Выбрать главу

— Oczywiście, Mandrykarnie.

— Co powinniśmy uczynić w sprawie igrzysk?

— Igrzysk? Będziemy je kontynuować, oczywiście. Od momentu, w którym zostały przerwane. Najpierw jednak musimy pochować starego Prankipina tak uroczyście i z taką pompą, na jaką stać to ponure miejsce, po czym, jak mi się zdaje, powinna nastąpić ceremonia wyniesienia do władzy zarówno mojego ojca, jak i mnie. Następnie…

— Jeśli wolno mi coś powiedzieć…

Na twarzach Farąuanora i samego Korsibara pojawił się wyraz zdumienia. Mandrykarn ośmielił się oto przerwać Koronalowi w pół zdania, a to przecież niedopuszczalne. Korsibar jednak uśmiechnął się natychmiast, by okazać, że nie przywiązuje do tego wagi. Na razie to, co się działo, dla nich wszystkich było jeszcze nowe, przestrzeganie protokołu nie wydawało się w tej chwili sprawą najważniejszą. Gestem nakazał Mandrykarnowi kontynuować.

— Wydaje mi się, panie, że mądrze byłoby przerwać igrzyska i wyruszyć na Górę Zamkową jak najszybciej. Turnieje możemy zawsze zorganizować na miejscu. Nie wiemy, jaki będzie następny ruch Prestimiona. Gdyby powrócił na Zamek przed tobą, panie mój, gdyby rzucił ci wyzwanie…

— Myślisz, że Prestimion byłby zdolny do czegoś takiego? Moim zdaniem nie. On przecież szanuje prawo, a zgodnie z prawem Koronalem jestem ja.

— Panie mój, szanuję twój osąd sytuacji, niemniej… jeśli powoła się na zasadę, że syn nie może być Koronalem po ojcu, Koronalu…

— Przecież to nie prawo! — wtrącił ostro Farąuanor. — To tylko tradycja.

— Tradycja, która w ciągu siedmiu tysięcy lat zdążyła przerodzić się w prawo — odparł natychmiast Mandrykarn.

— W tym sporze zajmuję stanowisko Farąuanora i naszego władcy — wtrącił się do rozmowy Navigorn z Hoikmar. — Jeśli tradycja została gdzieś pogwałcona, to tylko w tym, że odchodzący Koronal wybiera i ratyfikuje swego następcę. Prestimion może podać w wątpliwość swobodę wyboru, jaką dysponował Lord Confalume, ratyfikacja jednak nastąpiła, czyż bowiem Confalume nie zasiadł z własnej woli na tronie Pontifexa stojącym obok tronu, który zajmował Koronal Lord Korsibar…

— Z własnej woli? — spytał Farąuanor.

— Powiedzmy, że mniej więcej z własnej woli. W każdym razie udzielił niewątpliwego poparcia Lordowi Korsibarowi, nie protestując przeciw objęciu przez niego władzy.

Słowa Navigorna spowodowały wśród zebranych pewne poruszenie, nie tyle ze względu na ich treść, ile na fakt, że Navigorn w ogóle je wypowiedział. Ten ciemnowłosy, potężny mężczyzna, który słynął z niespożytej siły i niezwykłej zręczności łowieckiej, nigdy jeszcze nie wykazał się talentem do abstrakcyjnego myślenia. Podobnie było zresztą także z Mandrykarnem. Korsibar podniósł dłoń do twarzy, kryjąc pod nią uśmiech. Czyżby samo przejęcie władzy spowodowało, że jego prostaccy przecież towarzysze do polowania wszyscy stali się nagle prawnikami?

Farholt spojrzał na obecnych spode łba płonącymi oczami.

— Mimo wszystko to, co naszym zdaniem zgodne z prawem, nie musi przecież być zgodne z prawem zdaniem Prestimiona. Zgadzam się z Mandrykarnem. Głosuję za odwołaniem igrzysk i jak najszybszym powrotem na Górę Zanikową.

Korsibar spojrzał na Lady Thismet.

— Siostro?

— Tak. Odwołaj igrzyska. Mamy teraz na głowie ważniejsze sprawy. A jeśli chodzi o Prestimiona, nie jest dla nas niebezpieczny. Kontrolujemy armię. Kontrolujemy machinę rządową. Jak mógłby wystąpić przeciw nam? Wskazać cię palcem, panie, i powiedzieć, że ukradłeś mu koronę? Ta korona nigdy przecież nie była jego, a teraz jest twoja i tak już pozostanie, panie, zdanie księcia w tej kwestii jest nieistotne.

— Posunąłbym się nawet do tego, by zaoferować Prestimionowi pozycję w nowym rządzie — powiedział z namysłem Farąuanor. — Żeby księcia ułagodzić i zapewnić sobie jego lojalność.

— Może pozycję Najwyższego Doradcy? — zaproponował Mandrykarn i wszyscy obecni roześmieli się… wszyscy oprócz Farąuanora.

— Oczywiście. To bardzo dobry pomysł — stwierdził Korsibar. — Za dzień lub dwa poślę po niego i zaproponuję jakieś stanowisko w radzie. Z pewnością jest tego godny, a jeśli nie okaże się zbyt dumny i przyjmie propozycję, będziemy w stanie kontrolować każdy jego krok. Co do igrzysk… Thismet ma rację.

Nie wznowimy ich, a w każdym razie nie tutaj. Wyścigi rydwanów i turniej rycerski możemy rozegrać w bardziej sprzyjającym czasie i na Zamku. Pogrzebiemy Prankipina, konsekrujemy nowego Pontifexa, wypełnimy najpilniejsze obowiązki i wyjedziemy na Górę. Niechże tak będzie.

— A co z twoją matką, panie? — spytał Farąuanor.

— Moją matką? — Korsibar spojrzał na niego zdumiony. — Co ma do tego moja matka?

— Stała się Panią Wyspy, panie mój.

— Na Boginię! Zupełnie o tym zapomniałem. Matka Koronala…

— Owszem, matka Koronala — przytaknął Farąuanor. — Jeśli matka Koronala żyje, oczywiście, a twoja matka żyje, panie mój. No więc stara ciotka Kunigarda idzie wreszcie na emeryturę, a Panią nas wszystkich zostanie lady Roxivail.

— Lady Roxivail — powtórzył zdumiony Mandrykarn. — Ciekaw jestem, co będzie miała do powiedzenia, kiedy się o tym dowie.

— A mnie ciekawi, kto będzie miał tyle odwagi, by przekazać jej tę wiadomość — zachichotała Thismet.

Lady Roxivail, piękna, próżna i dumna żona Lorda Confalume’a, porzuciła Koronala wkrótce po urodzeniu mu drugiego dziecka i wycofała się z życia publicznego do okazałego pałacu stojącego daleko na południu, na tropikalnej wyspie Shambettirantil. Z pewnością nigdy nie marzyła o pozostaniu jedną z Potęg Królestwa i wiążącej się z tym odpowiedzialności. Mimo to, z prawa i tradycji, należało oferować jej tę godność…

— Cóż — stwierdził Korsibar — sądzę, że ten temat możemy odłożyć na później. Jutro ktoś, kto lepiej ode mnie zna historię, może powiedzieć nam, jak długi jest dopuszczalny okres między ustanowieniem nowego Koronala a ustanowieniem nowej Pani. Niech Kunigarda nadal wysyła sny w świat, dopóki nie uzgodnimy, jak ją zastąpić.

— Panie mój, jak najszybciej musisz się też zająć kwestią starszyzny państwa.

— A to co znowu? Zdaje się, że potrafisz błyskawicznie wynajdować coraz to nowe problemy, Farąuanorze.

— Rzecz w tym, byś zapewnił sobie ich lojalność, panie mój. Co wymaga zapewnienia ich o twej miłości oraz formalnego pozostawienia ich na dawnych stanowiskach.

— Przynajmniej na razie — dodał Mandrykarn.

— Przynajmniej na razie — przytwierdził Farąuanor i oczy zabłysły mu jawną chciwością. — Niezręcznie byłoby jednak pozostawić ich w niepewności od razu na początku. Na twoim miejscu, panie mój, bezzwłocznie przywołałbym twego krewniaka, diuka Oljebbina, a zaraz po nim książąt Gonivaula i Serithorna, i oznajmił im, że ich rola w rządzie pozostaje niezmieniona.

— Doskonale. Dopilnuj, by zostali zaproszeni. I ostatnia sprawa…

Usłyszeli stukanie do drzwi i jednocześnie pojawił się służący.

— Panie, prokurator Dantirya Sambail prosi o dopuszczenie przed twoje oblicze.

Korsibar zawahał się, spojrzał na Thismet, zerknął na Farąuanora i dostrzegł, że on także marszczy brwi. Potężnemu prokuratorowi nie mógł jednak tak po prostu odmówić audiencji.

— Niech wejdzie — rozkazał.

Dantirya Sambail nadal miał na sobie wspaniałą złotą zbroję, mosiężny hełm trzymał jednak teraz pod pachą, co można było uznać za gest szacunku wobec nowego władcy. Wszedł do sali, jakby ją zdobywał, jakby jego wysunięty do przodu rudy łeb i czerwona piegowata gęba były głowicą tarana bojowego.