Выбрать главу

— Oczywiście. Sam fakt, że na tronie zasiadł Korsibar, już jest drastycznym odejściem od tradycji. Porozmawiaj z nim. Powiedz mu, czego chcę. Doradź, by zastosował się do moich próśb. Możesz tego dokonać, on cię wysłucha. Nas dwojga słucha chętniej niż kogokolwiek innego, ale ja nie mogę prosić o nic dla siebie. Zrobisz to dla mnie, Sanibaku-Thastimoonie?

— Korsibar jest Lordem Koronalem, pani. Mogę prosić, nie jestem jednak w stanie zagwarantować, że zgodzi się na moje prośby.

— A więc proś, proś! Mag wyszedł bez słowa. Księżniczka zwróciła się do Melithyrrh.

— Wszystko słyszałaś — powiedziała. — Jak myślisz? Pomoże mi?

— Czy mówiłaś, że to twój sojusznik? Że zna twe najtajniejsze sekrety? Owszem, on zna sekrety wszystkich. Ale sojusznik? Nie, nie sądzę, pani.

— Obiecał, że wstawi się za mną do Korsibara.

— Zgadzam się, powiedział, że przekaże Korsibarowi twe słowa, ale nic więcej. Nie zobowiązał się, że doradzi mu, by się zastosował do twych życzeń ani że uczyni cokolwiek, by się spełniły.

— Ależ on właśnie to mi obiecał!

— Nie, pani. Bardzo chciałaś usłyszeć od niego obietnicę, ale ja też słuchałam jego słów i żadnej obietnicy nie usłyszałam. Powiedział, że poprosi. Poprosi. Bardzo wyraźnie zaznaczył także, że to, o co prosisz, sprzeciwia się zwyczajowi i tradycji. Możesz mi zaufać, pani — on, ten twój sojusznik, nie kiwnie palcem, żeby ci pomóc. Nie kiwnie palcem!

Thismet milczała. W pamięci powtarzała sobie rozmowę z magiem, szukała zapewnień o pomocy, nie znalazła ich i zrozumiała, że Su-Suheris pomocy jej nie obiecywał.

Wstała i zaczęła chodzić po pokoju.

— Co mogę zrobić, Melithyrrh? — spytała.

— Ten w mojej opinii jest dla ciebie stracony, ale przecież na świecie istnieją inni magowie. Sanibak-Thastimoon oddał się Korsibarowi teraz, gdy Korsibar został Koronalem.

— Jeśli się nie mylisz, jest to dla mnie bardzo bolesny cios. Uważałam, że jest wobec mnie tak lojalny jak wobec mojego brata.

— I pewnie kiedyś był, teraz jednak, moim zdaniem, zmieniło się wszystko i jest on już lojalny wyłącznie wobec twego brata. Będzie ci służył, owszem, ale nigdy wbrew interesom Koronala. — Melithyrrh zamyśliła się głęboko. — Znasz tego Vroona, Thalnapa Zelifora? — spytała w końcu.

— Masz na myśli czarodzieja księcia Gonivaula?

— Owszem, był u niego na służbie, admirał znany jest jednak z tego, że nie lubi wydawać pieniędzy. Od dłuższego czasu Thalnap Zelifor szuka sobie na Zamku nowego patrona. Zwrócił się do jednego z ludzi Korsibara, zdaje się do hrabiego Venty, ale Venta odesłał go z niczym, bo nie lubi Vroonów. Przyszedł do mnie z pytaniem, czybyś go nie najęła, ale ja też odesłałam go z niczym.

— Nic mi o tym nie powiedziałaś.

— Uznałam, że to błaha sprawa, pani. W owym czasie korzystałaś z magii Sanibaka-Thastimoona i ufałaś mu; drugi czarodziej byłby więc nieprzydatny. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Su-Suheris jest zwykłym posłem, przekazującym twe sekrety bratu. Mam nadzieję, że już to zrozumiałaś, pani.

— Tak, możliwe, możliwe. — Thismet wzięła do ręki kilka pierścieni, odłożyła je i znów podniosła. Zacisnęła palce.

— Gdyby doszło do jakiegokolwiek konfliktu między Koronalem a jego siostrą, Su-Suheris z całą pewnością opowiedziałby się po stronie tego pierwszego — mówiła dalej Melithyrrh. — Taki już jest. Nie wpłynie się na niego ani prośbą, ani łapówką. Potrzebujesz własnego czarodzieja, czarodzieja lojalnego wyłącznie wobec ciebie.

— I myślisz, że ten Vroon byłby odpowiedni?

— Podobno w zdolnościach nie ustępuje nikomu. I nie chodzi tylko o zaklęcia, w rzeczywistości nikt przecież nie wie, jakie mają praktyczne znaczenie. Magia to jednak więcej niż tylko rzucanie zaklęć. Vroonowie dysponują potęgą umysłu, nikt nie jest w stanie dorównać im pod tym względem. Ten podobno zbudował nawet maszynę, która pozwala mu zaglądać wprost w ludzkie dusze. Poza tym zna wszystkich i wszędzie wetknie nos.

— Vroonowie nie mają nosów, tylko ohydne dzioby — zaprotestowała Thismet.

— Przecież wiesz, o co mi chodzi, pani. Jeśli mi pozwolisz, porozmawiam z nim. Przedstawię mu twoje sprawy, najmę go na służbę i zapłacę wystarczająco dobrze, by nie czuł pokusy sprzedania twych sekretów Korsibarowi. Udzielisz mi zgody, pani?

Thismet skinęła głową.

— Najmij go na służbę. I natychmiast go do mnie przyprowadź. Melithyrrh, Melithyrrh, jak bardzo pragnę zostać królową!

4

Na Górze Zamkowej trzeci dzień już trwały uroczystości koronacyjne. Rycerze i arystokraci zajmowali się w tej chwili wyłącznie ucztami, zabawami i turniejami.

Ten turniej był zupełnie odmienny od igrzysk, które przeprowadzono w Labiryncie, podczas gdy umierał tam stary Pontifex. W Labiryncie zawody toczyły się w zamknięciu i mroku tajemniczej areny Pontifexa Dizimaule’a i nikt nie czuł się bezpieczny, teraz uczestnicy konkurowali ze sobą na obszernym trawiastym Dziedzińcu Vildivara, tuż pod Dziewięćdziesięcioma Dziewięcioma Schodami, skąd rozciągał się wspaniały widok na najwyższą część Zamku oraz wielki łuk czystego błękitno-zielonego nieba. No i oczywiście odbywała się tu uroczystość radosna, świętowano nowy początek, nie koniec epoki, radowano się wśród występów żonglerów i klaunów, wśród dźwięków bębnów i trąb, w nocy niebo rozświetlały fajerwerki, w dzień jasne, ciepłe słońce, mocne wino płynęło strumieniem zarówno w dzień, jak i w nocy, a ludzie weselili się i śmiali.

Wzdłuż trzech ścian Dziedzińca Vildivara wzniesiono wielkie trybuny. Lord Korsibar zasiadał w pierwszym rzędzie pośrodku, na fotelu będącym kopią tronu Lorda Confalume’a. Przy przeciwległej ścianie, dokładnie naprzeciw przygotowano drugi identycznej wielkości; miejsce to zająć miał Pontifex Confalume, który dzień wcześniej przybył na Zamek, by uświetnić koronację syna; miał być pierwszym Pontifexem biorącym udział w uroczystościach koronacyjnych. W trzecim skrzydle trybun postawiono tron dla nowej Pani Wyspy Snu, matki Koronala, Lady Roxivail, która rankiem przyjechała ze swej samotni na tropikalnej wyspie Shambettirantil, leżącej w Zatoce Stoien.

Była to jej pierwsza wizyta na Zamku od tak dawna, że ostatniej nie pamiętał chyba nikt z obecnych, nikt też nie spodziewał się, że kiedyś jeszcze Lady Roxivail tu zobaczy. A jednak przybyła, niewysoka, ciemna, słynna z urody, której lata wydawały się nie tykać. W oślepiająco białej jedwabnej sukni o szerokich powiewających rękawach, wykończonej fioletem, sprawiała imponujące wrażenie; obracały się na nią oczy wszystkich obecnych. Siedziała spokojna, nieporuszona, obserwowała męża władcę i syna władcę z lekkim uśmiechem, nie zdradzając żadnych uczuć. Trzy Potęgi Królestwa spotkały się dziś na Zamku, wszystkie pochodzące z tej samej rodziny… któż mógł się tego spodziewać?

Za Potęgami Majipooru siedzieli ich sekretarze i doradcy. Korsibarowi towarzyszył Najwyższy Doradca diuk Oljebbin, który pełnił tę funkcję w poprzednim rządzie, starsi lordowie, Gonivaul i Serithorn, oraz ludzie nowi: Farąuanor, Farholt, Mandrykarn, Navigorn, hrabia Venta z Haplior. Także mag Su-Suheris trzymał się blisko Koronala; często jedna z jego głów szeptała coś do ucha władcy. Na trybunach widać było też kilku innych czarodziejów.

Pontifexowi towarzyszyła znacznie mniejsza grupa urzędników. Z Labiryntu przybył wraz z nim jedynie powszechnie szanowany Orwic Sarped, minister spraw zewnętrznych Pontifexa Prankipina tymczasowo nadal pełniący tę funkcję oraz Heszmon Gorse z Triggoin, pierwszy mag Confalume’a od wielu, wielu lat. Nie ogłoszono jeszcze, kto zajmie urząd Kai Kanamata,’ Wysokiego Rzecznika Pontyfikatu pod Prankipinem, który złożył dymisję w dzień po śmierci starego Pontifexa, nie miano również następców wielu innych wysokich urzędników, którzy odeszli wraz ze zmianą władcy. Chodziły plotki, że Confalume próbuje namówić księcia Oljebbina, by przeniósł się do Labiryntu i został nowym rzecznikiem.