Выбрать главу

— A gdybyśmy we śnie dostali instrukcję, by szukać pomocy u Metamorfów w Ilirivoyne albo dzikich ludzi żyjących wśród śniegów gór z Wyżyny Khyntor, czy też nakłaniałbyś nas, byśmy jej tam szukali? — W głosie Prestimiona nadal brzmiał ton kpiny.

— Sen wskazał nam Triggoin — upierał się Gialaurys. — Z pewnością będę głosował za Triggoin, jeśli nic nie wskóramy na Zamku.

Uczepił się tego pomysłu, rozważał go bezustannie, snuł plany, a tymczasem „Termagant” szybko minął Pendiwane i zbliżył się do Makroposopos, gdzie zgodnie z zaleceniami kapitan Vort mieli uzupełnić zapasy. Sen Svora napełnił Gialaurysą energią i nadzieją. Po raz pierwszy od wielu tygodni w jego oczach pojawił się wojowniczy błysk, wywołany marzeniami o dalekim, północnym mieście.

Magowie z Triggoin naprawią zło wyrządzone światu, upierał się Gialaurys. Bezgranicznie wierzył w ich możliwości. Twierdził, że w Triggoin można opanować wszystkie nauki tajemne. Już od dłuższego czasu zamierzał odbyć tam pielgrzymkę, oczywiście tylko w celu oczyszczenia duszy, oferować się wielkiemu magowi lub któremuś z czarodziei jako prosty służący, a w nagrodę nauczyć się ich sztuki. Z całą pewnością Prestimion nie zrezygnuje z ich pomocy, kiedy zawiodą wszystkie inne sposoby, powtarzał, przecież to niemożliwe, niemożliwe, niewyobrażalne! Moc magów da mu siłę, by przywrócić skrzywdzony świat do poprzedniego, szczęśliwego stanu. Gialaurys wierzył w to całą duszą. Mówił o tym i mówił, i mówił, i mówił, a łódź tymczasem przybyła do portu w Makroposopos.

Tu czekała ich jednak nieprzyjemna niespodzianka. Tkacze z Makroposopos najwyraźniej byli ostatnio bardzo zajęci, wzdłuż brzegu bowiem zwieszały się portrety przedstawiające w miarę wiernie Lorda Korsibara, a przy nich flagi w królewskich kolorach, zielonym i złotym. Najwyraźniej spodziewano się tu wizyty władcy i obywatele miasta gorączkowo przygotowywali się, by podjąć go właściwie.

— Czy po zapasy możemy zatrzymać się w którymś z miast leżących dalej w górze rzeki? — spytał panią kapitan Prestimion.

— Tak, w Apocrune albo Stangard. Może zdołamy dopłynąć nawet do Nimivan, ale wolałabym zatrzymać się wcześniej.

— Dobrze, niech będzie Apocrune albo Stangard, albo Ni-mivan, albo gdziekolwiek indziej — zdecydował książę.

Popłynęli dalej, nie zatrzymując się w Makroposopos.

Niezliczone portrety Korsibara powiewające wzdłuż nabrzeży portu w Makroposopos doprowadziły Gialaurysa do prawdziwej furii. W zapomnienie poszły marzenia o mieście magów i uzyskaniu ich pomocy; teraz Gialaurys doradzał, by jak najszybciej dotrzeć na Górę, gdzie Prestimion ogłosi się Koronalem i zajmie właściwe sobie miejsce, uderzając równie pewnie i celnie jak Korsibar w Labiryncie.

— Jakoś zrobimy dla ciebie tę koronę — twierdził. — Przejdziesz przez Łuk Dizimaule’a, niosąc ją na czole, a my obok ciebie, uzbrojeni po zęby i co krok pozdrawiający cię gestem rozbłysku gwiazd.

— Korona? Rozbłysk gwiazd? — powtórzył Prestimion.

— Owszem, korona! A kiedy wyjdą zobaczyć, kto przyjechał, ogłosisz się prawdziwym Koronalem Lordem Prestimionem, zgodnie z zamiarami Confalume’a, zmusisz ich, by przed tobą uklękli, co uczynią chętnie, gdy zobaczą, jaki jesteś dostojny. Natychmiast uświadomią sobie, że Korsibar nie miał prawa zrobić tego, co zrobił, że jest fałszywym królem, a ty zasiądziesz na tronie, przyjmiesz hołd Zamku i wreszcie skończy się całe to błazeństwo.

— Jakie to proste — powiedział cicho Svor. — Brawo, Gialaurysie.

— Brawo! — zawtórował mu Sepiach Melayn zupełnie innym tonem. Oczami miotał błyskawice. Porwała go najwyraźniej śmiałość i prostota planu. Dokonany przez Korsibara przewrót jego też doprowadzał do wściekłości dorównującej chyba wściekłości Gialaurysa.

Ten plan gwarantuje sukces, twierdził Septach Melayn. Urzędnicy Zamku to zwykli tchórze bez zasad i próżniacy, odwagą nie przewyższający stada blavów, a miękcy jak zamieszkujący bagna gromwark. Im nie robi różnicy, czy Koronalem jest Korsibar czy Prestimion, potrzebują władcy. Kto dotrze na Zamek pierwszy, wypełni tę potrzebę. Podczas gdy Korsibar zwleka w drodze, radując się gościnnością mieszkańców Pendiwane, Makroposopos czy Apocrune, Prestimion może zająć Zamek i władza sama wpadnie mu w rękę niczym jagoda thokka spadająca z krzewu.

Otrzymawszy takie poparcie, Gialaurys rozochocił się jeszcze bardziej. Przez parę minut obaj z Melaynem przekrzykiwali się coraz energiczniej, aż wreszcie zdołali przekonać się nawzajem, że rzeczą najłatwiejszą w świecie będzie przywrócić Prestimionowi władzę, po prostu apelując do ludzkiego rozsądku i poczucia sprawiedliwości.

Po pewnym, dość długim czasie zaczęli się wreszcie uspokajać i wówczas zwrócił się do nich Svor, a w jego spojrzeniu była wyłącznie pogarda.

— Moi panowie — powiedział — w życiu nie słyszałem planu głupszego i bardziej szalonego. Czyżbyście obaj byli niespełna rozumu? Gdyby tron mógł objąć każdy książę, który wejdzie do Zamku i ogłosi się Koronalem, mielibyśmy nowego Koronala za każdym razem, kiedy stary wyjedzie choćby na jeden dzień!

Sepiach Melayn i Gialaurys, uciszeni zabójczą kpiną w jego głosie, nie odpowiadali.

— Weźcie także pod uwagę — dodał Prestimion — że Pontifex Confalume nie potępił otwarcie dokonanego przez syna przewrotu i nigdy go nie potępi. „Co się stało, to się nie odstanie” — takie słowa wypowiedział do mnie w Labiryncie. „Teraz rządzi Korsibar”. I rzeczywiście, rządzi.

— Nielegalnie — stwierdził Septach Melayn.

— Błagam więc, wytłumacz mi, jakie ja mam legalne podstawy, by się domagać tronu? Czy kiedykolwiek nazwano mnie następcą Koronala? Korsibar cieszy się przynajmniej błogosławieństwem Pontifexa. W oczach ludu ja będę uzurpatorem, nie on, jeśli w jakiś sposób uda mi się zająć Zamek. Podkreślani, jeśli uda mi się zająć Zamek.

Septach Melayn i Gialaurys popatrzyli na siebie tępo. Nadal milczeli. Wreszcie Melayn lekko wzruszył ramionami, przyznając w ten sposób, że dotarły do niego argumenty Prestimiona.

— Słuchajcie — mówił dalej Svor, ostro i zdecydowanie. — Uzgodniliśmy strategię. Na Zamek udajemy się jako lojalni poddani Koronala Lorda Korsibara, będziemy zginać przed nim kolana, a jednocześnie w sekrecie, nie spiesząc się, poszukamy wsparcia w dziele obalenia go i osadzenia na tronie księcia Prestimiona. Nim wszystkie wady Korsibara jako władcy w pełni się ujawnią, może minąć wiele czasu, całe lata. Błagam was jednak, byście uszanowali ten plan, jest bowiem najlepszy z tych, które mamy. Nie unośmy się już, proszę, i zaprzestańmy marżeń o prostym ogłoszeniu Prestimiona władcą w nadziei, że nasi przeciwnicy poddadzą się bez słowa.

W Apocrune powiewało jeszcze więcej sztandarów z portretem Korsibara, na rozkaz Prestimiona pożeglowali więc dalej. Dimithair Vort zwróciła im uwagę, że muszą jednak gdzieś odnowić zapasy i w tym celu najlepiej będzie zatrzymać się w miasteczku Stangard. Prestimion musiał się na to zgodzić. Z przyjemnością stwierdził, że tam przynajmniej nie powitały go proporce i portrety nowego Koronala.

W Stangard na uwagę zasługiwały dwie rzeczy. Przede wszystkim wodospady, tu bowiem zaczynała się wielka szczelina w powierzchni ziemi, otwierająca się na zachód. Zjawisko geologiczne, które spowodowało zapadlisko, wrzuciło także w koryto rzeki wielki, na milę długi głaz, pojedynczą bryłę różowego granitu przypominającego kształtem leżącą na boku kromkę chleba. Glayge opływała ją z obu stron. Wschodnim korytem płynęła gładko na południe, omijając miasto w drodze do dalekiego morza. Zachodnim korytem płynął mniejszy, lecz nadal potężny strumień wody i spadał przez krawędź szczeliny, tworząc pojedynczy wodospad o wysokości ponad siedmiu tysięcy stóp.