Выбрать главу

— Spojrzyj na horoskop, pani! — krzyknął Thalnap Zelifor. Spojrzała. Nie widziała w nim żadnego sensu, tylko jakieś bezsensowne zygzaki. — Masz tu przed sobą jasny obraz przyszłości niczym drogę wybrukowaną gwiazdami z nieba. Ta chwila nie wymaga skromności! Idź do brata! Wyznaj mu swe pragnienia. Nalegaj, by je spełnił, pani. Twój brat nie jest człowiekiem mocnym. Potrafi opierać się wyłącznie do pewnego punktu, a potem, jeśli działa na niego większa siła, kapituluje. Ty o tym wiesz, pani.

— Owszem. Wiem. I ja jestem tą większą siłą.

— To prawda. Więc idź do niego! Czemu nie? Czemu nie?

Thismet czuła zawrót głowy. Jaskrawe kolory wirowały jej przed oczami. Obraz, który wyczarował w powietrzu Vroon, rósł i poszerzał się, aż zasłonił całe niebo. Niedawno powiedziała do Melithyrrh, że chciałaby być królową… co wówczas miała na myśli? To słowo po prostu pojawiło się na jej ustach. Królowa? Na Majipoorze nie było królowych. Ale Lordowie Koronalowie są królami, więc kobieta Koronal stałaby się królową, prawda? Mogłaby zostać Koronalem. Tak! Królewska córka władcy, królewska siostra królewskiego brata, zasiadająca na drugim tronie wybudowanym w cudownej sali tronowej ojca.

Dlaczego nie?

Dlaczego nie?

— Możesz wejść, siostro — powiedział Korsibar. Dłonie rozstawił szeroko i wsparł na blacie wielkiego palisandrowego biurka, które należało do jego ojca, a przedtem do Lorda Prankipina i do każdego poprzedniego króla, od czasu gdy wyposażenie gabinetu wykonano za rządów Lorda Dizimaule’a, wielkiego budowniczego. Obserwował siostrę zmierzającą ku niemu przez wielką salę szybkim krokiem, depczącą drobnymi stopami podłogę zdobną intarsjami z drewna semotan, bannikop i ghazyn.

Thismet stanęła przed nim, drobna i groźna, lada chwila gotowa wybuchnąć. Była piękna, silna i przepełniona energią, której nie miała na co obrócić. Przerażała go. Stanowiła dla niego zagrożenie, teraz i zawsze. A on tymczasem czuł tylko paraliżujące zmęczenie po tygodniach ciężkiej pracy i po koszmarnej pomyłce, tej strasznej wpadce z Septachem Melaynem i magiem, która zdarzyła się zaledwie wczoraj, podczas walk rycerskich. Tymczasem twardy błysk w czarnych oczach Thismet, jej sztywna postawa i wojowniczy wyraz twarzy świadczyły o tym, że nie zamierza spędzić z nim paru miłych chwil.

Zmusiła go, by został Koronalem. Do czego teraz chce go zmusić?

— Wyglądasz strasznie, bracie — pozdrowiła go.

— Naprawdę? Czy to takie dziwne? Po zabójstwie, do którego doszło na naszych oczach?

— Więc dlaczego nie kazałeś aresztować Septacha Melayna?

— Upił się. To był przypadek.

— On tak twierdzi, owszem.

— A ja mu wierzę — powiedział z naciskiem Korsibar. — Czego ode mnie chcesz, Thismet? Za dziesięć minut pojawi się tu Farąuanor z kolejną porcją papierów do podpisania.

— Dla siostry masz zaledwie tyle czasu? Cóż, może w dziesięć minut zdążę ci wyłuszczyć moją sprawę. — Obrzuciła go spojrzeniem, które znał aż za dobrze, i po wymownej przerwie rozpoczęła: — Horoskop, który postawił ci Sanibak-Thastimoon, ten, w którym powiedziane zostało, że wstrząśniesz światem… wiedziałeś, że podobny postawił dla mnie?

— A dlaczego nie miałby być podobny? Urodziliśmy się w tej samej godzinie, nieomal w tej samej chwili. Zostaliśmy poczęci przy tej samej konfiguracji gwiazd. I przecież wstrząsnęłaś światem, siostro. Twe przeznaczenie spełniło się we mnie.

— W tobie — powtórzyła głosem bez wyrazu.

Korsibar spojrzał na koronę leżącą na biurku w zasięgu ręki. Ostatnio nosił ją coraz rzadziej.

— Zasiadłem na tronie Koronala dzięki tobie, prawda? Gdyby nie twoje namowy, mądre rady i wiara w ostateczny sukces, nigdy nie sięgnąłbym po władzę.

— Wypełniło się twoje przeznaczenie, nie moje. Przepowiednie przyszłości pokazują, jak idę twym śladem.

— Idziesz mym śladem. Jestem Koronalem, dźwigam na barkach ciężar rządzenia światem, ty zaś mnie wspomagasz, stoisz obok.

— Stoję obok? Powiedziałabym, że raczej daleko za twymi plecami, Korsibarze.

Właśnie czegoś takiego się obawiał, nie wiedział jednak, o co dokładnie chodzi siostrze.

— Błagam cię, Thismet, przejdź do rzeczy. Mówiłem ci przecież, że lada chwila przyjdzie Farąuanor, przyniesie stos dokumentów, które będę musiał…

— Mogę się zająć tymi dokumentami.

— Siostra Koronala nie ma takich prerogatyw.

— Właśnie o to mi chodzi. Ty jesteś królem, a ja? — Thismet oparta się pięściami o blat biurka. — Thalnap Zelifor postawił mi nowy horoskop, potwierdzający opinię Sanibaka-Thastimoona. Ty i ja idziemy przez życie identycznymi drogami. Urodziłam się, by osiągnąć własną wielkość, i teraz nadeszła moja godzina. — Przerwała na chwilę, po czym wypowiedziała zdumiewające słowa: — Uczyń mnie również Koronalem, będę z tobą rządzić.

Było gorzej, niż Korsibar się spodziewał, gorzej nawet niż potrafił sobie wyobrazić.

— Chyba nie mówisz poważnie, Thismet? — spytał, gdy odzyskał oddech.

— Przecież wiesz, że nie żartuję.

— Tak, wiem.

Zabrakło mu słów. Rozległo się pukanie do drzwi i majordomus oznajmił:

— Panie, przyszedł lord Farąuanor.

— Powiedz mu, żeby zaczekał. — Głos Korsibara brzmiał ochryple, zduszony zdumieniem i gniewem. Thismet, nieruchoma, oczekiwała odpowiedzi. Jej oczy sprawiały wrażenie dwóch lśniących kamyków.

Korsibar zdołał się wreszcie opanować.

— Wiele ode mnie żądasz, siostro — powiedział w końcu. — Nie znamy historycznego precedensu podziału władzy.

— Doskonale to rozumiem. Ostatnio zdarzyło się wiele rzeczy nie mających historycznego precedensu.

— Owszem. Jednak to, że książę zastępuje na tronie ojca, nie jest takie znowu nienaturalne. Za to kobieta na tronie Koronala…

— Kobieta dzieląca tron Koronala.

— Nieważne, jak to nazwiesz. Coś takiego nigdy się nie zdarzyło.

— Proszę cię, byś rozważył moją propozycję. Zrobisz to dla mnie?

Korsibar był zdumiony jak jeszcze nigdy w życiu. Odpowiedział dyplomatycznie:

— Rozumiesz chyba, że potrzebuję czasu, by rozważyć kwestie konstytucyjne? I naradzić się z ludźmi starszymi ode mnie, zasięgnąć ich opinii dotyczących konsekwencji, jakie miałoby dla świata takie posunięcie. Ludzie spokojnie przyjęli to, że objąłem władzę niezbyt typową drogą. Jeśli jednak posunę się o krok dalej, zażądam, by zaakceptowali…

— Owszem, to bardzo śmiały krok — przyznała księżniczka, a Koronal nie wiedział, czy w jej słowach jest ironia, czy nie.

— Proszę cię tylko o trochę czasu. Czasu na rozważenie twej prośby. Czasu na zasięgnięcie rady.

Thismet obrzuciła go długim, nieufnym spojrzeniem. Znał ją wystarczająco dobrze, by zrozumieć, że siostra gotowa jest sprawić mu w przyszłości wielkie kłopoty, póki nie osiągnie swego. Podejrzewał, że ona z kolei zna go wystarczająco dobrze, by rozumieć, że prośba o czas na zastanowienie w rzeczywistości oznacza odmowę. Był jednak pewien, że na razie udało mu się osiągnąć remis.

— Jak sądzisz, ile czasu zabierze ci badanie kwestii konstytucyjnych?

— Nie mam pojęcia. — Korsibar wzruszył ramionami. — Twoja prośba jest nieoczekiwana, a w dodatku mam teraz pełne ręce roboty. Problem Prestimiona nie został bynajmniej rozwiązany. Przypominam ci też, że na Zamku goszczą ojciec i matka, a ja zaledwie zaczynam rządzić, nie mam dużego doświadczenia. Ale rozumiem twe potrzeby i rozważę je z należytą starannością.