Выбрать главу

Prestimion zrozumiał zachętę, ale i coś więcej.

— Już dwukrotnie zwróciłaś się do mnie słowami „panie mój”, Thismet. Chciałbym wiedzieć, co miałaś na myśli.

— Ależ to samo co wszyscy, którzy tak się do ciebie zwracają. To samo co mam na myśli, czyniąc to. — Uniosła obie ręce w geście rozbłysku gwiazd, uśmiechając się przy tym i patrząc mu wprost w oczy.

Prestimion milczał przez chwilę.

— A więc odrzucasz pretensje swego brata, czy tak? — spytał w końcu.

— Odrzucam je jak najszczerzej, panie mój.

— Zwracaj się do mnie po imieniu, jak niegdyś.

— A więc Prestimionie. Jak niegdyś. — Oczy jej błysnęły jasno niczym dwie błyskawice. — Niemniej uznaję cię za Korona-la Majipooru. Ci mali ludzie z Zamku, głupcy i łotrzy… nic nie jestem im już winna.

— Podejdź bliżej — powiedział Prestimion.

Svor, który obserwował tę wymianę zdań z dyskretnego oddalenia, nie wytrzymał.

— Może należałoby ją jednak przeszukać, panie mój — zasugerował.

— Tak sądzisz? — Prestimion uśmiechnął się lekko. — Uważasz, że ukryła gdzieś drugi sztylet?

— A więc przeszukaj mnie, Prestimionie. — Oczy dziewczyny świeciły jak latarnie. — Kto wie? Może ukryłam drugi sztylet tu… — położyła dłoń między piersiami, potem na brzuchu — …lub tu? Sprawdź, czy jestem uzbrojona.

— Sądzę, że dysponujesz bronią i rzeczywiście, kryjesz ją w miejscach, które wskazałaś. To potężna broń i przynajmniej wobec mnie bardzo groźna. — Prestimion uśmiechnął się. — A skoro udzieliłaś mi pozwolenia, z pewnością kiedyś jej poszukam, Thismet.

— Panie mój… — wtrącił Svor.

— Spokojnie — przerwał mu książę i zwrócił się do dziewczyny: — Najpierw jednak powiedz mi, dlaczego tu przyjechałaś.

— Ależ oczywiście po to, by zawrzeć z tobą przymierze — odparła po prostu i w jej głosie nie było teraz ani odrobiny kokieterii. — Był taki czas, kiedy zamiast ciebie na tronie chciałam widzieć Korsibara, nie dlatego że ciebie uważałam za nie wartego władzy, lecz pragnęłam, by zasiadł na nim mój brat. Popełniłam wielki błąd i ze wstydem myślę teraz o roli, jaką odegrałam. Korsibar nadal jest moim bratem i nadal darzę go siostrzaną miłością, ale nigdy nie powinien zostać królem. Ogłoszę to chętnie przed całym światem. Stojąc u twego boku, Prestimionie, pozdrowię cię jako Lorda Koronala.

Prestimion miał wrażenie, że teraz ją zrozumiał.

— A jaką rolę masz zamiar pełnić, gdy zasiądę już na tronie Confalume’a? — spytał, ostrożnie dobierając słowa.

— Byłam córką i siostrą Koronala. Tylko ja jedna, w ciągu całej historii naszego świata, mogę to o sobie powiedzieć. A mam nadzieję jeszcze zostać towarzyszką życia Koronala.

Svor westchnął głośno. Prestimiona niepomiernie zdumiała brzmiąca w jej głosie szczerość. Thismet niczego teraz nie udawała, powiedziała mu po prostu, czego pożąda nade wszystko.

— Rozumiem — powiedział. — Oto przymierze w najbardziej dosłownym sensie tego słowa. — Oczami wyobraźni widział teraz nie zmęczoną podróżą Thismet, lecz Thismet z Zamku, wspaniałą, ubraną w szatę z białego jedwabiu, na którą spływa złoty naszyjnik, i zaraz, nadal w wyobraźni, zobaczył ją nagą w blasku świec. Przygniotło go pożądanie tak potężne, że przez chwilę miał wrażenie, jakby zawaliła się nań druga tama Mavestoia.

Spojrzał na Svora i dostrzegł, jak przyjaciel ostrzega go wzrokiem, jak niespokojnie marszczy czoło. Svor bawidamek, doskonale znający wszelkie niebezpieczeństwa, których źródłem są kobiety, próbował go ostrzec przed groźną magią kobiecego ciała, znacznie potężniejszą niż najpotężniejsze zaklęcia znane czarodziejowi Gominikowi Halvorowi i jego kolegom po fachu.

Owszem. Być może. Mimo wszystko jednak… mimo wszystko…

Ciszę przerwała Thismet.

— Panie mój, proszę cię o godzinę samotności i misę ciepłej wody oraz o czyste ubrania, które zostały w lataczu…

— Oczywiście. Twoje potrzeby zostaną zaspokojone natychmiast. Udaj się do mojego namiotu, Thismet.

— Posłaliśmy już po bagaże z latacza — oznajmił Svor. — A także po lady Melithyrrh, która przy nich została.

— Doskonale. — Prestimion skinął głową i zwrócił się do stojącego obok adiutanta, Nilgira Summanda. — Dopilnuj, by lady Thismet otrzymała wszystko, czego jej potrzeba. Odbyła długą i wyczerpującą podróż.

Kiedy pozostali w namiocie sami, Svor powiedział:

— Co teraz zrobisz, Prestimionie?

— A jak myślisz? Co ty zrobiłbyś na moim miejscu?

— Rozumiem. Któż potrafiłby się jej oprzeć? — Svor uśmiechnął się niezbyt wesoło. — Nie będę ukrywał przed tobą, przyjacielu, że sam się w niej kochani. Od bardzo dawna. Jak pewnie wszyscy na Zamku. Jako posłuszny podwładny mam jednak zamiar zadowolić się lady Melithyrrh.

— Mogłeś trafić gorzej — pocieszył go Prestimion.

— Oczywiście. — Svor zerknął w stronę prywatnego namiotu dowódcy. — Ufasz, że nic się nie stanie, kiedy zostaniesz z nią sam na sam?

— Nie spodziewam się, by chciała mnie zabić.

— Niezbyt to prawdopodobne. Ale nadal jest bardzo niebezpieczna.

— Być może. Jestem skłonny zaryzykować.

— A jeśli wszystko pójdzie dobrze, czy uczynisz ją towarzyszką życia?

Prestimion uśmiechnął się i mocno klepnął przyjaciela po ramieniu.

— Postępujmy krok po kroku, Svorze. Krok po kroku. Ale politycznie byłby to bardzo właściwy krok, nie sądzisz? Tryumfujący książę Prestimion biorący za żonę córkę Pontifexa Confalume’a i w ten sposób zamykający przepaść, jaką przedzieliła naród głupota Korsibara. Bardzo podoba mi się ten pomysł. Ma polityczny sens. I narzeczona… sama w sobie…

— By użyć twych własnych słów, mogłeś trafić gorzej.

— To prawda.

Prestimion oznajmił następnie przyjacielowi, że chce być przez jakiś czas sam. Owinął się płaszczem i wyszedł, by przespacerować się po obozie, przemyśleć sobie to, co się stało.

Thismet!

Jakie to dziwne, jakie nieoczekiwane! Próbowała go użyć, oczywiście, był narzędziem jej zemsty na Korsibarze, który w czymś ją rozczarował, być może pragnął ją zmusić do nie chcianego małżeństwa, z całą pewnością zaś uraził ją do tego stopnia, że skłonna była przebyć pół kontynentu, by paść w ramiona jego najgroźniejszego wroga. Cóż, niech i tak będzie. Z pewnością zdołają się porozumieć, wspólnie będą czerpać korzyści z tego związku. Rozumieją się dobrze. Ona będzie używać jego, on będzie używać jej. Lepszej żony w każdym razie nie znajdzie, wie o tym cały świat.

Poza tym, nawet odrzucając politykę, nie sposób było odrzucić samej Thismet, pięknej namiętnej kobiety, której do tej pory pożądał z daleka. Przyszła do niego, on zaś już wystarczająco długo żył jak mnich. Takiej propozycji nie odrzuca się bez rozważenia.

— Prestimionie, czy to ty wędrujesz po świecie owinięty w płaszcz? — spytał Septach Melayn, który nieoczekiwanie znalazł się u jego boku.

— To ja we własnej osobie. Wytropiłeś mnie.

— Svor opowiedział mi o Thismet. — Tak?