Выбрать главу

— Właściwe zaklęcia — skrzywił się Prestimion. — Aha.

— Powiedział mi także, że nie będziesz Koronalem, kiedy umrze stary Pontifex. Powiedział mi to na pięć dni przed twoim wyjazdem z Labiryntu.

— Ach! — westchnął Prestimion. — Mam wrażenie, że wszyscy o tym wiedzieli. Wszyscy oprócz mnie.

Cała dolina Muldemar zasługiwała na miano pięknej, posiadłość Prestimiona zajmowała jednak miejsce najpiękniejsze. Z domu nie widać było Zamku, o ile nie patrzyło się wprost w niebo. Wiały tu łagodne wiatry, w powietrzu unosiła się ciepła mgła. Tu, w zawsze zielonej krainie między Grzbietem Kudarmar i niezbyt bystrą rzeką Zemulikkaz mila za milą ciągnęły się posiadłości księcia i tu stał dom książąt z Muldemar, biały, duży, dwustu-pokojowy, o trzech skrzydłach, strzeżony przez czarne wieże.

Prestimion urodził się w tym domu, lecz podobnie jak większość przedstawicieli wielkich rodów mieszkał na Zamku i tam też pobierał nauki; na łono rodziny wracał zaledwie na kilka miesięcy w roku. Od śmierci ojca był faktyczną głową rodziny, prezydował więc podczas różnych ważnych rodzinnych uroczystości, w ostatnich latach jego nagłe wyniesienie w hierarchii, aż na domniemanego następcę Lorda Confalume’a, wymagało niemal stałej obecności na Zamku.

Ten czas się skończył i Prestimion stwierdził, że wcale nie jest mu przykro zamieszkać w dawnym apartamencie w domu. Był on wielki, mieścił się na drugim piętrze, okna zaś wychodziły na potężne zbocze szczytu Sambattinola. Rżnięta kwarcowa szyba w wielkim oknie, dzieło niedościgłym mistrzów ze Stee, powodowała, że pokoje zalane były jasnym światłem, na ścianach zaś znajdowały się freski o delikatnej tonacji, szmaragdowej, niebieskiej i różowej, oraz roślinne filigrany, skomplikowane i o nieodgadnionym wzorze, charakterystyczne dla artystów z Haplior.

Właśnie tu Prestimion wykąpał się, wypoczął, ubrał, po czym przyjął wizyty trzech młodszych braci. Po długim rozstaniu niemal ich nie poznawał; w ciągu roku niesłychanie wyrośli i zmężnieli.

Każdy z nich wyraził oburzenie i gniew z powodu niegodnej kradzieży korony, jakiej dopuścił się Korsibar. Najmłodszy, piętnastoletni Teotas, najsilniej naciskał, by Prestimion natychmiast wypowiedział wojnę postępującemu jakże bezprawnie synowi Confalume’a, i z największym naciskiem podkreślał, że jest gotów umrzeć w obronie praw brata. Osiemnastoletni Abrigant, który o dwie głowy przerastał braci, niemal dorównywał mu w gniewie. Nawet inteligentny, zamiłowany w paradoksach Taradath, dwudziestotrzyletni, bardziej zainteresowany pisaniem ironicznych wierszy niż sztuką wojenną, wydawał się bez reszty opanowany ideą zemsty.

Prestimion obejmował ich po kolei, obiecał, że przeznacza im wielką rolę w działaniach, które podejmie, nie mówił jednak o tym dokładniej. W rzeczywistości sam nie miał pojęcia, co powinien robić. Za wcześnie jeszcze było snuć plany.

Pierwsze tygodnie po powrocie do domu spędził w miłym lenistwie. Z czasem wróciła mu pogoda ducha i nawet się uśmiechał, co się nie zdarzało od wyjazdu z Labiryntu.

Uznał, że najmądrzej będzie nie pojawiać się więżącym niedaleko rodowej posiadłości mieście. Nie chciał być świadkiem, jak obywatele Muldemar składają przysięgę na wierność Korsibarowi, nie powinien zaś dopuścić do tego, by — kiedy go rozpoznają, a był tam przecież dobrze znany — przekonywali go do zbrojnej rozprawy z uzurpatorem. Spędzał więc dni, pływając w chłodnych wodach Zemulikkaz, spacerując w otaczającym dom parku oraz polując na bilantoony i khagmary w należącym do rodziny rezerwacie. Sepiach Melayn i Gialaurys nie odstępowali go nawet na krok. Podobnie Svor, ten jednak pojawił się dopiero teraz, najpierw bowiem odwiedził miasto Frangior, gdzie mieszkała pewna bliska mu kobieta. Wrócił przybity.

— Tam wszyscy wrzeszczą na cześć Korsibara — oznajmił. — Korsibar jest już na Zamku, wspaniały, królewski i w ogóle. Frangior tonie w jego portretach.

— Muldemar także? — spytał Prestimion.

— Może nie aż tak, ale i tam pełno jest plakatów. Niektórzy wywieszają też twoje portrety, lecz ktoś je zrywa. W Muldemar ludzie bardzo cię lubią.

— Tego należało oczekiwać. Ale nie mam zamiaru ich do niczego zachęcać.

Czasami w godzinach samotności Prestimion przeglądał książki w wielkiej bibliotece domu Muldemar, przede wszystkim książki historyczne, z których dar sprawił mu taką przykrość, gdy był jeszcze chłopcem. Na ich stronach znalazł fascynujące relacje o bohaterach dawnych wieków; mówiły one o ustanowieniu Pontyfikatu pod Dvornem, śmiałych wyprawach na Górę Zanikową, gdy nie nadawała się ona jeszcze do zamieszkania, wojnie Stiamota przeciw Zmiennokształtnym, o ekspedycjach podróżniczych na spalone słońcem południe i przeraźliwie mroźną północ, i o próbach przepłynięcia Morza Wielkiego. Prestimion wczytywał się w annały Koronali i Pontifexów, których imiona znaczyły dla niego nic albo niewiele: Hemias, Scaul, Methirasp, Hunzimar, Meyk, i oczy zachodziły mu mgłą. Nigdzie nie znalazł jednak wzmianki o próbie zagarnięcia tronu. Pewnego dnia zapytał Svora:

— Słuchaj, czy to możliwe, że jesteśmy tak cnotliwi, iż w ciągu trzynastu tysięcy lat naszej historii nikt, dosłownie nikt nie próbował bezprawnie zagarnąć tronu?

— Jesteśmy więc królestwem pokornych świętych. — Svor pobożnie wzniósł oczy do nieba.

— Z całą pewnością nie jesteśmy.

— A więc… — Svor postukał palcami w zakurzoną skórzaną okładkę książki, którą trzymał Prestimion — być może, pewne niepochlebne epizody naszej historii zaginęły w ludzkiej pamięci i nie pojawiają się w księgach.

— Jak sądzisz, zaginęły przypadkiem?

— Skąd mogę wiedzieć?

Z przekornego błysku w oczach łatwo było jednak wywnioskować, że Svor wierzy, iż prawdę zafałszowano celowo. Książę nie kontynuował tematu. W końcu jego przyjaciel wszędzie węszył przeróżne spiski i złowrogie machinacje. Ale czy to możliwe, że nigdy nie zdarzyło się nic podobnego? Czy naprawdę Prestimionowi jako pierwszemu w ciągu trzynastu tysięcy lat sprzątnięto koronę sprzed nosa?

W Labiryncie, w Rejestrze Dusz, znajdowały się oczywiście kapsuły, na których od czasów Lorda Stiamota ludzie nagrywali dla potomności swe najtajniejsze wspomnienia. Surowe, nie ocenzurowane dane z tych kapsuł zawierały prawdopodobnie prawdziwsze informacje o przeszłości niż niezbyt godne zaufania relacje historyków. Rejestr Dusz niedostępny był jednak dla zwykłych ludzi, a poza tym kapsuł było wiele miliardów i jeśli ktoś nie wiedział, czego szuka, nie miał szans na znalezienie w nich niczego użytecznego. Rejestr nie miał żadnego katalogu ani indeksu, nie sposób było przejrzeć jego zawartości pod kątem: „Tron królewski, próby uzurpacji”. Przypadkowe poszukiwania w liczącym sobie siedem tysięcy lat archiwum wydawały się z góry skazane na niepowodzenie; znalezienie w nim czegokolwiek interesującego mogło równie dobrze zabrać kolejne siedem tysięcy lat.

Prestimion przestał więc o tym myśleć. W końcu nie było to przecież aż takie ważne. Pontifex Confalume wypowiedział słowa, niestety, prawdziwe, kiedy stwierdził: „Co się stało, to się nie odstanie”. Korsibar miał władzę. Nie wiedząc, co winien zrobić, Prestimion oddał się przyjemnościom odpoczynku w rodzinnym domu w towarzystwie rodziny i przyjaciół. I czekał.

Zaproszenie do odwiedzin w domu Prestimiona pod Muldemar dotarło do Najwyższego Doradcy, diuka Oljebbina, gdy ten cieszył się towarzystwem szlachetnie urodzonego przyjaciela, Serithorna z Samivole. Spacerowali po tarasie gabinetu Oljebbina znajdującego się w bezpośrednim sąsiedztwie Dworu Pinitora, sąsiadującego z Twierdzą Stiamota, będącą najstarszym skrzydłem Zamku. Oljebbin, Serithorn i Wielki Admirał Gonivaul zamierzali za jakiś czas zjeść obiad z młodymi przedstawicielami rządów Korsibara: Farquanorem, Farholtem, Mandrykarnem ze Stee i kilkoma innymi.