Выбрать главу

— Ty wraz z nami będziesz poszukiwał wiedzy, Septachu Melaynie — odezwał się Svor. — Nazywasz się Simrok Morlin i pochodzisz z Gimkandale, nie z Tidias. — Wyjaśnił, dlaczego przyjęcie fałszywej tożsamości jest konieczne. Sepiach Melayn, który był w doskonałym humorze, wyraził zgodę i poprzysiągł, że będzie najpilniejszym z nich wszystkich uczniem i opuści Triggoin jako mistrz wszelkiej sztuki diabelskiej.

Potem Prestimion spylał go, skąd wiedział, gdzie ich szukać. Sepiach Melayn wyjaśnił, że niedawno na jego kwaterę, znajdującą się przypadkiem zaledwie trzy ulice dalej, przyszedł posłaniec z informacją, że pod tym a tym adresem znajdzie swoich wielkich przyjaciół. Posłaniec dał mu także wizytówkę swego pracodawcy, którą teraz im pokazał — była to wizytówka Gominika Halvora.

— Przecież nie wymieniliśmy przy nim twego imienia — zdziwił się Prestimion. — Skąd się dowiedział, że…

— Ach, Prestimionie — westchnął Gialaurys. — Nie pamiętasz, co ci mówiłem? Dowody masz wszędzie dookoła, a ty nadal nie wierzysz.

Preslimion tylko wzruszył ramionami. Nie miał ochoty na dyskusję.

Gospoda, w której zamieszkali, miała jadalnię. Przed pierwszą lekcją z Gominikiem Halvorem udali się lam na posiłek z mięsa i wina. Sepiach Melayn uraczył ich opowieściami o swej ucieczce przed falą powodzi, o szybkiej podróży na północ oraz o zabawnych przygodach, jakich zaznał w Triggoin, czekając na przyjaciół. Ani przez chwilę nie zwątpił, że prędzej czy później pojawią się w mieście. W jego relacji wszystko wyglądało beztrosko i zabawnie, miał już po prostu taki styl, Prestimion rozumiał jednak, że specjalnie stroi sobie żarty z tych strasznych wydarzeń: przerwania tamy, zniszczenia armii, trudnej podróży przez pustynię, godzin niepewności przeżytych w Triggoin. Było jasne, że dostrzegł mrok panujący w duszy przyjaciela i nie chciał go pogłębiać opowieściami o stratach i cierpieniach.

Prestimion jadł mało i pił jeszcze mniej. Choć od czasu ozdrowienia dzień w dzień walczył z ogarniającym go całego czarnym smutkiem, ciągle był jeszcze bardzo daleko od zwycięstwa.

Nie miał pojęcia, co będzie teraz robił. Po raz pierwszy w życiu nie planował przyszłości.

Przez pewien czas miał zamiar żyć spokojnie z dala od Zamku, z dala od władzy, z dala od obowiązków. Przeznaczenie uczyniło go rozbitkiem i rzuciło do Triggoin, miasta przeciwnego jego naturze i całej jego wierze. W tym, że los zmusił go do szukania ucieczki między magami, widział odpowiednią do swych win pokutę.

— Pokutę! — wykrzyknął Septach Melayn, kiedy Prestimion wygłosił kilka z gnębiących go myśli. — Pokutę za jakie to czyny? Za to, że służyłeś prawdzie przeciw złu i kłamstwu?

— Sądzisz, że rzeczywiście o to mi chodziło? Że powstałem przeciw Korsibarowi, bo miałem go za uzurpatora, siebie zaś za prawdziwego Koronala?

— Powiedz mi, że kierowały tobą inne motywy, że chodziło tylko o żądzę władzy na przykład, a dam ci mój rapier, który noszę tu, przy boku, i możesz mnie nim przeszyć, Prestimio-nie… Błagam o wybaczenie, Polivandzie. Znam cię i wiem, dlaczego zrobiłeś to, co zrobiłeś. Kradnąc koronę, Korsibar popełnił zbrodnię przeciw całej cywilizacji. Nie miałeś wyboru, musiałeś się mu sprzeciwić. Nie obciąża cię z tego powodu żadna wina, nie popełniłeś żadnego występku.

— Posłuchaj go i weź sobie do serca jego słowa — wtrącił Gialaurys. — Dręczysz się bez żadnego powodu, Prestimionie.

— Polivandzie — poprawił go Svor. — Panowie, idziemy. Nadszedł czas na pierwszą lekcję magii.

Gominik Halvor mieszkał jak ktoś, kto liczy się w swej społeczności. Jego mieszkanie liczyło osiem, a może nawet więcej pokoi i znajdowało się na szczycie wyniosłej wieży w centrum Triggoin, skąd rozciągał się widok na całe miasto. Mag miał wielką kolekcję sprzętów o przeznaczeniu ezoterycznym: urządzenia do topienia metali, destylatory, flaszki z dziwnymi płynami i proszkami, metalowe pojemniki z olejami i maściami, żelazne płyty, na których wyryte były dziwne symbole, retorty i probówki, klepsydry, wagi, zbudowane z pierścieni kule, astro-labia, ammatepilasy, phalangaria i ambivialsy. Kilka pokojów zajmowały regały z oprawnymi w skórę księgami podobnymi do tych, które Prestimion widział już przy łożu umierającego Pontifexa i w czytelni matki, niewątpliwie bardzo cenione wszędzie tam, gdzie znajdowali się adepci sztuk magicznych. Do innych pokoi nie zostali zaproszeni i nie widzieli, co zawierają.

— Na początku ustosunkuję się do waszego sceptycyzmu — zaczął pierwszą lekcję Gominik Halvor, patrząc najpierw na Pre-stimiona, a potem przenosząc wzrok na Septacha Melayna. — Nie musicie zaprzeczać temu, co czujecie, uczucia te są jasno wypisane na waszych twarzach. Nie muszą też przeszkadzać wam w pobieraniu nauk. Słuchajcie mych słów i sprawdzajcie ich prawdziwość poprzez rezultaty, których będziecie świadkami. Tu, w Triggoin, praktykujemy naukę, przez co rozumiem stałość i sprawdzalność metod prowadzących do rezultatów podlegających analizie empirycznej. Odczekajcie z wydawaniem sądów, patrzcie i starajcie się zrozumieć, co widzicie, nie śpieszcie się z powątpiewaniem w to, czego nie jesteście w stanie zrozumieć.

Następnie zaczai im opowiadać o własnych studiach i podróżach, w trakcie których zwiedził cały świat. Opowiadał o żegludze po Morzu Wielkim do miejsca, w którym niebo oświetlało przedziwne, upiorne światło gwiazd Giskhernar i Hautaama, niewidzialnych gdziekolwiek nad lądem, i o walkach, jakie wielkie niebieskie węże głębin toczyły z dwudziestonogimi potworami żyjącymi pośród wirów. Mówił o podróży na wyspę Gapeligo, o której Prestimion nigdy nie słyszał, gdzie ognie z wnętrza planety wydobywały się na nasz świat w nieustannej erupcji białych płomieni. Opowiadał o badaniach, które przeprowadził w gorącej tropikalnej dżungli Kajith Kabulon, gdzie zbierał zioła niezmiernej wartości, nie znane nawet mieszkańcom tych okolic. Opowiadał także o czasach, które spędził wśród Piuri-varów, aborygenów Majipooru, Metamorfów, w ich rezerwatach w tropikalnej dżungi Zimroelu, w których zamknięci zostali dawno temu przez Lorda Stiamota podczas wojen ze Zmienno-kształtnymi.

Niski głos starego maga hipnotyzował i sam w sobie zmuszał do wiary w opowiadane historie, wzmianka o Metamorf ach zaskoczyła jednak Prestimiona i wyrwała go z transu. Zmien-nokształtni niemal nie kontaktowali się z zewnętrznym światem i niechętnie widzieli ludzi w swych rezerwatach. Tymczasem Gominik Halvor sugerował, że spędził wśród nich całe lata.

— Te demony, o których mówią wszyscy… teraz znamy ich naturę i podzielę się z wami tą wiedzą — powiedział. — To prehistoryczni mieszkańcy naszego świata, jego pierwsi panowie, nieśmiertelne stworzenia z najdalszej przeszłości, sprzed czasów, gdy człowiek postawił stopę na Majipoorze. Żyły tu wolne, póki przed dwudziestu tysiącami lat Zmiennokształtni nie uwięzili ich strasznymi zaklęciami. Ich działanie można zneutralizować pewnymi słowami i wówczas duchy muszą spełnić nasze życzenia, a potem wysyła się je w ciemność, z której zostały przywołane. — Gominik Halvor wypowiedział słowa w języku, którego Prestimion nie znał: „Goibaliiud, yei tenioth kalypritaar”, a potem: „Idryerimos urilaad faldiz tilimoin gamoosth”. Powietrze zawirowało, po czym pojawiła się zaledwie widoczna, na pół przezroczysta postać o kolcach zamiast włosów i jeziorach światła tam, gdzie powinny być oczy. — To Theddim — mówił dalej mag — który rządzi krwią płynącą w naszych żyłach. — I rzeczywiście Prestimion poczuł, jak łomocze mu serce, choć nie wiedział, czy przyczyną tego faktu jest obecność Theddima, czy też niepokój, jaki budziła w nim ceremonia. Mag wypowiedział kilka innych słów i demon znikł.