— Siedzimy tu cały wieczór, pijąc wino Prestimiona i bawiąc się z nim w te głupie gierki — powiedział, niewyraźnie wymawiając słowa. — Teraz wreszcie padną słowa prawdy, więc pozostań i wysłuchaj ich! — Spojrzał na Prestimiona. — No i co, książę? — spytał. — Do czego właściwie prowadzisz? Czy chcesz dać do zrozumienia, że nie pogodzisz się z uzurpacją Korsibara, i pytasz nas, co zrobimy, jeśli się przeciwko niemu zbuntujesz?
Oljebbin znieruchomiał. Siedział wyprostowany i sztywny, jakby kij połknął.
— Upiłeś się, Gonivaulu — wykrztusił. — Na miłość Bogini, usiądź!
— Cicho! Mamy prawo wiedzieć. A więc, Prestimionie, odpowiedz mi.
Oljebbin, wstrząśnięty, wstał niepewnie i zrobił kilka chwiejnych kroków, jakby zamierzał uciszyć Gonivaula siłą. Serithorn złapał go za rękę i zatrzymał, do Prestimiona zaś powiedział:
— Doskonale, książę. Wolałbym, żebyśmy nie musieli poruszać tego tematu, podejrzewam jednak, że z powodu takiej rozmowy się tu znaleźliśmy. Ja także pragnąłbym usłyszeć odpowiedź na pytanie admirała.
— Doskonale, wszyscy ją usłyszycie. — Prestimion mówił bardzo spokojnie. — Chcecie wiedzieć, co sądzę o Korsibarze? Uważam go za nieprawnego Koronala, który doszedł do władzy w sposób niegodny.
— I zamierzasz pozbawić go tronu? — spytał Gonivaul.
— Chciałbym, by został pozbawiony tronu. Głęboko wierzę w to, iż z jego rządów wyniknąć może wyłącznie nieszczęście.
Ale nie da się odebrać mu władzy, machając czarnoksięską różdżką.
— A więc zabiegasz o naszą pomoc? Bądź z nami szczery.
— Zawsze byłem z tobą szczery, lordzie Serithornie. I przypominam ci przy okazji, że ani słowem nie wspomniałem o wystąpieniu przeciw Korsibarowi. Jeśli jednak dojdzie do powstania, podkreślam, jeśli dojdzie, poświęcę mu wszystkie swe siły i wszystkie środki. — Książę spojrzał w oczy po kolei każdemu ze swych gości.
— Dobrze wiesz, że dzielimy twą pogardę i obrzydzenie środkami, dzięki którym Korsibar zdobył władzę — powiedział nieco skrępowany Serithorn. — Wszyscy trzej jesteśmy wielbicielami tradycji. Trudno nam zaakceptować jego niespołeczne i, mówiąc twoimi słowami, nielegalne działania.
— Oczywiście — potwierdził Oljebbin.
— Racja! Słusznie! — zawtórował mu donośnie Gonivaul i ciężko opadł na fotel.
— Rozumiem więc, że jesteście ze mną? — spytał Prestimion.
— Pod jakim względem? — odpowiedział pytaniem Serithorn. — Niechęci do uzurpacji Korsibara? Oczywiście! — Oljebbin energicznie pokiwał głową, Gonivaul także. — Oczywiście — mówił dalej Serithorn — w chwili obecnej musimy poruszać się bardzo ostrożnie. Korsibar dysponuje siłą, no i strzeże się, co jest zupełnie zrozumiałe w tym przejściowym czasie. Nie wolno nam śpieszyć się lekkomyślnie.
— To rozumiem — przyznał Prestimion. — Lecz kiedy nadejdzie właściwa chwila…
— Uczynię wszystko co w mojej mocy, by świat wrócił na właściwą drogę. To mogę obiecać ci z całego serca.
— Ja również — wtrącił Oljebbin.
— I ja — przytaknął Gonivaul. — Przecież wiesz, Prestimionie. Spełnię swój obowiązek, choćbym miał za to zapłacić głową. Choćbym… głową… zapła… płacić… — Admirał mógł już tylko bełkotać. Osunął się w fotelu, zamknął oczy i w chwilę później zachrapał.
— Chyba powinniśmy kończyć to spotkanie — powiedział Prestimion cicho do Gialaurysa i Melayna. Wstał. — Czy ktoś jeszcze pragnie się napić, panowie?
Gonivaul spał. Oljebbin był niemal równie pijany, Serithorn zaś, choć przytomny i panujący nad sobą, zmierzał do drzwi z wyraźnym wysiłkiem. Na prośbę gospodarza Gialaurys obudził admirała i zaprowadził do pokoju. Septach Melayn oferował pomoc niezbyt przytomnemu Oljebbinowi, Taradath zaś, zgodnie z sugestią brata, pośpieszył za księciem Serithonem, by służyć mu pomocą.
Książę pozostał w gabinecie ze Svorem. Wypili razem ostatni kieliszek brandy przed snem.
— I co o tym wszystkim sądzisz, mój sprytny przyjacielu? — spytał Prestimion. — Są ze mną czy nie?
— Są z tobą. Bez żadnych wątpliwości.
— Tak myślisz? Naprawdę?
Svor uśmiechnął się i machnął ręką.
— Ależ oczywiście, Prestimionie, z całą pewnością są z tobą ci nasi trzej wspaniali i bardzo konserwatywni lordowie. Sami to powiedzieli, a przecież nie mogą kłamać. Sam słyszałeś, co mówili. Oczywiście, są z tobą… jak długo siedzą w twoim domu i piją twoją brandy. Podejrzewam, że kiedy wrócą na Zamek, wszystko może się zmienić.
— Masz rację. Czy jednak będą skłonni mnie zdradzić?
— Bardzo w to wątpię. Będą czekać i obserwować, co zrobisz, zostawiając sobie drogę wyjścia na wszelki wypadek. Jeśli wystąpisz przeciwko Korsibarowi i będziesz miał szansę na zwycięstwo, przyłączą się do ciebie, nie wcześniej jednak, niż udowodnisz, że jesteś w stanie wygrać. W innym razie pod przysięgą zaprą się, że kiedykolwiek obiecywali ci jakiekolwiek wsparcie. Tak mi się wydaje.
— I mnie — powiedział Prestimion.
Świt był piękny, ale pierwszy z gości Prestimiona opuścił swój pokój w wiele godzin po wschodzie słońca. Śniadanie zjedzono późno, po południu zaś wszyscy pojechali na polowanie do rodzinnego rezerwatu. Ubito wiele bilantoonów, sigimoinsów i podobnych niewielkich zwierząt. Służba przygotowała z nich wieczerzę. Tego dnia nie kontynuowano tematu z poprzedniego wieczora; wszyscy zachowywali się jak światowcy, którzy dla rozrywki wyprawili się na wieś.
Następnego dnia goście wrócili na Zamek. W niespełna godzinę po wyjeździe ostatniego w Domu Muldemar pojawił się goniec z informacją, że zbliża się prokurator Ni-moya. I rzeczywiście, prokurator zjawił się wkrótce przed bramą z orszakiem liczącym pięćdziesiąt, a może nawet nieco ponad sześćdziesiąt osób.
Ta chłodna bezczelność wywołała uśmiech na twarzy Prestimiona.
— Cieszę się, że nie masz ich ze sobą pięciuset — powiedział do Datiryi Sambaila, którego znalazł pośrodku kłębiącego się tłumu. — Jakoś ich pomieścimy, kuzynie. Czyżbyś odprawiał wielką procesję?
— Na to jest jeszcze odrobinę za wcześnie. Na razie nikt nie ofiarował mi korony — usłyszał w odpowiedzi.
Prokurator był, jak zwykle, przesadnie wystrojony. Miał na sobie bogato zdobiony, z pewnością bardzo kosztowny kaftan z czarnej skóry, po samą szyję nabijany jaskrawymi cekinami w kształcie diamentów, oraz półpancerz ze złota wykończonego srebrem, na którym wyryte były jakieś nie znane Prestimionowi symbole.
— Nie martw się, nie będziemy dla was przesadnym ciężarem. Składam tylko krótką wizytę. Jutro rano ruszamy w drogę.
— Już jutro? Dlaczego? Możesz zostać, ile chcesz.
— Chcę zostać do jutra. Mam przed sobą długą drogę, stąd ten liczny orszak. Wracam do Ni-moya.
— Nie czekając na ceremonię koronacyjną?
— Koronal wielkodusznie zwolnił mnie z obowiązku uczestniczenia w niej. Ze względu na długą drogę, którą mam przed sobą. Mniej więcej trzy lata nie było mnie w domu, wiesz? Zaczynam za nim tęsknić. Lord Korsibar jest zdania, że powinienem się pokazać teraz na Zimroelu, przynieść tam wieść o zmianie władzy. Na tym kontynencie Korsibar nie jest tak dobrze znany, rozumiesz? Mam zapewnić lud o jego zaletach.