Выбрать главу

— I zostanę nim.

— Doskonale. Ale musisz wdzięczniej znosić głupców. Bogini stworzyła ich legiony, a ciebie ustanowiła ich królem.

Pozdrowiła brata gestem rozbłysku gwiazd — tym razem szczerze okazała władcy szacunek — przesłała mu całusa i wyszła.

Korsibar odpoczywał przez dwie godziny, nim znów wezwały go obowiązki. Zaledwie zdążył się wykąpać i ubrać, a już pojawił się Oljebbin z jakimiś papierami, które koniecznie trzeba było podpisać i wysłać kurierem na Górę Zamkową; podpisał je bez czytania, Oljebbin powiedział mu, że to zwykłe rutynowe sprawy. Jako następny pojawił się Farholt z informacją, jak rozsadzeni zostaną goście podczas wieczornego bankietu, który władze miasta wydały oczywiście na cześć Koronala; po Farholcie przybył Farąuanor z misją nakłonienia władcy do mianowania właśnie jego Najwyższym Doradcą, co czynił przez tajemnicze wzmianki i kompromitujące plotki, aż Korsibar z trudem powstrzymywał się, by w gniewie nie kazać mu się wynieść. Następnie pojawił się Dantirya Sambail, który właśnie usłyszał nieprzyzwoity dowcip o Prestimionie i Septachu Maleynie i po prostu musiał podzielić się nim z Koronalem natychmiast.

Po południu Korsibar pojawił się w ogrodzie pałacu. Tym razem nie nosił korony, chciał bowiem sprawdzić, czy bez niej nadal będzie czuć się władcą. Przyjął tam hołd delegacji właścicieli ziemskich i największych farmerów prowincji. Potem miał chwilę, by wychylić kielich wina w towarzystwie Mandrykarna, Venty i kilku innych najbliższych przyjaciół, po czym przyszedł czas na bankiet, na zbyt wiele ciężkiego wina i zbyt wiele ciężkich potraw, góry smażonych warzyw i wielkie kawały jakiegoś jasnego mięsa marynowanego w przyprawianym winie, a następnie słodzonego owocami jujuga. Mowę wygłosił przywołany najwyraźniej do porządku burmistrz Ildikar Weng, nie wspominając wcale o Prankipinie, Confalumie i innych dostojnych gościach z przeszłości, z niewypowiedzianym wręcz optymizmem wypowiadając się za to o wielkich czynach, na które zdobędzie się w przyszłości Lord Korsibar. Młody władca odpowiedział uprzejmie, jakkolwiek krótko, prawdziwe krasomówcze popisy pozostawiając Gonivaulowi, Oljebbinowi i Farąuanorowi; każdy z nich pięknymi, lecz pustymi słowami opowiedział o wspaniałych czasach, jakie dzięki zmianie władzy nastaną dla mieszkańców doliny Glayge.

Żaden z mówców nie ośmielił się zignorować nowej gwiazdy, wręcz przeciwnie, wszyscy nazywali ją „gwiazdą Lorda Korsibara”. I wszyscy także wychwalali ją jako oznakę wielkości tej chwili i nadchodzących wspaniałych lat. Po bankiecie, kiedy przed udaniem się do swych pokoi goście zebrali się na otwartym powietrzu, pod niebem nocy, Korsibar raz za razem spoglądał w niebo, wpatrując się w jasną gwiazdę i powtarzając w myślach: „To gwiazda Lorda Korsibara. To gwiazda Lorda Korsibara”. I znów duszę zalało mu uczucie wielkości przeznaczenia, które wyniosło go tak wysoko, które sprawiło, że przeżyje swe życie jako Koronal.

Nocą Korsibar miał przesłanie od Pani Wyspy, pierwsze od wielu, bardzo wielu lat.

Pani rzadko zwracała uwagę na książąt Góry. Otaczała opieką przede wszystkim zwykłych obywateli, którym jej sny służyły jako pociecha i przewodnictwo w drodze życia. Teraz jednak pojawiła się w jego śnie. Gdy tylko zamknął oczy, poczuł, jak wciąga go wir błękitu, wir ze złotym jądrem, wiedział, że opór na nic się nie zda, więc pozwolił się nieść i przepłynął przez owo złote jądro w krainę cienia i mgły.

Czekała tam na niego; czekała w ośmiobocznej komnacie o ścianach z białego kamienia — była to jej komnata w wewnętrznej świątyni, znajdującej się na najwyższym tarasie Wyspy Snu. Lady Kunigarda chodziła wokół ośmiobocznego basenu umieszczonego pośrodku komnaty, starsza kobieta, fizycznie bardzo podobna do swego brata Confalume’a, o ostrych rysach, szeroko rozstawionych szarych oczach, wysokich kościach policzkowych i pełnych, stanowczych ustach.

Poznał ją od razu; starszą siostrę ojca, wyniesioną do godności Pani Wyspy, gdy on i Thismet byli jeszcze małymi dziećmi. Teraz, kiedy na Zamku nastał nowy władca, jej rządy musiały się skończyć. Spotkał ją zaledwie trzykrotnie. Była kobietą stanowczą, o wielkiej sile woli, pełną majestatu podobnie jak jej brat Confalume.

Patrzyła teraz na niego surowo poprzez zasłonę snu.

— Śpisz w łożu króla, Korsibarze — powiedziała. — Opowiedz mi, jak do tego doszło.

— Jestem królem, pani — odpowiedział tonem pokory, jak nauczono go w najwcześniejszym dzieciństwie. — Czy widziałaś mą gwiazdę? To gwiazda króla. Gwiazda Lorda Korsibara.

— Owszem — odparła. — Gwiazda Lorda Korsibara. Ja też ją dostrzegłam, Korsibarze.

Rozpoczęła opowieść o powstaniu tej gwiazdy, o nim samym i o jego siostrze, i o ojcu obojga, od niedawna Pontifeksie, i o tym, jak przez tysiące lat na świecie pojawiali się nowi Koronalowie i Pontifexowie, i jak z tego świata schodzili, i o wielu innych sprawach. W jej opowieści tyle jednak było wątków, następujących po sobie chaotycznie, tyle nie związanych z nią pozornie informacji, że zaledwie był w stanie śledzić logikę jej wywodu. Miał wrażenie, że Pani Wyspy w każdym momencie mówi o trzech wzajemnie sprzecznych rzeczach naraz, tak że każdy postawiony przez nią wniosek sam w sobie zawierał sprzeczności i dowody na jego obalenie, co oczywiście nie ułatwiało znalezienia wątku wiążącego początek opowiadanej historii z jej końcem.

Nagle Kunigarda przerwała. Patrzyła na niego zimnym, nieruchomym spojrzeniem, po czym odeszła. Korsibar obudził się zmieszany i zaniepokojony. Miał wrażenie, że silna osobowość tej starej kobiety nadal wypełnia jego duszę, niczym echo wielkiego dzwonu, który przestał dzwonić zaledwie przed chwilą. Próbował wyciągnąć jakieś wnioski z tego snu, próbował przypomnieć sobie ścieżkę, jaką podążały jej myśli.

Uznała go za legalnego Koronala, tego w każdym razie był pewien, bo przecież kilkakrotnie zwracała się do niego „Lordzie Korsibarze”, prawda? I Confalume’a też nazwała Pontifexem. Z drugiej strony przynajmniej raz powiedziała o ojcu „więzień”. Czy miała na myśli więźnia Labiryntu — w ten sposób mówiono czasami o Pontifexach — czy też raczej więźnia ostatnich wydarzeń? To nie było jasne. Zresztą wszystko wydawało się niejasne w tym śnie, zawierał mgliste, niezrozumiałe fragmenty proroctw, zwiastujących być może nadchodzące kłopoty i sposoby ich zapobieżenia. Kto jednak miał mieć kłopoty, kto miał im zapobiec? Czy mówiła o Prestimionie, który kłopotów już miał pod dostatkiem, czy też o kimś innym?

Korsibar pozostał w niepewności i strachu. Niewiele ze snu zrozumiał, miał jednak wrażenie, że otworzyła się przed nim głęboka jama, z której wypełzły na świat wątpliwości, zwiastujące nagłą odmianę fortuny, a z perspektywy szczytu Góry Zamkowej jego los mógł się odmienić wyłącznie na gorsze. Ze szczytu Góry Zamkowej nie mógł wznieść się wyżej, tylko spadać i kiedy analizował sen, ogarniało go coraz silniejsze wrażenie, że prorokował właśnie upadek. Tylko czy o to właśnie chodziło Kunigardzie, czy też tę interpretację spowodował wyłącznie atak wątpliwości, zrozumiały wobec nagłych korzystnych obrotów losu?