Выбрать главу

— To chyba najpiękniejsza kobieta na naszym świecie. Gratuluję. Ale gdziekolwiek się pojawia, idą za nią kłopoty.

— Dobrze o tym wiem.

— Czy chcemy, by kłopoty pojawiły się teraz, w armii, praktycznie w przeddzień bitwy?

— Pozwól, że w tym przypadku sędzią będę ja.

— Przed chwilą rozmawiałem z Gialaurysem i obaj jesteśmy zdania…

— Więc przestańcie rozmawiać na ten temat. Thismet kąpie się w moim namiocie, a kiedy będzie już gotowa, by przyjąć moje odwiedziny, mam zamiar ją odwiedzić i jestem gotów wziąć na siebie wszystkie wynikające z tego faktu kłopoty. — Prestimion ujął rękę Septacha Melayna. Uśmiechał się, lecz jego cichy głos mimo to brzmiał rozkazująco. — Posłuchaj mnie, przyjacielu. Ja nie uczę cię, jak masz używać swego miecza, ty więc nie ucz mnie, jak mam używać mego.

Wreszcie stanęli twarzą w twarz, sami w namiocie Prestimiona. Thismet wykąpała się i przebrała w prostą białą szatę, pod którą nie miała nic. Widział ciemne sutki napinające cienki materiał. Pozbawiona klejnotów, bez makijażu, była jednak piękna. Znikła śmiałość, z jaką przed godziną zaproponowała mu, by ją przeszukał. Księżniczka sprawiała wrażenie napiętej, niepewnej siebie, niemal przestraszonej. Nigdy jej takiej nie widział. Nagle uświadomił sobie, że może przyszła do niego nie tylko powodowana żądzą władzy, że może połączyło ich coś więcej niż oczekiwane fizyczne spełnienie. Może… może…

— To ja skłoniłam Korsibara, by sięgnął po koronę — powiedziała Thismet. — Czy wiedziałeś o tym, Prestimionie? Stałam za jego plecami i popychałam go do działania. Sam nigdy by się nie ośmielił.

— Dantirya Sambail miał mi coś do powiedzenia na ten temat. Ale nie rozmawiajmy teraz na podobne tematy.

— Popełniłam wielki błąd. Teraz zdaję sobie z tego sprawę. On nie nadaje się na władcę.

— To nie jest właściwa chwila do rozmowy na podobne tematy — powtórzył Prestimion. — Niech o nich dyskutują historycy.

Postąpił krok, ona jednak cofnęła się i gestem kazała mu się zatrzymać. Potem z uśmiechem, który był jak słońce wychodzące zza chmur po wielkiej burzy, zsunęła z ramion szatę i stanęła przed nim naga.

Wydawała się taka drobna i mała, nie sięgała mu do ramienia. Ręce i nogi miała szczupłe, talię cienką, lecz biodra szerokie. Jej piersi były krągłe i twarde o małych, twardych, dziewiczych sutkach.

Wydawała się doskonała.

— Przez tak wiele lat byliśmy sobie obcy — szepnęła. — ”Dzień dobry, lady Thismet” — mówiłeś, a ja odpowiadałam: „Dzień dobry, Prestimionie”. Tylko tyle. Długie lata żyliśmy obok siebie, a wymieniliśmy tylko kilka słów. Co za strata! Co za smutne, głupie marnotrawienie młodości.

— Nadal jesteśmy młodzi. Mamy mnóstwo czasu, by zacząć wszystko od nowa. — Znów uczynił krok w jej kierunku, lecz tym razem nie cofnęła się i mógł położyć dłonie na jej gładkiej skórze. Wargi dotknęły warg, poczuł na języku smak jej twardego, ruchliwego języka. Poczuł też, jak wpija mu paznokcie w ramiona.

— Prestimionie… — Tak…

8

W obozie w Gloyn minęły kolejne dwa tygodnie. Nagle od zwiadowców, których Prestimion utrzymywał wszędzie, przyszła wiadomość, że Lord Korsibar zszedł z Góry na czele ogromnej armii i prowadzi ją na zachód. Synowie Gornatha Gehayna natychmiast wskoczyli na grzbiety hieraxów i wkrótce przynieśli potwierdzenie tej informacji: wróg się zbliżał.

Wkrótce potem do obozu Prestimiona dotarty dwa listy pieczętowane rozbłyskiem gwiazd, napisane na białym czerpanym papierze, którego używali Koronalowie. Pierwszy adresowany był do samego księcia. Koronal wzywał go, by natychmiast zakończył rebelię i poddał się najbliższym przedstawicielom legalnych władz. Karą za niezastosowanie się do polecenia miała być śmierć natychmiast po pojmaniu dla niego i wszystkich wyższych dowódców. Jeśli podda się natychmiast, życie jego dowódców zostanie oszczędzone.

Drugi list adresowany był do lady Thismet, która poinformowana została, że brat wybacza jej przewinę, jaką było dołączenie do wroga, i oferuje jej list żelazny, z którym może bezpiecznie wrócić do Zamku.

— Wygląda na to, że mamy przed sobą łatwe wyjście — zażartował Prestimion po przeczytaniu obu listów oficerom. — Mogę natychmiast pojechać na wschód, odnaleźć Korsibara i zdać się na jego łaskę. Powinienem także przyprowadzić jego siostrę i zwrócić mu ją pokornie pod przysięgą, że wraca w takim samym stanie, w jakim przybyła.

Na to roześmieli się wszyscy, a najgłośniej Thismet.

Nalano wina, nie wspaniałego wina z Muldemar, lecz dobrego, mocnego niebieskoszarego, pochodzącego z pobliskiej prowincji Chistiok i rozlewanego w długie butelki ze skóry klimbergeystów. Zebrani siedzieli chwilę, pijąc w milczeniu.

— Masz zamiar czekać, aż Korsibar przyjdzie do nas, Prestimionie, czy też uważasz, że powinniśmy sami go odnaleźć? — spytał w końcu Gialaurys.

— Ruszamy na Korsibara — odparł natychmiast Prestimion. — Równina to nie miejsce, gdzie toczy się wielkie bitwy. Ganialibyśmy tylko głupio to tu, to tam.

— No i przestraszylibyśmy zwierzęta na tym wspaniałym stepie — dodał Septach Melayn. — A miały już z naszego powodu wystarczająco wiele kłopotów. Prestimion ma rację, powinniśmy wyruszyć naprzeciw Koronala. Książę rozejrzał się dookoła.

— Ktoś myśli inaczej? Nie? Doskonale, rozpoczynamy marsz jutro rano.

Wykonać rozkaz nie było łatwo, gdyż w spokojnej dolinie Gloyn zgromadziła się bardzo wielka armia. Zwijanie namiotów, ładowanie lataczy i wozów oraz juczenie wierzchowców zajęło więcej niż jeden dzień.

Zwiadowcy informowali jednak, że w ich stronę zmierza armia znacznie większa. Korsibar nie tylko zmobilizował główne siły prowincji otaczających Górę, miał do dyspozycji również armie Zimroelu pod dowództwem braci Dantiryi Sambaila, Gaviada i Gaviundara, a także prywatne wojska lordów Oljebbina, Gonivaula i Serithorna.

— Serithorn także? — zdziwił się Prestimion. — Gonivaula rozumiem, nigdy nie byliśmy przyjaciółmi. Oljebbin jest kuzynem ojca Korsibara… ale Serithorn? Serithorn?

— To robota Dantiryi Sambaila — powiedział Septach Melayn. — Siedzi na Zamku od czasu wysadzenia tamy, miesza się we wszystko, ogłupia ludzi. Z pewnością każdy boi się wejść mu w drogę. Jeśli Dantirya Sambail związał swój los z losem Korsibara, jakże śmieliby uczynić inaczej?

— Mówi to wiele o potędze więzów rodzinnych — zauważył Svor. — Bo, o ile dobrze pamiętam, prokurator jest twoim kuzynem, prawda, Prestimionie?

— Dalekim — odparł Prestimion. — No cóż, tych kilka idących z Korsibarem prywatnych armii nie ma przecież znaczenia. Prości ludzie są z nami, prawda? Od czasu gdy Korsibar sam siebie mianował Koronalem, nie zaznali niczego oprócz kłopotów. Obywatele walczący ze sobą nawzajem, niedostatki żywności, bo rolnicy maszerują tu i tam pod bronią, zamiast orać pola, sparaliżowany rząd… tępy Koronal i nie interesujący się światem Pontifex…

— To właśnie jest najsmutniejsze — westchnął Gialaurys. — Stary Confalume był tak wspaniałym Koronalem, a teraz jest ruiną, ludzkim wrakiem i kryje się w Labiryncie, podczas gdy jego jakże przystojny, nic niewarty syn podkopuje fundamenty świata. Co o tym sądzi? Strasznie mi żal, że wielkie rządy Confalume’a kończą się tak groźną katastrofą.

— Może nic nie wie — dodał Svor. — Wolę myśleć, że któryś z magów Korsibara, najprawdopodobniej sam Sanibak-Thastimoom, zaćmił mu na stałe umysł i dla starca każdy kolejny dzień i każda kolejna noc są niczym fragmenty snu. Mimo wszystko rzeczywiście bardzo to smutne, zwłaszcza dla nas, pamiętających, jaki był niegdyś Confalume.