— Trudno uwierzyć.
— Ale wiesz przecież, że wielu ludzi chętnie jako Koronala widziałoby raczej ciebie niż Prestimiona.
— Owszem. Zdaję sobie z tego sprawę. Hrabia Farąuanor wspominał o tym całkiem niedawno, tego dnia kiedy piliśmy razem wino w Sali Bankietowej, tuż przed początkiem igrzysk. Proponował nawet, że poprowadzi dla mnie jakąś konspirację.
— Moja nowa służąca, Aliseeva, chętnie do tego ruchu dołączy. — Thismet uśmiechnęła się lekko. — Zaledwie wczoraj powiedziała mi, że to wielka szkoda, iż nie zostaniesz Koronalem, bo jesteś o wiele przystojniejszy i bardziej dostojny od Prestimiona. I że chciałaby, by istniał sposób na odsunięcie Prestimiona i utorowanie tobie drogi do tronu.
— Tak powiedziała?
— Ona i wielu innych.
— Czy naprawdę myślą, że jestem człowiekiem pozbawionym honoru i przyzwoitości? — spytał z gniewem Korsibar, lecz zaraz zmienił ton. — Aliseeva, mówisz? To ta ruda, z bardzo jasną skórą?
— Widzę, że już ją zauważyłeś. Chyba nie powinno mnie to dziwić. A co właściwie powiedziałeś Farąuanorowi wówczas, w Sali Bankietowej?
— Co miałem mu powiedzieć? Przecież doradzał mi zdradę.
— Wolisz nie robić nic jak dureń i zginąć? Korsibar przyjrzał się siostrze z namysłem.
— A więc rzeczywiście sądzisz, że w tych szaleńczych insynuacjach Dantiryi Sambaila jest coś, co warto traktować poważnie?
— Pamiętaj, że to krewny Prestimiona. Być może, zna jego skryte myśli. Moim zdaniem księciu opłacałoby się pozbyć ciebie po zdobyciu tronu. A nawet wcześniej.
— Prestimion to człowiek przyzwoity i honorowy.
— Mam wrażenie, że Prestimion jest w stanie udawać przyzwoitość i honor, tak jak udaje wszystko inne.
— To bardzo surowe słowa, siostro.
— Rzeczywiście, surowe.
Korsibar tylko machnął ręką i odwrócił się.
Łucznik komediant zszedł z linii strzału. Jego miejsce zajął jeden z synów księcia Serithorna, młody człowiek o niezwykle długich rękach i nogach. Strzelał wyjątkowo celnie i skutecznie, dorównując niemal Prestimionowi, lecz zabrakło mu jego doskonałości, a ostatnia strzała okazała się zdumiewająco niecelna. Otarła się zaledwie o tarczę i spadła na ziemię, co natychmiast wykluczyło go jako kandydata do nagrody. Chłopak zszedł ze strzelnicy zapłakany. Pojawił się dziewiąty zawodnik, po nim dziesiąty i jedenasty, a potem jeszcze jeden. Korsibar i Thismet przyglądali się im w milczeniu. Nawet na siebie nie patrzyli.
Podczas strzałów ostatniego z łuczników Korsibar nagle obrócił się ku siostrze.
— Załóżmy, oczywiście tylko teoretycznie, że Prestimion rzeczywiście zamierza usunąć mnie z drogi. Co w takim razie byś mi doradzała?
— Powinieneś oczywiście pierwszy jego usunąć z drogi — odparła natychmiast Thismet.
Książę był zaskoczony.
— Nie chce mi się wierzyć, że wypowiedziałaś te słowa. Doradzasz mi zamordowanie Prestimiona?
— Powiedziałam, że powinieneś usunąć go z drogi, a nie że powinieneś go zabić.
— To jak niby mam go usunąć?
— Zdobądź koronę, nim on zdoła po nią sięgnąć. Wówczas nie będzie miał jak cię zaatakować. Armia i lud będą twoje.
— Mam zdobyć koronę? — W głosie Korsibara brzmiało niedowierzanie.
— Ależ oczywiście, że tak! Posłuchaj przyjaciół, Korsibarze. Oni wszyscy czują to, co ja. — Słowa, zbyt długo powstrzymywane, wreszcie rzeką wyrwały się na wolność. — Zostałeś stworzony na Koronala, to twoje przeznaczenie i my już dopilnujemy, byś został Koronalem. Jesteś księciem o zaletach, które w naszym świecie spotyka się niezwykle rzadko. Ludzie to widzą i gdziekolwiek się obrócę, wszyscy o tym mówią. I wszyscy staną za tobą, gdy tylko ich wezwiesz. Uderzymy i zwyciężymy w ciągu jednego dnia. Farąuanor zdobędzie ci zwolenników wśród książąt, Farholt i Navigorn zgromadzą żołnierzy. Sanibak-Thastimoon gotów jest pognębić opozycję potężnymi czarami. Wykonasz swój ruch, gdy tylko Prankipin umrze. Sam ogłosisz się władcą, staniesz przed ludem jako król, a lud pozdrowi cię jako króla. Udasz się do ojca, kiedy wszystko będzie już przesądzone, i udowodnisz mu, że nie miałeś wyboru, mogłeś tylko stać z boku i zginąć.
— Cicho, Thismet! Nie mów nic więcej!
— Nie! Nie! Wysłuchaj mnie. Proroctwa wskazują na ciebie. Czy Sanibak-Thastimoon nie powiedział ci…
— Powiedział. Ucisz się. Błagam! Ani słowa!
— Będziesz Lordem Korsibarem!
— Dość tego, Thismet. — Korsibar zaciskał szczęki, aż napięły mu się mięśnie policzków, zupełnie jakby cierpiał męczarnie. — Ani słowa więcej — polecił jej jeszcze i jak poprzednio odwrócił się do niej plecami potężnymi i szerokimi jak kamienny mur.
Thismet wiedziała jednak, że jej brat słabnie. Dostrzegła, podobnie jak poprzednio Farąuanor, błysk pożądania w jego oczach; zareagował na komplementy dokładnie tak, jak się tego spodziewała. Kiedy się podda? Czy wystarczy jeszcze tylko raz popchnąć go we właściwym kierunku?
Być może. Ale z tym należało nieco poczekać. Znała chwiejny charakter brata, wiedziała, kiedy można skłonić go do podjęcia jakichś działań, a kiedy dać mu spokój. I tak posunęła się daleko.
— Zobacz — powiedziała. — Prestimion wraca na strzelnicę. Dlaczego? Pewnie odbierze nagrodę…
— Nagrody rozdane zostaną podczas uroczystości na zakończenie igrzysk — zauważył Korsibar.
— Więc po co wyszedł przed ludzi? Wygląda na to, że znów będzie strzelał.
Thismet miała rację. Prestimion trzymał w ręku łuk, na plecach miał kołczan pełen strzał. Jeden z sędziów wstał i oznajmił zgromadzonym, że zwycięzca konkursu łuczniczego, książę Prestimion z Muldemar, na zgłoszoną przez widzów prośbę da specjalny, dodatkowy pokaz swych umiejętności.
— To dość niezwykłe wydarzenie — zauważył Korsibar.
— Nic innego tylko polityczny manewr — stwierdziła stanowczo Thismet. — Po prostu stawiają go ludziom przed oczy, nie rozumiesz? Zależy im, żeby dobrze przyjrzeli się przyszłemu Koronalowi. Organizują przedstawienie, nic więcej.
Korsibar chrząknął potakująco.
Z wielu miejsc na trybunach rozległo się rytmiczne skandowanie: „Prestimion! Prestimion!”. Książę Muldemar uśmiechnął się, zasalutował w stronę lóż zajmowanych przez arystokrację, pomachał tłumowi ręką. Znów sprawiał wrażenie urodzonego przywódcy. Uniósł łuk i dał pokaz wspaniałych umiejętności, wypuszczając strzałę za strzałą błyskawicznie, bez namysłu. Strzelał z różnych odległości i pod różnymi kątami, bezbłędnie trafiając w środek tarczy.
— Prestimion! Prestimion! — krzyczeli zachwyceni widzowie.
— Kochają go — stwierdziła gorzko Thismet.
Korsibar znów tylko chrząknął, zupełnie jakby nie mógł się przemóc i potwierdzić jej opinii słowami. Sztywny, nieruchomy, przyglądał się wyczynianym przez Prestimiona cudom.
A były to prawdziwe cuda. Książę Muldemar dawał wspaniały popis swych umiejętności łuczniczych i widzowie reagowali nań z entuzjazmem. Thismet wbrew sobie również odczuła coś w rodzaju podziwu. Lecz na widok niewysokiego księcia z taką łatwością prezentującego mistrzostwo w sztuce łuczniczej czuła przede wszystkim nienawiść. Irytowała ją jego pewność siebie i to, jak dobitnie manifestował swą wyższość przez samo to, że powtórnie wyszedł na arenę, że dawał pokaz, podczas gdy igrzyska miały być przecież zawodami sportowymi, a nie spektaklem ku uciesze mas. Jak bardzo go za to nienawidziła! Marzyła, by któraś z jego strzał zawróciła i przeszyła mu gardło.