Выбрать главу

— Dostrzegliście ją może? — pytał Gialaurys, nie tak uczony jak pozostali i niezbyt świadomy sekretów nauki.

Septach Melayn, którego nie opuszczał dobry humor, odpowiadał wówczas:

— Czy to nie ten szary punkt po naszej prawej?

— To tylko chmura, Septachu, to tylko chmura — poprawiał go Svor. — Przecież doskonale o tym wiesz.

— Jeśli Góra jest rzeczywiście tak wysoka, dlaczego nie widać jej w każdym punkcie Majipooru? — spytał Gialaurys.

Prestimion, zataczając dłońmi w powietrzu kształt kuli, odpowiedział:

— Nasz świat wygląda właśnie tak, Gialaurysie. A jest o, taki wielki! — Prostował ramiona na boki tak daleko, jak tylko był w stanie sięgnąć. — Trudno to sobie wyobrazić. Mówią, że jest największy z tych, na których mogą żyć ludzie. Mówią, że w najszerszym miejscu jest dziesięciokrotnie większy od Ziemi, z której przybyliśmy tu tyle setek wieków temu.

— Ja słyszałem, że jest jeszcze większy. Dwanaście, a może czternaście razy większy pośrodku od Ziemi — wtrącił Svor.

— Dziesięć, dwanaście czy czternaście razy, to nie stanowi najmniejszej różnicy. Majipoor jest ogromny, Gialaurysie, a kiedy poruszamy się po jego powierzchni, zagina się ona, o tak. — Znów nakreślił dłońmi kształt kuli. — Nie widzimy tego, co znajduje się daleko, ponieważ krzywizna jest taka wielka i rzeczy kryją się poza jej granicą. Nawet Góra.

— Ja tam nie widzę żadnej krzywizny — upierał się Gialaurys. — Popatrzcie, płyniemy Glayge i wszystko wokół nas jest płaskie aż po horyzont. Nie płyniemy po żadnej krzywiźnie, jeśli mnie oczy nie mylą.

— Ale szczyt Góry Zamkowej wznosi się w powietrze wyżej niż teraz jesteśmy? — spytał Septach Melayn.

— Szczyt Zamkowej Góry wznosi się wyżej niż wszystko.

— No więc świat musi zakrzywiać się w dół między nami a Górą Zamkową, ponieważ Góra jest wysoko, a my nie. Dlatego właśnie rzeka płynie tylko w jednym kierunku, z Góry przez Labirynt do Aruachosii, a nigdy z Aruachosii w kierunku Góry, bo i jak woda mogłaby płynąć pod górę? Krzywizna jest jednak bardzo łagodna z powodu wielkości naszego świata, poza granicą kręgu schodzi o tak, tak, tak, bardzo powoli, więc większość świata wydaje się nam płaska, choć w rzeczywistości zawsze się zagina. Lecz mimo że krzywizna jest taka łagodna, kiedy odległości sięgają wielu mil, staje się wielka. Dlatego właśnie Góry nie widać z tak daleka. Ukrywają ją przed nami setki mil wydętego brzucha świata, leżącego między tym punktem i tamtym… czy prawidłowo to wyjaśniłem, Prestimionie?

— Dokładnie i wytwornie, z właściwą ci w każdych okolicznościach dokładnością i wytwornością.

— A kiedy wreszcie zobaczymy Górę? — spytał Gialaurys, który słuchał wyjaśnień niecierpliwie, marszcząc czoło.

— Kiedy przesuniemy się dalej na krzywiźnie, zbliżymy do domu. Z całą pewnością za Pendiwane, zapewne nawet za Makroposopos, być może dopiero w Mitripond.

— Przecież te miasta są bardzo daleko stąd! »• Oczywiście.

— Więc jeśli nie ma szansy na dostrzeżenie Góry, póki nie miniemy Makroposopos, od którego nadal dzieli nas wiele mil, powiedz mi, Prestimionie, dlaczego kiedy obserwowałem cię dzisiaj rano, widziałem, że patrzysz na północ, na tę plamkę ciemności, którą Svor nazwał chmurą?

Na to wszyscy się roześmieli. Nawet Prestimion.

— Dlatego, Gialaurysie, że równie mocno jak ty, a może nawet mocniej pragnę zobaczyć Górę i wyglądam jej nawet wówczas, gdy wiem, że nie będę w stanie jej zobaczyć.

— Więc niech Bogini sprawi, byśmy dostrzegli ją szybko — zakończył rozmowę Gialaurys.

Mimo iż wzdłuż brzegów dolnej Glayge znajdowało się mnóstwo miasteczek i nawet kilka miast dużych i znanych, Prestimion polecił kapitanowi łodzi mijać je wszystkie. Kusiło go, oczywiście, by wyjść na brzeg, porozmawiać z ludźmi, dowiedzieć się, jak zareagowali na przejęcie władzy przez Korsibara, wolał jednak przeprowadzić te rozmowy dalej, w górze rzeki. Nie miał pojęcia, jak długo Korsibar zamierza pozostawać w Labiryncie teraz, gdy Prankipin leżał w grobie, Confalume przejął obowiązki Pontifexa, a nie chciał spotkać uzurpatora i jego otoczenia po drodze na północ.

Im szybciej podróżowali doliną Glayge, tym lepiej. Bardzo prawdopodobne, że nowy Koronal zatrzyma się w niektórych z mijanych miast, by odebrać hołd ich mieszkańców. Jeśli oni się pospieszą, mają szansę dotrzeć na górę sporo przed nim. Na Górze zaś czeka go — być może — ciepłe powitanie ze strony tych, którzy sprzeciwiali się uzurpacji.

Gdy jednak osiągnęli brzeg jeziora Roghoiz, nie mieli wyboru, musieli się zatrzymać. Zmieniali tu statek; płaskodenne, podobne barkom łodzie, z powodzeniem żeglujące pod prąd łagodnej Glayge między jeziorem a Labiryntem, nie były dostosowane do żeglugi po bystrzejszym, groźniejszym prądzie górnej Glayge. Należało przypuszczać, że znalezienie i wynajęcie •odpowiedniej jednostki zabierze im dobre kilka dni.

Nad Roghoiz przybyli o świcie, będącym najlepszą porą dnia; w świetle wschodzącego słońca powierzchnia gigantycznego jeziora lśniła niczym lustro. Niemal dokładnie w tej chwili ich łódź przepłynęła ostatnią śluzę na kanale i wraz z prądem rzeki skręciła ostro na wschód. Jezioro mieli wprost przed sobą. Słoneczne promienie, padające przez przerwę między szczytami niskich, dalekich wzgórz, odbijające się od lustra wód, zmieniały je w płaszczyznę srebra świecącą bielą tak mocno, że niemal oślepiała.

Roghoiz było ogromne. Można by zatopić w nim całe narody mniejszych niż Majipoor światów. Wszystkie, nawet malutkie strumyki spływające z południowo-zachodnich wzgórz uchodziły do Glayge, która opadała ostro masą wody po długiej stromiźnie zboczy gór, tysiącami mil i setkami wodospadów spadających z kolejnych płaskowyży, aż wreszcie rzeka wypływała na równinę, rozlewała się szerzej i uspokajała. Pośrodku rozciągającej się tu równiny powstało płytkie jezioro wystarczająco wielkie, by pomieścić niesioną przez nią wodę, i było to właśnie jezioro Roghoiz.

Wzdłuż brzegu jeziora rozciągały się płaszczyzny jaskrawo-pomarańczowego błota. Tu właśnie stały słynne domy na podporach, składające się na sieć małych rybackich wiosek — były ich zapewne tysiące — w których mieszkały miliony rybaków.

Domy na podporach były w części konstrukcjami naturalnymi, podobnymi do jeszcze od nich słynniejszych domów-drzew z Tremoyne na zachodnim wybrzeżu Alhanroelu. Ludzie z Tremoyne żyli jednak wewnątrz swych drzew, formując pokoje z giętkich gałęzi, rybacy zaś używali drzew jako platform, na których mogli wygodnie budować.