— Jak rozumiem, uważasz, że powinniśmy poprzeć diuka Svora?
— Odmawiam — zaprotestował natychmiast Svor, z napięciem studiujący ezoteryczne znaki wypisane na długich zwojach pożółkłego pergaminu. — Nie mam pojęcia, jak powinno się zestawiać przeciwników i…
— Możemy ci to powiedzieć — przerwał mu Gialaurys.
— …nie chcę brać żadnego udziału w waszych idiotycznych bójkach. Wszyscy bez przerwy wrzeszczą na Mistrza Turnieju, a ja nie lubię, kiedy się na mnie wrzeszczy.
Sepiach Melayn uśmiechnął się.
— Doskonale, Svorze — powiedział. — Niech i tak będzie. — Następnie zwrócił się do Gialaurysa z kpiącym pytaniem: — Co masz na myśli mówiąc „nasz człowiek”? Czyżbyśmy podzielili się na frakcje tak wyraźnie, że o jednej grupie można mówić jako o „ludziach Prestimiona”, innych zaś uważać za jego przeciwników? Czy nas wszystkich nie łączy chęć uczczenia zmiany rządów?
— Mówisz jak dureń — warknął Gialaurys. Melayn bynajmniej się nie obraził.
— Dobrze, rozumiem, jeśli mówimy o „naszych ludziach”, niewątpliwie należy do nich Svor. To potrafię pojąć. Kogo jednak powinniśmy traktować jak wroga? Prokuratora? Admirała Gonivaula?
— Obaj mogą stać się wrogami.
— Nie pojmuję cię.
— Nie ma czegoś takiego jak płynna zmiana rządów. Zawsze są tacy, którzy mają wątpliwości, którym nie w smak jest nowy Koronal, choć nie zawsze dają temu jawny wyraz. I mogą okazać niezadowolenie na wiele nieoczekiwanych sposobów.
— Tylko posłuchajcie! — nie wytrzymał Septach Melayn. — Oto słowa uczonego męża! Wielkiego historyka! Podaj mi przykład tak jawnej zdrady, drogi Gialaurysie.
— Zaraz, zaraz… — Gialaurys myślał przez dłuższą chwilę, przygryzając dolną wargę. — Kiedy Havilbove został Pontifexem i wybrał Thrayma na swego Koronala, niektórzy lordowie nie darzący go sympatią konspirowali, zdaje się, by oddać tron Dizimaule’owi i niemal im…
— Koronalem Havilbove’a był Lord Kanaba — wtrącił cicho, spokojnie Svor. — Thraym został Koronalem o trzy rządy później. Dizimaule żył tysiąc lat przed nimi.
— No więc nie pamiętam nazwisk władców ani ich właściwego porządku. — Gialaurys zaczął się wyraźnie denerwować. — Ale co było, to było, jeśli nie z nimi, to z kimś innym. Można znaleźć takie przypadki w archiwach. No bo na przykład Spurifon… nie, raczej Siminave…
— Myślenie nie bardzo do ciebie pasuje, przyjacielu. — Melayn osłonił usta dłonią o przepięknie wymanikiurowanych paznokciach, ukrywając uśmiech. — Upewniam cię jednak, że niezależnie od prywatnych ambicji odrzuconych kandydatów nowy Koronal zawsze wynoszony jest na tron przy szczerym poparciu całej arystokracji. Nigdy nie było inaczej. My, żyjący na tym świecie, jesteśmy ludźmi cywilizowanymi.
— Doprawdy? — spytał od drzwi Prestimion. — Jak dobrze, że twierdzenie to wyszło z twoich ust, mój Septachu. Czy mogę spytać, jaki był temat dyskusji?
— Spieraliśmy się o to, kogo wybrać Mistrzem Turnieju. Powiedziano mi, że kandydatami są Gonivaul, Svor i twój drogi kuzyn prokurator. Gialaurys twierdzi, że nie możemy ufać nikomu oprócz nas samych nawet w kwestii turnieju i chciał, by Mistrzem został Svor, dzięki któremu z całą pewnością pojedynkowalibyśmy się z godnymi przeciwnikami, a werdykty w kwestiach spornych zapadałyby na naszą korzyść.
Prestimion spojrzał na Gialaurysa.
— Czy to prawda? — spytał. — Czyżbyś naprawdę był aż tak podejrzliwy?
— Septach Melayn przekręcił moje słowa, jak to ma w zwyczaju, panie mój. Ale skoro już mnie pytasz, owszem — wolałbym, by Mistrzem został ktoś, komu ufam.
— A ufasz Svorowi, tak? — roześmiał się Prestimion.
— Svor zdążył już odmówić. W takim razie Mistrzem winien moim zdaniem zostać Dantirya Sambail.
— Prokurator? — zdumiał się Prestimion i znów dostał ataku śmiechu.
— Jest twoim kuzynem, prawda, panie mój? — Gialaurys był najzupełniej poważny. — Więc nie podejmie decyzji krzywdzącej ciebie lub twych przyjaciół.
— Jest moim bardzo dalekim kuzynem — przypomniał mu Prestimion, który często powtarzał to zdanie, gdy wspominano przy nim prokuratora. — A ty dwukrotnie w ciągu pół minuty zwróciłeś się do mnie słowami „panie mój”. Przywilej ten tymczasem przysługuje wyłącznie Lordowi Confalume… przynajmniej do czasu, gdy zostanie wybrany nowy Koronal. A jeśli chodzi o mojego kuzyna prokuratora, rzeczywiście, łączy nas pokrewieństwo, jednak jeśli obawiasz się czegoś ze strony Mistrza Turnieju, radzę ci, byś poparł kogoś innego, Gialaurysie.
— Doskonale, niech będzie admirał Gonivaul — zgodził się niechętnie Gialaurys.
— Zgoda — poparł go szybko Melayn. — On z całą pewnością będzie neutralny wobec powstałych sporów. Nie obchodzi go nikt i nic, być może z wyjątkiem samego Gonivaula. Porozmawiajmy teraz o poszczególnych konkurencjach, dobrze?
— Będą zapasy? — zainteresował się Gialaurys.
— Zapasy są zawsze. Farholt bez nich nie przeżyje.
— Doskonale. Więc stanę przeciw niemu.
— Myślałem, żeby tę konkurencję oddać raczej Svorovi — zauważył Septach Melayn. — Ty możesz wystąpić przeciw Farąuanorowi na przykład w szermierce.
— Ten żart wcale nie był zabawny!
— Ale skąd, wręcz przeciwnie! — zaprotestował Svor. — To by zmyliło ich wszystkich. I doskonale, zaskakujmy, wprowadźmy zamieszanie! Oczywiście, stanę naprzeciwko naszego wielkiego Farholta w zapasach, tylko po to by zobaczyć wyraz jego twarzy, Gialaurys rzuci wyzwania znakomitemu Farąuanorowi w szermierce, ty zaś, Septachu, wraz z Prestimionem wystartujesz w wyścigach dwuosobowych rydwanów przeciw zespołowi Korsibara.
— Mam taki właśnie zamiar.
— Nie będziesz się fechtował? — spytał Prestimion.
— Wystąpię w dwóch konkurencjach, jeśli nikt się temu nie sprzeciwi. W wyścigach rydwanów możemy…
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Prestimion wyjrzał na korytarz. Dostrzegł kobietę w wąskiej masce, jaką nosili urzędnicy Pontyfikatu, jedną z wielu, których zadaniem była pomoc gościom przybyłym z Góry Zamkowej.
— Jesteś księciem Prestimionem? — spytała kobieta.
— To ja.
— Książę, jest tu pewien Vroon, Thalnap Zelifor i prosi cię o audiencję. Twierdzi, że ma informacje wielkiej wagi.
Prestimion zmarszczył brwi. Obejrzał się przez ramię.
— Czy ktoś z was wiedział, że Thalnap Zelifor przybył do Labiryntu? — spytał.
— Ja nie — odparł Septach Melayn.
— Jest taki mały, że trudno go zauważyć — dodał Gialaurys.
— Przyjechał z ludźmi Gonivaula — powiedział Svor. — Wpadłem na niego raz, może dwa razy.
— Na Boginię, nie widzę, do czego miałby się nam przydać — stwierdził Septach Melayn. — Moim zdaniem postąpiłbyś mądrze, Prestimionie, gdybyś trzymał się od niego jak najdalej. I bez tego Vroona za dużo jest wokół nas czarowników, prawda?
— Podobno to jasnowidz o niezwykłych zdolnościach — zauważył Gialaurys.