— Jak myślisz, czy gdyby w każdej baryłce znajdowało się to samo wino, ci znawcy by się zorientowali? — Svor spytał cicho Septacha Melayna.
— Uspokój się, o pozbawiony szacunku dla lepszych od siebie — odparł Melayn, przeszywając Svora spojrzeniem pełnym udanej grozy. — To wielcy koneserzy, a poza tym najtęższe głowy królestwa.
Nadszedł wreszcie czas na stare wino z czasów Amyntilira. W ciągu długich dwustu lat zdążyło się pożegnać z wszystkimi zaletami doskonałego wina, którym z pewnością kiedyś było, Wielki Admirał Gonivaul chwalił je jednak bez pamięci. Omal się nie popłakał z wdzięczności, bo przecież Prestimion obdarzył go materialną pamiątką z czasów najwybitniejszego członka jego rodziny.
— A teraz chodźmy na górę — zaproponował książę. — Zjemy kolację z matką i kilkoma przyjaciółmi, po wieczerzy zaś napijemy się brandy, którą z pewnością uznacie za wartą wypicia.
Do tej pory ani razu nie wymieniono imienia Korsibara. Podczas kolacji przy wielkim stole królującym w sali bankietowej i zastawionym dla osiemnastu osób rozmawiano wyłącznie o polowaniu, o nadchodzącym okresie winobrania oraz o zbliżającej się nowej dorocznej wystawie malarstwa duszy. Nikt słowem nie wspomniał o zmianie rządów.
I tak przyjęcie toczyło się przez kilka godzin. Dopiero późnym wieczorem grupa panów, kosztujących uprzednio wina, zebrała się w przeszklonym gabinecie, gdzie w pięknych karafkach, na specjalnych regałach stały wspaniałe okazy brandy, niektóre liczące sobie wiek, i wówczas zmienił się temat rozmowy. Gospodarz nalał już i podał wszystkim kielichy z najlepszym i najstarszym gatunkiem.
— Co słychać na Zamku? — spytał spokojnym głosem, w żaden sposób nie podkreślając znaczenia tego pytania i nie kierując go do nikogo w szczególności.
Nagle w gabinecie zapanowała cisza. Niektórzy z trójki gości zapatrzyli się w kielichy, z wielkim zainteresowaniem obserwując ich zawartość, inni popijali brandy z wielkim nabożeństwem. Prestimion uśmiechał się uprzejmie, czekając na odpowiedź, zupełnie jakby zadał banalne pytanie o pogodę.
— Jest mnóstwo pracy — odparł Oljebbin, kiedy cisza stała się znacząca.
— Doprawdy?
— Każda zmiana władzy to jednocześnie czas robienia porządków — wyjaśnił diuk, sprawiający wrażenie zażenowanego tym, że jemu przyszło udzielić odpowiedzi, choć przecież często był obiektem publicznego zainteresowania. — Łatwo to sobie wyobrazić: urzędnicy ganiają w kółko i próbują zapewnić sobie pracę, jeśli tylko istnieje cień niebezpieczeństwa, że mogą ją stracić, inni pragną wykorzystać zamęt do zdobycia upragnionego awansu…
— Do której kategorii zalicza pan siebie, diuku? — spytał Svor, pociągając maleńki łyczek brandy.
Oljebbin zesztywniał.
— Najwyższy Doradca jest kimś więcej niż tylko urzędnikiem, o czym pan zapewne wie, diuku Svorze — odparł. — Pragnę jednak powiadomić pana, że nowy Koronal potwierdził wolę utrzymania mnie na dotychczasowym stanowisku.
— Oto dobra nowina! — zakrzyknął Septach Melayn, unosząc kieliszek zamaszystym gestem. — Za zdrowie Najwyższego Doradcy Oljebbina!
— Oljebbin! — krzyknęli inni, również unosząc kieliszki. — Niech żyje Najwyższy Doradca! — I wypili do dna, maskując niezręczność sytuacji.
— A Koronal? — spytał po chwili Prestimion. — Mam nadzieję, że bez trudu przyzwyczaił się do nowych obowiązków.
Znowu zapadła nieprzyjemna cisza, obecni gorliwie zainteresowali się zawartością kielichów. Oljebbin rzucił Serithornowi gniewne spojrzenie i Serithorn zdecydował się na udzielenie odpowiedzi.
— Przyzwyczaja się do pracy. Powoli. W końcu niesie na barkach wielki ciężar.
— Cięższy niż kiedykolwiek nosił, znacznie cięższy — burknął Gialaurys. — Człowiek, który nie potrafi ocenić swych sił, powinien uważać, co bierze na swe barki.
Prestimion nalał brandy do kielichów, młodszej brandy, której nie wstyd było wypić więcej.
— Oczywiście ludzie radośnie przywitali go jako Koronala — powiedział do nie oszczędzających alkoholu gości. — W całej dolinie Glayge widziałem, jak błyskawicznie znajdowali jego portrety do wywieszenia i jak radowali się jego sukcesem. Mam wrażenie, że został przyjęty bardzo dobrze. — Przesunął wzrokiem po twarzy rozmówców, jakby dawał im do zrozumienia, że w tych gładkich słowach kryje się drugie dno. Ale oni i tak o tym wiedzieli.
Gonivaul, którego zaczerwieniona od nadmiaru jedzenia i picia twarz pojawiała się od czasu do czasu wśród gęstej czarnej brody, powiedział schrypniętym głosem:
— Koronal przeżywa na razie miesiąc miodowy. Jak wszyscy nowi Koronalowie. Kiedy jednak na świat zaczną spadać jego dekrety, zwykli ludzie mogą zacząć śpiewać na inną nutę.
— Nie tylko zwykli ludzie — uzupełnił Serithorn, podając pusty kielich do napełnienia. On także był zaczerwieniony, oczy miał przekrwione.
— Tak? — zdziwił się Septach Melayn. — Czy ludzie tacy jak wy rzeczywiście mają powody do obaw o przyszłość?
Serithorn tylko wzruszył ramionami.
— Skutki każdej wielkiej zmiany, a taka przecież nastąpiła, należy dokładnie rozważyć i zanalizować. Lord Korsibar jest w końcu jednym z nas. Nie mamy powodu wątpić w to, że pod jego rządami zachowamy przywileje, jakimi cieszyliśmy się do tej pory. Nikt jednak nie wie dokładnie, jakie zmiany i jakie reformy planuje nowy Koronal. Pozwól, panie, że przypomnę ci, iż nikt z nas nie doświadczył jeszcze zmiany władzy.
— Jakież to prawdziwe — westchnął Prestimion. — Żyjemy w bardzo dziwnych czasach. Pozwólcie, że poczęstuję was teraz naszą niezwykle aromatyczną brandy. Po destylacji przechowujemy ją sześć lat w baryłkach z drzewa keppinong. Dla smaku do każdej dodajemy kilka jagód ganni.
Napełnił kieliszki. Przyglądał się gościom uważnie, jakby chciał upewnić się, że w pełni doceniają walory trunku.
— A jak wy, panowie, oceniacie niedawne zmiany? — spytał wprost. — Czy jesteście z nich zadowoleni?
Oljebbin spojrzał niepewnie na Serithorna, Serithorn na Gonivaula, admirał zaś na Oljebbina. Nie wiedzieli, na którego przyszła kolej, by odpowiedzieć na to pytanie, toteż nikt nie odpowiedział. Prestimion tymczasem naciskał nadal.
— A sposób, w jaki Korsibar doszedł do władzy… jak wam się spodobał, panowie? Czy waszym zdaniem to dobrze, że Koronalowie wybierają się sami?
Oljebbin westchnął. Wreszcie, wreszcie dochodzili w rozmowie do tego, co rzeczywiście ważne, a to wcale nie sprawiało mu przyjemności. Nie zabierał więc głosu, podobnie jak Gonivaul.
Serithorn przerwał panującą w gabinecie ciszę.
— Czyżby lord Prestimion chciał usłyszeć wypowiadane w swym domu słowa zdrady? — spytał.
Prestimion zdziwił się teatralnie.
— Zdrady? Któż mówi o zdradzie? Zadałem proste pytanie z dziedziny filozofii polityki. Poprosiłem o waszą opinię dotyczącą teorii rządzenia. Czyżby członkowie rządu nie mieli opinii w kwestiach konstytucyjnych? Czyżby bali się podzielić nimi z przyjaciółmi? Książę Serithornie, nie wątpisz chyba, że znajdujesz się w tej chwili w towarzystwie przyjaciół?
— Owszem. Przyjąłem gościnę przyjaciela, który nakarmił mnie wspaniałym jedzeniem i napoił wspaniałą brandy. — Serithorn wstał i ziewnął przesadnie. — Przełóżmy dyskusję filozoficzną i konstytucyjną na rano. Proszę o wybaczenie, książę…
— Zaczekaj, Serithornie! — krzyknął Gonivaul.
Tak zazwyczaj spokojny, admirał zerwał się na równe nogi. Chwiał się mocno od nadmiaru brandy, utrzymywał się na nogach z wyraźnym wysiłkiem. Twarz miał czerwoną, skrzywioną; przypominał słynnego z gwałtowności księcia Farholta w napadzie furii, oczy mu płonęły. Obrócił się ku Serithornowi, rozlewając przy tym brandy.