— Odpowiedz mi po prostu — zirytował się Oljebbin. — Załóżmy, że Prestimion powie, iż prosi nas o pomoc w planowanej rebelii. Co mu odpowiesz?
— Zadałeś wyjątkowo nietaktowne pytanie.
— I zadaję je nadal. Wiesz dobrze, że poruszamy się poza granicami taktu.
— A więc jako odpowiedź potraktuj to, co ci teraz powiem. Nie znam planów Prestimiona. Powtórzyłem dwukrotnie, że uważam przejęcie władzy przez Korsibara za czyn obrzydliwy. Lecz jest on dziś namaszczonym Koronalem i bunt przeciw niemu to zdrada. Zło wywołuje zło, a kolejne zło wywołuje łańcuch zła, aż wreszcie świat się wywraca, a ja mam więcej do stracenia niż ktokolwiek inny.
— Więc gdyby między Korsibarem i Prestimionem rozgorzała wojna o tron, masz zamiar pozostać neutralny?
— Owszem, przynajmniej do chwili kiedy zorientuję się, która frakcja ma większe szansę na zwycięstwo. Przypuszczam, Oljebbinie — dodał ciszej — że ty zamierzasz postąpić podobnie.
— Ach! Wreszcie mówisz otwarcie. Skoro jednak zamierzasz pozostać neutralny, dlaczego przyjmujesz zaproszenie Prestimiona?
— O ile wiem, nie został jeszcze ogłoszony banitą. Cenię jego gościnność, bardzo lubię wino z Muldemar, poza tym Prestimion jest przecież moim drogim przyjacielem. A jego matka przyjaciółką. Jeśli zdarzy się tak, że pewnego dnia Prestimion wystąpi przeciw Korsibarowi zbrojnie… i wygra, chcę wiedzieć, że nie sprawiłem mu zawodu w chwilach, które są dla niego z całą pewnością trudne i bolesne. Pojadę. To będzie zwykła przyjacielska wizyta, bez żadnego znaczenia politycznego.
— Rozumiem.
— Z drugiej strony ty ciągle jesteś Najwyższym Doradcą Korsibara. Zdaję sobie sprawę z tego, że stawia cię to w pozycji trudniejszej niż moja.
— Doprawdy? W jakim sensie?
— Każdy czyn Najwyższego Doradcy pociąga za sobą konsekwencje polityczne, zwłaszcza w czasach tak trudnych. Jeśli skorzystasz z zaproszenia, dodasz Prestimionowi znaczenia i to z całą pewnością by się Koronalowi nie podobało. Jeśli chcesz pozostać na stanowisku, lepiej dla ciebie byłoby go teraz nie urażać.
— Co masz na myśli, mówiąc „jeśli chcesz pozostać na stanowisku”? — Oljebbin natychmiast się zdenerwował.
Serithorn uśmiechnął się ciepło.
— Przejął cię po rządach Confalume’a, owszem — wyjaśnił. — Ale na jak długo? Doskonale wiesz, że Farąuanor marzy wyłącznie o stanowisku Najwyższego Doradcy. Daj mu choćby najmniejszy powód, nawet pozór powodu, a wykorzysta to, by podważyć twą pozycję w oczach Korsibara.
— Dostałem zapewnienie, że pozostanę na dotychczasowym stanowisku, jak długo będę chciał. I pamiętaj o jednym, Serithornie, ja naprawdę nie boję się niczego. A z całą pewnością nie boję się księcia Farąuanora.
— Więc jedź ze mną do Muldemar.
Oljebbin milczał, z widoczną irytacją przyglądając się Serithornowi. Nagle podjął decyzję.
— Doskonale — powiedział. — Pojedziemy razem.
— W beczce po mojej prawej ręce — powiedział Prestimion — znajduje się słynne wino z dziesiątego roku Prankipina i Lorda Confalume, powszechnie uważane za najlepsze w tym stuleciu. To wino pochodzi z rocznika trzydziestego Prankipina Lorda Confalume i jest również wysoko cenione przez koneserów, przede wszystkim ze względu na niezwykły kolor i bukiet, choć, jako względnie młode, z pewnością zyska wiele przy dojrzewaniu. A w tej baryłce — tu poklepał bardzo zakurzoną beczkę o antycznym kształcie — znajduje się reszta najstarszego wina, jakim dysponujemy. Jeśli właściwie odczytuję treść wyblakłej nalepki, pochodzi ono z roku jedenastego Amyntilira Lorda Kelimiphona, czyli sprzed przeszło dwustu lat. Zapewne sporo straciło na smaku, ale zdecydowałem przedstawić je tu ze względu na obecność admirała Gonivaula, by pokosztował wina, które było najlepsze w czasach jego wielkiego przodka, Pontifexa.
Rozejrzał się po sali, każdego gościa z osobna obdarzając ciepłym uśmiechem i uważnym spojrzeniem; najpierw Gonivaula, który pojawił się jako pierwszy dziś po południu, potem Serithorna i Oljebbina, którzy przyjechali jednym lataczem godzinę później.
— I wreszcie — mówił dalej — oto pierwsza baryłka tegorocznego wina. Na razie oceniać można, oczywiście, zaledwie jego potencjał, nie rzeczywiste zalety. Jestem jednak pewny, że koneserzy o takim smaku i doświadczeniu wiedzą, jak oddać mu sprawiedliwość ze względu na to, czym będzie, a nie czym jest. W każdym razie mój zarządca piwnic jest przekonany, że gdy osiągnie pełnię, wino z czterdziestego trzeciego Prankipina Lorda Confalume będzie równe najlepszym winom w historii winnic Muldemar. Panowie, zacznijmy od niego i poruszajmy się pod prąd strumienia czasu, aż do najstarszego.
Obecni znajdowali się w specjalnej sali przeznaczonej do smakowania wina, wielkiej podziemnej jaskini z zielonego bazaltu. Wina stały na regałach jak okiem sięgnąć. Sala ta rozciągała się daleko w głąb Góry Zamkowej, a zgromadzono tu najwspanialsze wina w historii Muldemar, warte wiele milionów rojali. U boku Prestimiona stali Sepiach Melayn, Gialaurys i Svor, obecny był także brat księcia, Taradath. Trzej goście przybyli bez dworów. Czwarty zaproszony, prokurator Dantirya Sambail przysłał wiadomość, że obowiązki zatrzymują go w Zamku i będzie mógł pojawić się dopiero za dwa, trzy dni.
— Zarządco, proszę zaczynać — powiedział Prestimion. Zarządcą piwnic Muldemar od przeszło pięćdziesięciu lat był Abeleth Glayn, człowiek wysoki i chudy, o bardzo jasnych niebieskich oczach i siwych włosach; lubił on opowiadać o sobie, że wypił w życiu więcej dobrego wina niż ktokolwiek inny w historii Majipooru. Glayn pochylił się, by odszpuntować pierwszą baryłkę, lecz nim to uczynił, znieruchomiał na chwilę, dotknął rohilli wiszącej na kamizelce na wysokości piersi, dużym palcem i kciukiem lewej ręki wykonał gest zaklęcia oraz cicho wygłosił jakąś czarodziejską formułkę. Prestimion nie okazał niezadowolenia wobec tak wyraźnej manifestacji przesądów; kochał starego i pozwalał mu na wszystko.
Napełniono i rozdano szklanki. Goście naśladowali zarządcę piwnic we wszystkim, wypluli też wino jak prawdziwi kiperzy, zresztą było rzeczywiście zbyt młode. Wszyscy je chwalili.
— Będzie wspaniałe — oznajmił Oljebbin z przekonaniem.
— Zamawiam dziesięć baryłek do mej piwnicy — powiedział Serithorn.
Nawet ciemny, rozczochrany Gonivaul, który miał podniebienie Ghayroga i w powszechnej opinii nie potrafił odróżnić wina od piwa, a obu od sfermentowanego mleka smoków, uznał za stosowne podzielić się z obecnymi opinią, że o tym winie ludzie zaczną opowiadać legendy.
Prestimion klasnął w dłonie. Podano kawałki chleba do oczyszczenia ust oraz bardzo cienkie paski wędzonego mięsa smoków morskich marynowanego w wyciągu z płatków kwiatów meirva. Po przekąsce goście spróbowali drugiego wina, którego nie należało już wypluwać; wypito je i oceniono, po czym podano mocno przyprawioną rybę oraz ostrygi ze Stoienzar, nadal powoli poruszające się w muszlach. Po nich przyszedł czas na wino dziesiątego Prankipina Lorda Confałume, którym wszyscy zachwycili się jak należy, żałując Dantiryi Sambaila, którego ominęła tak wielka rozkosz.