– Tę rozległą dolinę, którą jechaliśmy dzisiaj, znamy od dawna ze starych opisów badaczy, którzy żyli tutaj przed nami…
Ciekawe, kim byli? zastanawiała się Indra. Myślałam, że wy jesteście najstarsi, że to wy byliście tutaj pionierskimi istotami. Ale nigdy nie wiadomo. Historia Królestwa Światła jest pełna tajemnic, dokładnie tak samo jak historia Obcych.
Faron mówił dalej:
– Ale właśnie przebyliśmy już większą część znanego nam terenu. Teraz, to znaczy od punktu, w którym wzgórza po obu stronach stają się coraz wyższe, wystarczy przejechać jeszcze kawałek i dolina rozdzieli się na dwoje. Dalej już nikt z Królestwa Światła nie dotarł. Zwykle zawracano przy tym rozwidleniu w nadziei, że będzie można tam wrócić później. Ale nigdy do tego nie doszło. Dopiero teraz.
– Tylko że Czarnych Gór na razie nie widać – rzekł Tich.
– Rzeczywiście nie, wzgórza i wysokie drzewa przesłaniają widok. Poza tym jest bardzo ciemno.
– Natomiast straszne krzyki jakby przybrały na sile – wtrącił Chor.
– To prawda. Niewątpliwie zbliżamy się do nich. Jest wiele spraw w Ciemności, o których nie mamy pojęcia – przyznał Faron. – Zostawialiśmy tę okolicę w spokoju od czasu, kiedy u zarania dziejów pierwsi Obcy przeprowadzili tutaj badania. Wiemy, że wtedy ten teren był zamieszkany przez osobliwe stworzenia, później przybyły też liczne grupy innych, bo, jak się orientujecie, nie wszystkie drogi wiodące do centrum Ziemi prowadzą do Królestwa Światła. Wielu przybyszów, którzy zostali w Ciemności, to spokojne istoty, tak przynajmniej uznała Miranda, siostra Indry. Wycierpiały one wiele. My jednak nie byliśmy w stanie im pomóc. Większość plemion żyła tu swoim życiem, ponieważ Królestwo Światła jest naszym państwem, a Ciemność ich. Nie mamy prawa im się narzucać. Wszyscy zaś wiecie, że zadaniem naszej ekspedycji jest spróbować usunąć zagrożenie płynące z Gór Czarnych oraz stworzyć eliksir, który pomoże nam ofiarować światło również temu mrocznemu światu.
– Naszego światła potrzebuje też świat zewnętrzny – wtrąciła Sol. – Tamten świat strasznie cierpi, nierozumni ludzie przez setki lat poczynili wiele szkód.
– To prawda. Czas nagli, jeśli nie zdołamy powstrzymać zniszczenia, ludzkość skazana jest na zagładę – potwierdził Faron.
– A kiedy dotrzemy do rozwidlenia doliny? – zapytał Armas.
– Pewnie jutro – odparł Faron. – Myślę, że znajdujemy się gdzieś w pobliżu. Wtedy będziemy musieli dokonać wyboru, ale nie martwmy się na zapas. Pozwólcie, że wzniosę toast za powodzenie naszego przedsięwzięcia.
Wszyscy spełnili toast, nawet Sassa, której nalano do kieliszka musującego słodkiego napoju. Tsi opróżnił swój kieliszek jednym haustem i wyciągnął go ponownie z prośbą o jeszcze. Ale nic więcej już nie dostał.
Zebrani świetnie rozumieli dlaczego, tylko Tsi był rozgoryczony. Po jedzeniu nadeszła pora na sen. Mieszkańcy Królestwa Światła przywykli do równomiernego dobowego rytmu. Wiedzieli wprawdzie, że tutaj, w Ciemności, panuje inny podział czasu, ale nie zwracali na to uwagi.
Wkrótce Juggernaut 1 pogrążył się w ciszy.
Siska, leżąca na najwyższej koi, nie zdążyła jeszcze zasnąć, gdy stwierdziła, że ktoś się zakradł do jej maleńkiej alkowy.
Miała dość rozsądku, by nie zacząć krzyczeć. Przecież chyba nie musi się niczego bać?
Poczuła czyjąś dłoń na wargach, pochylił się nad nią jakiś cień. Dziewczyna jednak spokojnie odsunęła tę dłoń, natychmiast bowiem rozpoznała gościa.
– Księżniczko – szepnął Tsi-Tsungga niemal bezgłośnie. – Czy mogę u ciebie chwilkę posiedzieć?
Zdążył już się ulokować na krawędzi jej łóżka Siska nasłuchiwała, co dzieje się w pojeździe, ale słyszała tylko spokojne, miarowe oddechy śpiących. Zwłaszcza uważnie wsłuchiwała się w oddech Indry, zajmującej koję pod nią, ale nic nie wskazywało, że sąsiadka nie śpi.
Siska uniosła się, wsparła na łokciu i wyszeptała:
– Musisz być cicho. Nie mów nic.
On potwierdził skinieniem głowy. Słyszała szalone bicie swego serca, co powinna zrobić? Oczywiście, przepędzić nieproszonego gościa, ale sytuacja była taka podniecająca, taka cudowna, że Siska mogłaby teraz umrzeć. A co będzie, jeśli zostaną odkryci? Co będzie, jeśli ktoś stwierdzi, że Tsi nie leży w swoim łóżku? Jeśli się wyda, że Siska przyjmuje nocne wizyty?
– Nie powinnam… – zaczęła
– Wiem o tym – przerwał jej. – Bądź spokojna!
Położyła się znowu na poduszce. Zaakceptowała jego obecność.
Tsi uniósł dłoń i głaskał ją po policzku. Siska była tak przejęta, że mogłaby się rozpłakać. Słyszała jego stłumiony, drżący oddech, wiedziała, jak bardzo jest podniecony. Niezwykle erotycznemu Tsi nie trzeba było wiele, a przecież nigdy jeszcze nie był z nikim blisko.
Wciąż głaskał jej policzki i włosy, ona chciała mu powiedzieć, że to przecież nie wchodzi w zakres ich umowy, miała tylko, bez żadnych uczuć, postarać się przynieść mu ulgę, a gdyby odważyli się posunąć tak daleko, to on mógłby się jej odwzajemnić. Oczywiście nie wolno mu jej pohańbić, taka była umowa. A co się teraz dzieje? Jego twarz znajdowała się tak blisko jej policzka, że raz po raz dotykali się nawzajem, Siska czuła, że łzy dziecka natury kapią na jej wargi… To przecież są uczucia! Nic takiego nie powinno się było dziać! Dla Siski bowiem Tsi był jedynie supererotyczną leśną istotą, ona zaś jest księżniczką, która może mieć każdego wybranego przedstawiciela rodu ludzkiego. Jej pisane są większe honory niż to tutaj.
Owszem, musiała przyznać, że odczuwa do Tsi wielki pociąg. Do jego witalności i do tego, co mogli oboje zrobić. Nic więcej jednak nie może ich połączyć.
Mimo to czuła, że każdy nerw w jej ciele wibruje, a wargi nabrzmiewają z tęsknoty. Szybkim ruchem, nad którym nie miała już kontroli, odwróciła głowę tak, że jej usta zetknęły się z jego wargami.
Och, to cudowne mrowienie w całym ciele! Och, to oszałamiające uczucie rozkoszy, jakie dawał jego pocałunek! Mimo woli otoczyła ramieniem kark Tsi i na chwilę mocno go do siebie przycisnęła. Potem jednak gwałtownie odwróciła twarz i oddychała ciężko.
Tsi był co najmniej tak samo podniecony jak ona.
– Chciałabyś spróbować? – szepnął.
– Nie, nie – wydyszała, choć najbardziej ze wszystkiego pragnęła krzyknąć „tak!” – Idź już sobie, idź zaraz!
– Dobrze. Ale jeśli się spotkamy w lesie…?
Była w stanie tylko poruszyć głową, nie miała sił powiedzieć nie. Zresztą nie chciała tego powiedzieć. Tsi wstał i wyszedł.
Co on z nią zrobił? Całe ciało płonęło ogniem, którego nie była w stanie ugasić, którego tutaj, wśród tych wszystkich ludzi, ugasić nie mogła. Zdławiła gwałtowną chęć przywołania z powrotem Tsi. Długo leżała w ciemnościach, rozpalone ciało powolutku stygło, w końcu zmorzył ją sen.
5
Następnego dnia ekspedycja przedzierała się dalej. Teraz znacznie wolniej, pojawiało się bowiem coraz więcej przeszkód. Dolina zrobiła się węższa, drogę zagradzały drzewa i Tich, który jechał jako pierwszy, musiał coraz częściej się zatrzymywać, by puścić w ruch ostre piły, umieszczone na przodzie J2. Ścinały one drzewa i odsuwały je na boki. Nikt z wędrowców nie lubił tak sobie poczynać w obcym lesie, bo zgodnie z poglądami mieszkańców Królestwa Światła również rośliny mają prawo do życia. Tak w każdym razie sądzili uczestnicy ekspedycji.
Koło południa dotarli do rozwidlenia doliny. Pojazdy zatrzymały się, wszyscy wysiedli.
Mrok, mrok. Wciąż było tak, jak na chwilę przed świtaniem, kiedy noc zbiera się do odwrotu. Ale oczy podróżników przywykły już do tego i teraz dość wyraźnie widziały okolicę.