Выбрать главу

— A jeśli ktoś mnie usłyszy? — Długa, kanciasta twarz Farąuanora zachmurzyła się, w oczach błysnął wreszcie cień uczucia, a była nim niepewność. — Co wtedy stanie się ze mną? Mam wypowiadać opinie będące w istocie zdradą, niemal podżeganiem do buntu, pod samym nosem Prestimiona?

— Zakładam, że powiesz to cicho i zachowasz konieczną ostrożność. W tym hałasie z pewnością nikt cię nie podsłucha. Osobiście dopilnuję, by Prestimion gdzie indziej skierował swą uwagę, co dodatkowo zapewni ci bezpieczeństwo.

Farąuanor skinął głową. Wahał się przez chwilę, lecz teraz Thismet widziała, że powierzone mu zadanie wykona z zapałem. Gestem kazała mu odejść i z napięciem obserwowała, jak idzie przez salę, podchodzi do pogrążonego w rozmowie z Korsibarem Prestimiona, coś do niego mówi, kilkakrotnie przy tym wskazując ją gestem. Prestimion uśmiechnął się i ruszył przez tłum w jej kierunku.

— Odejdź — powiedziała do Farholta, magowi jednak nakazała pozostać.

Tymczasem Farąuanor i Korsibar przeszli nieco dalej. Znaleźli spokojne miejsce w następnej niszy; wielkie, brzydkie popiersie jakiegoś pradawnego Koronala częściowo ich osłoniło. Stanęli twarzą w twarz, obróceni bokiem do środka sali, więc treści ich rozmowy nie dałoby się odczytać z ruchu warg. Thismet widziała, jak Farąuanor powiedział coś do Korsibara i jej brat zmarszczył brwi. Farąuanor mówił dalej, szybko, gestykulując; Korsibar pochylił się, jakby chciał lepiej usłyszeć jego słowa.

Nagle uświadomiła sobie, że serce bije jej mocno i że ma sucho w gardle. W tej rozmowie zapewne tworzy się przecież wzór, według którego ona, jej brat i świat cały mieli żyć przez najbliższe lata. Jej plan został oto wprawiony w ruch, na dobre lub złe. Zerknęła na nieruchomego Sanibaka-Thastimoona. Jego obie głowy obdarzyły ją niesamowitym uśmiechem, zastępującym słowa „wszystko będzie dobrze, nie martw się”.

Tuż obok pojawił się Prestimion. Powitał Thismet grzecznym, drobnym gestem poddania, należnym córce Koronala.

— Hrabia Farąuanor twierdzi, że masz mi coś do zakomunikowania, pani — powiedział.

Obserwowała księcia spod rzęs. Znali się od dziecka, lecz dla niej Prestimion był tylko jednym z wielu młodych wielkich panów, których na Zamku było pełno, a poza tym z pewnością nie należał do grupy najbardziej interesujących, więc właściwie nie zwracała na niego uwagi. Uważała go za egoistycznego paniczyka zainteresowanego wyłącznie własną karierą, ambitnego, wyrachowanego, ciężko pracującego, o wzroście nieco za niskim, by mógł uchodzić za atrakcyjnego mężczyznę, choć był przystojny. Dopiero gdy przed paru laty zaczęto o nim mówić jako o kandydacie do zajęcia miejsca jej ojca, po raz pierwszy poświęciła mu więcej uwagi. I wówczas uznała go za irytującego, nie tyle może z powodu tego, co mówił i robił, lecz dlatego że miał zająć tron, na którym widziała swego brata.

Teraz jednak, gdy stanął przy niej, może nawet za blisko, zaniepokoiło ją co innego — otóż po raz pierwszy dostrzegła w nim mężczyznę.

Oczywiście, nadal nie imponował wzrostem, a jasne włosy strzygł w sposób, który bynajmniej nie dodawał mu urody. Pod wieloma względami był jednak innym człowiekiem. Zachowywał się z godnością, jak prawdziwy Koronal, i najwyraźniej przychodziło mu to bez wysiłku. Patrzył władczo; miała wrażenie, że czuje bijącą od niego siłę. Być może, powodem były jego wspaniałe szaty, Thismet jednak doskonałe zdawała sobie sprawę z tego, że reaguje na coś znacznie bardziej pierwotnego, na magnetyzm czekającej go nieuchronnie władzy. To ją przyciągało, poczuła ciepło rodzące się w jej łonie, ogarniające piersi, docierające do głowy.

Ciekawe, czy on doznaje takich uczuć w mojej obecności, pomyślała. Miała wrażenie, że spostrzega ich oznaki: ruch oczu, rumieniec na twarzy. Sprawiło jej to przyjemność tak wielką, że aż zakręciło się jej w głowie.

A potem rozgniewała się sama na siebie. Co to za idiotyzm? Każdą myślą, każdym czynem musi od tej chwili działać przeciwko temu mężczyźnie, by przeszkodzić mu w osiągnięciu władzy. Jeśli Prestimion czuje do niej pociąg, doskonale, da się to wykorzystać przeciwko niemu, lecz czemu ona czuje pociąg do niego? To głupota, to głupota godna pogardy.

— Znasz Sanibaka-Thastimoona, jak sądzę — powiedziała, ledwie widocznym skinieniem głowy wskazując stojącego tuż za nią Su-Suherisa. — Jest magiem mojego ojca, czasami i ja korzystam z jego usług.

— Znam go, oczywiście, ale do tej pory nie miałem przyjemności zamienić z nim choćby słowa.

Su-Suheris skłonił się księciu, prawą głową nieco głębiej niż lewą.

— Ostatnio Sanibak-Thastimoon często i długo patrzy w gwiazdy, książę, by zbadać w nich losy nowych rządów. Powiedział mi właśnie, że jego przepowiednie z pewnością cię zainteresują.

— Doprawdy? — Prestimion nie wykazał zainteresowania większego, niż nakazywała uprzejmość. Thismet zbyt późno przypomniała sobie, że uchodzi on za sceptycznie nastawionego do wszystkich form czarnoksięstwa i przepowiadania przyszłości. Nie miało to jednak większego znaczenia; w tej chwili chodziło wyłącznie o to, by odwrócić jego uwagę od rozmowy Korsibara i Farąuanora toczącej się po drugiej stronie sali.

Księżniczka spojrzała na Sanibaka-Thastimoona, wzrokiem nakazując mu, by przemówił. Mag nie pokazał po sobie ani zaskoczenia, ani niepokoju, choć Thismet w żaden sposób nie uprzedziła go o tym, czego po nim oczekuje.

— Stwierdziłem — powiedział bez wahania — że czasy, które nadejdą, kryją w sobie wiele niespodzianek, książę, zarówno dla ciebie, jak i dla nas wszystkich.

Prestimion uniósł lekko brwi, dając tym do zrozumienia, że jest zaciekawiony, choć nie przesadnie.

— Mam nadzieję, że będą to miłe niespodzianki — powiedział tylko.

— Och, niektóre z pewnością.

Książę Muldemar roześmiał się, słysząc te słowa.

— Nie jestem pewien, czy cieszy mnie twa przepowiednia — stwierdził. Poprosił maga o więcej szczegółów, na co Su-Suheris odparł uroczyście, że owszem, udzieli ich, jeśli tylko zezwolą na to jego moce.

Thismet tymczasem ponad ramieniem Prestimiona obserwowała brata dyskutującego z Farąuanorem. Zauważyła ożywienie na twarzy Korsibara; mówił coś szybko, wykonując krótkie, gwałtowne gesty. Farąuanor, stojący niemal na palcach, by choć odrobinę zmniejszyć dzielącą ich różnicę wzrostu, próbował chyba dodać mu odwagi. Nagle Korsibar spojrzał na siostrę; odczytała z jego oczu zdumienie, oszołomienie, a chyba i gniew, i nagle poczuła, że musi, po prostu musi dowiedzieć się, jaki był efekt rozmowy przyjaciół.

Sanibak-Thastimoon tymczasem zalewał Prestimiona oceanem przepowiedni tak szybko, jak tylko był w stanie je wymyślać. Ubierał je w charakterystyczne dla jego zawodu mętne ogólniki, opowiadając o gwiazdach wędrujących wstecz po orbitach i mosiężnych wężach pożerających swe ogony. Takie lub inne konfiguracje miały zapowiadać takie lub inne zdarzenie o takich lub innych skutkach, jeśli oczywiście nie zaprzeczy im takie lub inne proroctwo wynikłe z tego i owego; ani razu nie wspomniał nawet o szczegółach.

Prestimion najwyraźniej zaczynał się nudzić. W odpowiedniej chwili, korzystając z przerwy w potoku słów, bardzo uprzejmie podziękował Su-Suherisowi. Zdążył jeszcze obdarzyćThismet krótkim, olśniewającym uśmiechem i niezwykle przenikliwym spojrzeniem, które ucieszyło ją, lecz jednocześnie doprowadziło do szału.

Po czym odszedł.

Tymczasem właśnie zbliżał się do niej Farąuanor. Dziewczyna poczuła ucisk w skroniach, w głowie zakręciło się jej nagle.