— Gonivaul łgał nam jak z nut od samego początku — sprzeciwił się natychmiast Gialaurys. — Dlaczego mamy tracić czas na rozmowy z kimś takim jak on?
— I co może nam zaoferować? — zawtórował mu Sepiach Me-layn. — Przebaczenie Koronala i wielkie posiadłości na Górze Zamkowej, pod warunkiem że będziemy grzeczni? Wyślij mu rękawicę, Prestimionie.
Prestimion tylko potrząsnął głową.
— Powinniśmy wysłuchać, co mają nam do powiedzenia. To nam nie zaszkodzi, prawda? Zgodzisz się zostać posłem, Svorze?
Svor wzruszył ramionami.
— Jeśli uważasz, że powinienem z nimi paktować, będę paktował — powiedział.
Diuk wyjechał więc na środek pola i czekał. Wkrótce dostrzegł Gonivaula zjeżdżającego górską drogą i zbliżającego się ku niemu przez błotniste pole. Admirał zakuty w zbroję wydawał się potężniejszy nawet od Farholta i Gialaurysa. Ciężko zeskoczył z wierzchowca i przez dłuższą chwilę po prostu przyglądał się Svorowi, czekającemu na jego słowa w milczeniu. W końcu powiedział:
— Przybyłem na polecenie Korsibara, który rozkazał mi porozmawiać z tobą. On cię nadal kocha, Svorze. Często mówi o przyjaźni, która łączyła was w przeszłości, dziś tak dalekiej.
Obawia się, że podczas bitwy może cię spotkać coś złego. Niepokoi go ta możliwość.
— Jeśli rzeczywiście troszczy się o mój los — odparł Svor — niech rozpuści żołnierzy, odejdzie w pokoju i nic się nikomu nie stanie.
Ten żart najwyraźniej nie rozbawił admirała.
— Koronal Lord Korsibar wysłał mnie z informacją, że wyciąga do ciebie rękę. Mógłbyś zrezygnować z kpin. Dzięki Koronalowi masz szansę ocalenia życia.
— Przybyłeś tylko po to, by skłonić mnie do poddania się Korsibarowi?
— Nie poddania, lecz powrotu pod opiekę wielkiego pana, którego byłeś przyjacielem. Los Prestimiona jest przesądzony. Nie mamy co do tego najmniejszych wątpliwości, a i ty w głębi serca wiesz, że tak być musi. Nasza wielka armia zajęła korzystną pozycję, widzisz? Wiesz, jakim wynikiem zakończy się dzisiejsza bitwa. Dlaczego masz umierać za Prestimiona? Kiedy człowiek umiera, umiera na wieczność, Svorze. Zmarli nie piją wina, nie spoczywają w ramionach kochanek.
— Po raz ostatni spotkaliśmy się w Domu Muldemar — powiedział Svor. — Wypiliśmy tam dużo wina, zwłaszcza ty. Słyszałem, jak szczerze udzielasz swego poparcia Prestimionowi. Powiedziałeś mu, że spełnisz swój obowiązek, pomożesz mu sprowadzić świat na właściwą drogę. Obiecywałeś, że uczynisz to niezależnie od zagrożenia dla swej osobistej pozycji. Cytuję twe słowa, admirale. Oczywiście nie byłeś całkiem trzeźwy, niemniej je wypowiedziałeś. Widzę, że poczucie obowiązku wobec świata jakimś cudem postawiło cię w szeregu przeciwników księcia. I teraz chcesz, bym i ja do nich dołączył? Bym obrócił się przeciw Prestimionowi i w tej chwili przeszedł na waszą stronę?
— Ależ nie, Svorze — odparł spokojnie Gonivaul. — Nie wymagamy od ciebie niczego tak jawnego.
— A więc czego wymagacie?
— Podczas bitwy pozostań w szeregach księcia Muldemar. Gdy rozpocznie się walka, udaj się między jego dowódców i poinformuj ich, że jeśli natychmiast przejdą na naszą stronę, zostaną dobrze potraktowani. Powiedz im, że nie ma powodu, by umierali za przegraną sprawę, a Koronal potrafi być szczodry. Zrób to dyskretnie, lecz zrób. Korsibar wynagrodzi cię ponad wszystko, o czym mogłeś zamarzyć. O cokolwiek go poprosisz, będzie twoje. Niczego ci nie odmówi. Niczego. Nawet miejsca w swej rodzinie, jeśli tego zechcesz. Rozumiesz, o czym mówię?
— Mam wrażenie, że owszem.
— Jeśli zaś pozostaniesz u boku Prestimiona, z całą pewnością zginiesz na polu bitwy wraz z nim samym, Septachem Melaynem i innymi. Gwiazdy oznajmiły nam zwycięstwo. — Gonivaul zdjął hełm i wyciągnął rękę. — A więc znasz już naszą propozycję. Chcę teraz usłyszeć od ciebie, że ją rozważysz.
Svor dotknął dłoni admirała.
— Rozważę twoją propozycję bardzo dokładnie — obiecał. — Możesz to przekazać Koronalowi Lordowi Korsibarowi. Powiedz mu także ode mnie, że ciepło wspominam czasy naszej dawnej przyjaźni.
Dosiadł wierzchowca i ruszył w kierunku armii Prestimiona, myśląc ze zdumieniem, że może zostać szwagrem Koronala i mężem lady Thismet. Mógł przecież osiągnąć to, popełniając akt zdrady przeciw Prestimionowi nie większy niż ten, który z lekkim sercem popełnili Gonivaul, Oljebbin, Serithorn i Dantirya Sambail. Zdrada szerzyła się ostatnimi czasy niczym epidemia.
— No i co? — spytał go Prestimion. — Co ci powiedział admirał?
— Że zostanę bardzo dobrze wynagrodzony, jeśli opuszczę cię i przyprowadzę ze sobą niektórych twoich dowódców.
— Ach! Doprawdy? Jak dobrze Korsibar ma zamiar cię wynagrodzić?
— Bardzo dobrze — odparł Svor, nie wdając się w szczegóły.
— A co mu na to odpowiedziałeś? — zainteresował się Septach Melayn.
— Obiecałem, że bardzo dokładnie rozważę jego propozycję — odparł z pewnym zdziwieniem Svor. — Przecież tak odpowiedziałby mu każdy rozsądny człowiek.
9
Przez cały dzień i całą noc armie stały naprzeciw siebie, nie podejmując żadnych działań. Gdy świt był już blisko, Prestimion nakazał atak.
— Są bardzo dobrze przygotowani, na mocnej pozycji — zauważył Septach Melayn.
— Przecież widzę. Uderzymy znowu w ich najsilniejszy punkt. Jeśli go złamiemy, reszta powinna pójść łatwo.
Armia rojalistów zajmowała całe zbocze; żołnierze stali ramię przy ramieniu, osłonięci murem tarcz. W pierwszym szeregu Korsibar ustawił piechotę w kolczugach, uzbrojoną we włócznie, oszczepy, obosieczne miecze i ciężkie topory na długich trzonkach. Nadal było za wcześnie na ocenę, jak rozlokowane są oddziały drugiej linii, Prestimion miał jednak przeczucie, że jest bardzo liczna i zajmuje sporą połać lasu po wschodniej stronie grani Thegomar, a kiedy jego zwiadowcy wzlecieli na hieraxach, potwierdzili te podejrzenia — na wschodzie jak okiem sięgnąć widzieli tylko żołnierzy.
— Niech Bogini będzie dziś z tobą — powiedziała Thismet, gdy Prestimion był już gotów wyruszyć w pole. Pocałowała go czule przed frontem żołnierzy, lecz w jej oczach czaił się strach, i to nie tylko o niego. Łączyły jaz bratem więzi, których istoty książę nie pojął jeszcze do końca.
Wojska Prestimiona podzielone zostały na trzy grupy. Środkową stanowili weterani zahartowani we wcześniejszych walkach pod jego dowództwem; miał też u boku Septacha Melayna i Gialaurysa. Lewe skrzydło zajęli żołnierze Spalirisesa z Tumbrax i sześciu miast z podnóża Góry Zamkowej, nad którymi ogólne dowództwo sprawował brat księcia Muldemar Abrigant, prawym dowodził Gynim z Tapilpil, mający pod komendą swych procarzy, u czoła zaś masę nowych rekrutów. W każdym z oddziałów pierwszą linię stanowiła lekka piechota uzbrojona w łuki i kusze, drugą ciężka piechota, trzecią zaś kawaleria.
— Atakujemy! — rozkazał Prestimion. — Jeśli w pierwszym uderzeniu przebijemy się przez tę ścianę tarcz, przeciwnik rozpierzchnie się w panice po lasach.
Ruszyła pierwsza fala żołnierzy, osłaniana przez łuczników. Odpowiedź była słaba, widocznie Korsibar miał w szeregach niewielu łuczników. Lekka piechota radośnie rzuciła się na przeciwnika, ciężka piechota pod wodzą Prestimiona deptała im po piętach, śpiewając głośno pieśń zwycięstwa.