem. Ojciec miał surową minę, Fionella natomiast nawet nie próbowała ukrywać łez. Była zawsze szczerą i prostą istotą, która okazywała swą dobroć i inne uczucia bez żadnej powściągliwości.
Czwórka Madragów skupiła się w gromadkę, obejmując się nawzajem, wzruszona uroczystym nastrojem.
Nie należało chyba pozbawiać Królestwa Światła wszystkich najlepszych jego mieszkańców. Dlatego właśnie wielu takich, którzy powinni by wyruszyć na wyprawę, pozostawało w domu. Na przykład Jaskari. Strażnicy Rok, Goram i Tell. Móri. Nataniel też miał różne sprawy do załatwienia na miejscu. Zostawała większość duchów Móriego i Ludzi Lodu, ponieważ Królestwo Światła potrzebowało ich opieki. Dziewczęta, z wyjątkiem Siski, nie mogły nawet śnić o wyjeździe. Jedynie Indra zdołała uprosić, by jej pozwolono.
Jeśli chodzi o resztę, to Elena nie marzyła o podróży, natomiast Berengaria i Sassa zbuntowały się i chodziły obrażone. Głównie na Rama, który stanowczo odmawiał ich prośbom. Nie chciał zabierać Berengarii, ona zawsze wprowadza zamieszanie i niepokój, a że była ostatnio zakochana w Armasie, mogło dojść do nieoczekiwanych konfliktów. Sassa płakała i dawała wyraz przekonaniu, że wszyscy są wobec niej niesprawiedliwi, na nic jej się nie pozwala. A przecież jest już naprawdę dorosła. Inni jednak uważali, że piętnaście lat to nie jest jeszcze wiek, który może wzbudzać szacunek.